Z bengalami nie mam przesadnego doświadczenia, ale z savannah (pokrewną rasą - też hybryda dzikiego kota z domowym) już tak... wymieniając wrażenia z hodowami benglów raczej byliśmy bardzo zgodni...
Tak więc nie polecę ci brania jednego bengala/savannah - człowiek nie jest w stanie tego zmęczyć. Dopiero szaleństwa z drugim kociakiem + godzinka/dwie intesywnej zabawy przed snem wróżą jakiś sukces
.
Po drugie "gadatliwość" to w tym wypadku wrzas słyszany w promieniu 100 m, przy zamkniętych oknach. Innymi słowy zazwyczaj całą drogę do samochodu słyszeliśmy co kot myśli o zostaniu samemu w domu. Do tej pory dziwię się, że sąsiedzi policję wzywali tylko 2 razy - wkurzona savannah MA GŁOS
. Znajomi opisywali mi pomiaukiwania swojego bengala jako "głośność wyjącego wilka". Wycie wilka z daleka brzmi fajnie, ale tak w odległości 5 m od ciebie to... zaczynasz marzyć o skórze z wilka przed kominkiem
. U nas jeden kociak przy porodzie rozdarł się z głośnością dorosłego kota domowego. Już współczuję przyszłym właścicielom - chłopak ma tę moc (za to wyobraź sobie moje zdziwienie jak taka mała kluska zrobiła
MIAU)
.
Towarzyskość jest... gorzej z chęcią na kontakt fizyczny. Człowiek ma być obok (a najlepiej przed kotem - na kolanach, w trakcie pokłonów
), ale nie dotykać. U savannah F4 od mojego TZa znajomi (posiadający bengalkę, też F4) zazdroszczą możliwość noszenia na rękach - ich kotka dostaje napadu paniki. Oczywiście im dalsze pokolenia tym chętniejszy dotyk fizyczny, ale i tak zawsze będzie to kot z domieszką dzikiej krwi - co rzutuje na pieszczotliwość.
Dorzucę jeszcze fakt, że rasy hybrydowe są ogólnie aktywniejsze od zwykłych kotów domowych. Przenosi się to na skakanie po zasłonach (nie wyobrażaj sobie, że to opanujesz - przyzwyczaisz się do frędzli albo będziesz je regularnie wymieniać), wszystkich sprzętach domowych i szafach (szafę od parapetu dzielą 3 m? zawsze mozna wykonać parkour po ścianie...). Pierwsze parę lat życia to lekka demolka
.
U nas jeszcze dochodzi dość niezrównoważony charakter kotki, niestety TZ nie daje namówić się na behawiorystę. Podejrzewam, że większość problemów wynika z pochodzenia - to jednak nie jest typowy kot i nie zawsze typowo reaguje... ja zaś mam za małą wiedzę (i opornego TZa
), żeby móc to wszystko rozwiązać samodzielnie. Główne problemy to był regularny terror stosowany na mnie (Sierra jest o mnie BARDZO zazdrosna od początku, długo w ogóle mnie nie akceptowała) i mojej kotce.
Oczywiście da się to wszystko częściowo opanować - mają duże, atrakcyjne dla kota mieszkanie... jakiś wybieg... wychodząc z nim regularnie na spacery... wychowując konsekwentnine... ale zastanów się co zrobisz, jeżeli trafisz na takie extremalne zachowania jak u nas. Ja nie ukrywam - po 2 latach nie wytrzymałam, wzięłam swojego (nie miauczącego, spokojnego i pieszczotliwego
) kota pod pachę i przeprowadziłam się do wynajętego mieszkania
. Wyszłam z egistycznego założenia, że nie ja jestem właścicielką Sierry - moim obowiązkiem jest zapewnienie Tuli (mojej kotce) i mi dobrych warunków życia, dopiero po nas mogę myśleć o Sierze.