Witam, mam na imię Rafał, na wstępie pragnę się przywitać, jest to mój pierwszy post
Najpierw przedstawię sytuację obecną: mój pierwszy kot, Tygrys, rudy, kastrowany dachowiec ma obecnie 12 lat. Jest kotem bardzo spokojnym, od zawsze wycofanym z stosunku do obcych, typ kanapowca któremu się nic nie chce. Lubi być przy człowieku ale nie na człowieku, nie przychodzi na kolana - woli położyć się obok. Ale pieszczoch jest z niego niesamowity, jego ulubiona zaczepką jest położenie się na plecach i skrobanie w koc do momentu, aż ktoś nie przyjdzie i nie będzie go głaskać po brzuchu przynajmniej 30min
Drugi kot Łapa to też dachowiec, szaro-czarny z białymi łatkami, w wieku około 2,5 roku. Przywieźliśmy go dwa lata temu z wakacji ze złamaną tylna łapą, był wychudzony, zarobaczony, uszy czarne. Dzisiaj jest pięknym, zdrowym, wykastrowanym kocurem. Jest odwrotnością Tygrysa, zawsze go wszędzie pełno, nie poleży spokojnie kilku minut, byle mucha czy inny dźwięk stawia go na baczność. Nie ma problemu z obcymi, jest bardzo towarzyski. Nie lubi dotyku ręką jeśli nie ma na to ochoty, w szczególności brzucha, potrafi zasyczeć jak mu się coś nie podoba, wbić ząbki jak go ktoś wkurzy. Ale jak ma ochotę na miziantasy, to wtedy nie ma problemu, domaga się głaskania, gulga niesamowicie, przytula się do człowieka. Bardzo lubi spać na nas
Przywożąc Łapę do domu nasz rezydent miał 10 lat, maluch około 3 miesięcy (nadmienię jeszcze, że w miocie z którego zabraliśmy Łapę był jeszcze jeden kociak i dwie kotki). Była to decyzja pod wpływem impulsu, bez żadnej wiedzy na temat dokacania i mając nadzieję, że koty się dogadają. Na początku była izolacja w osobnym pokoju, odrobaczanie, szczepienia, kastracja. Później przedstawienie sobie kotów i jakoś to poszło. Ale bez większego entuzjazmu ze strony rezydenta, ale też bez większych spięć (przez dwa lata tylko dwie "afery").
Niestety u kotów widać różnicę wieku i temperamentu, młody chce się bawić, "atakuje" starszego przy każdej okazji, przy czym nie jest to absolutnie żadna agresja, po prostu kot chce się bawić tak, jak bawił się z rodzeństwem. On ma chyba ADHD
Starszy tego nie chce, potrafi zasyczeć, a jak trzeba to i łapą pacnąć. Jak może, usuwa się z drogi młodemu. Widać, że jest trochę zmęczony nagabywaniem młodego.
Nie ma problemu z jedzeniem obok siebie, czasami zdarza się, że śpią kilka centymetrów od siebie, korzystają ze wspólnych kuwet, razem przychodzą przywitać się po wejściu do domu. Ale nie ma wylizywania sobie futer czy wspólnej zabawy.
Teraz sedno sprawy: razem z żoną zastanawiamy się nad adopcją trzeciego kota. Myślałem nad dołączeniem kotki, około 2-3 lat, wykastrowanej, o temperamencie podobnym do Łapy. Pozwoliło by to skupić energię młodych na sobie i odciążyć starszego. Oczywiście teoretycznie, bo wiemy, że koty są nieobliczalne
Dziś żałujemy, że razem z Łapą nie zabraliśmy od razu jego siostry, zupełnie inaczej by to dziś wyglądało.
Ale mamy dylemat, czy nie zaszkodzimy najstarszemu, bo może okazać się, że będzie miał dwie "zadziory" do odganiania.
Macie doświadczenie w takich sytuacjach?