Czesc wszystkim.
Przedwczoraj okolo godziny 22 u mojego kotka, tak nagle, zauwazylam ze zaczyna tak jakby uginac sie na tylnich lapkach.... czym predzej zawiezlismy go z mezem do weterynarza... kotek w miedzyczasie zaczynal sie coraz gorzej czuc. Wczoraj rano zadzwonila do nas pani weterynarz z najgorsza na swiecie informacja... powiedziala ze kotek ma zakrzep, jego nozki sa juz zupelnie zimne, nie ma w nich czucia ani w ogonku. Powiedziala ze nasz kotek bardzo cierpi i niestety radzi aby go uspic poniewaz kotek ma problemy z sercem i taki zakrzep jest dla niego strasznym cierpieniem a rokowania na leczenie sa bardzo zle.... nie moge do tej pory sie pozbierac. Pojechalismy tam od razu z mezem... kotek byl strasznie umeczony, musielismy zdecydowac sie na najgorsze.. Mieszkamy w UK wiec tutaj procedury sa troche inne...moglam z nim byc do ostatniej chwili. Wzielam go na kolana a on jakby wszystko rozumial, od razu uspokoil sie i do mnie przytulil... pani podala mu srodek usypiajacy a on patrzyl mi w oczy jak odchodzil i zasnal... Serce mi peklo..od wczoraj nie moge jesc, spac, ciagle placze Nie bylismy na to w ogole przygotowani... to stalo sie tak szybko.. nie wiem jak sie pozbierac... Po calej wizycie zawiezlismy jego cialko do krematorium dla zwierzakow... Dzisiaj dostaniemy jego prochy i urne... bedzie mogl byc przy nas w domu caly czas tak, jak to bylo do tej pory Nie moge sie odnalezc, ciagle chodze po domu i mam wrazenie ze po prostu jest w drugim pokoju, nie moge do siebie dopuscic tej mysli ze go juz tutaj nie ma... mial tylko 8 lat