» Sob kwi 17, 2021 20:04
Re: Re: DT u Bastet ♥ ♥ ♥ Kocięta na pokładzie!
Wiecie co? Jestem zmęczona jak diabli, ale chcę Wam opowiedzieć o dwóch sytuacjach dzisiaj: dwóch różnych podejściach do czworonożnego pacjenta. I do człowieka. Będzie długo!
Byłyśmy dziś z Szarlotką u dwóch różnych wetów. Rano, kiedy ona znowu nie zjadła śniadania - a nie jadła sama tak naprawdę od doby (jedynie dokarmiałam ją strzykawką trochę na siłę i to niewiele zjadała), próbowałam się dodzwonić do mojej wetki z polecenia. Niestety, nie odbierała. Napisałam jej sms, czy można przyjechać, gdyż mam malutką koteczkę, której życie może być zagrożone. Nie odpisała. Na pewno miała sporo pacjentów. Więc zadzwoniłam i umówiłam się do innego weterynarza. (Dziękuję za podwiezienie i obecność, Alu i Adamie!)
Ta pierwsza wetka obejrzała małą, powiedziała, że w zasadzie to ona tu nic nie widzi. Nie ma wskazań do antybiotyku, odrobaczyć nie można, bo za słaba. Brzuszek duży a więc na pewno nie jest zagłodzona. I że w ogóle trochę przesadzam.
Wiecie. Ja mam intuicję. Czuję, jeśli z kociątkiem coś jest nie tak. A ta wetka ciągle ją ignorowała - tę moją intuicję. Płakać mi się chciało. Czułam, że muszę walczyć o to, by w ogóle mnie wysłuchano. I dodatkowo traktowała mnie z góry, a mówiąc do mnie prawie krzyczała. Dała tylko małej kroplówkę podskórną i powiedziała, że mała musi się wzmocnić.
- a czym ma się wzmocnić, jak nie je??? I jak żadne leczenie nie zostało wdrożone? - pytałam.
Wróciłam wściekła do domu i niemal płakałam ze złości i z bezsilności. Nie wiedziałam, jak jeszcze pomóc Malutkiej. Bo kroplówkę podskórną to w zasadzie mogę zrobić sama. Ale to jest za mało.
I w tym samym momencie oddzwoniła do mnie ta wetka, do której próbowałam dodzwonić się rano. Powiedziała, że dopiero teraz odczytała SMS-a. I że wprawdzie już skończyła pracę i jest prawie pod domem, ale skoro z kociątkiem jest źle, to ona wróci do gabinetu i specjalnie dla nas otworzy!
Nakarmiłam ekspresem braciszków, wsiadłam w taksówkę i pojechałam z Szarlotką do niej.
Na stole czekał już na nas nie tylko czysty podkład, ale i pod spodem ciepły kocyk elektryczny. Pani doktor od razu zauważyła, że mała ma wzdęty brzuszek i że ją ten brzuszek boli. Że źle się czuje. Założyła małej wenflon. Dała ciepłą kroplówkę pompą infuzyjną (uwzględniając, że mała dostała wcześniej już jedną). Podała małej leki! Tolfinę przeciwbólową, witaminę b12, nospę rozkurczowo, antybiotyk, glukozę. Zrobiła jej akupunkturę dwiema igiełkami na pobudzenie apetytu!
W międzyczasie Pan Piotr, przejeżdżając przez całe miasto, przywiózł mleko ode mnie z domu, którego zapomniałam zabrać ze sobą (dziękuję Panie Piotrze serdecznie!)
Zrobiłyśmy mleko. Pani doktor zawinęła malutką w kocyk... I cud! Szarlotka zaczęła sama ciągnąć! Wprawdzie nie dużo, bo zjadła sama może 2 ml. Ale już sama!
W sumie spędziłyśmy w gabinecie chyba 1,5 godziny...
Dostałyśmy leki do domu. Wenflon na razie został w łapce. Mała ma być w inkubatorze w temperaturze 27-28 stopni. Mam podać jutro kontynuację tego, co było dziś, a w poniedziałek kontrola. Czuję niewypowiedzianą ulgę, że zostałyśmy z Szarlocią potraktowane poważnie i z szacunkiem. Jakie to jest ważne.
Padam! Oby było coraz lepiej z naszą dziewczynką.
Tosia, Basti, Rudi
Do zobaczenia Matrisiu. ♥ ♥ ♥ Kocham Cię.