Marlon wrócił z lecznicy w nastroju dającym się opisać tytułem powieści, która przyniosła sławę bohaterowi serialu "Californication" – "GOD HATES US ALL"
Zanim wykołysał się z transportera, odbił się kolejno od jego lewej i prawej burty (bo zawadzały), po czym chwiejnie potruchtał zajadać stres (Marlon to jeden z tych, którzy znajdują źródło pocieszenia w karmie. Bo karma zawsze wraca). Pochylił opancerzoną główkę i... znów zderzył się z literaturą. Tym razem klasyczną, spod znaku La Fontaine'a i jego bajki o lisie i bocianie. Znacie? Lis Skąpirus zaprosił bociana na obiad i nalał mu zupy do płaskiego talerza. Bociek wyszedł wściekle głodny, ale robiąc dobrą minę do złej gry, zaprosił fałszywca uprzejmie na rewizytę. Lis nie jadł od rana, tymczasem bociuś zaserwował mu potrawę w gąsiorach z długą szyjką. Lis zatem też się "najadł".
Rudokity Marlon podobnie. Poszorował kołnierzem o podłogę, język biedak wysunął, a zawartość miski pozostała poza jego zasięgiem. Spróbował z drugą. Było podobnie. Pobiegł po wodę. Znów niefajnie.
Nie chciałam mu od razu kołnierza ściągać, żeby kotu nie wysyłać sprzecznych sygnałów. Pokarmiłam z ręki. Pachnę teraz zaiste "upojnie", jak ktoś zapyta, powiem, ze uzywam niszowych perfum firmy Etat Libre d'Orange
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Skoro dwa dni temu dostał znów dwutygodniowy antybiotyk, a kołnierz już ma, pozostało tylko zadzwonić do kliniki Garncarza i umówić się na operację entropium. Dzwonię. - Zwolnił się termin jutro o 11 u dr. Garncarza, może być? - pyta pani. Pewnie!
I tak pierwsza w rodzinie operacja plastyczna zaklepana. Podobno najtrudniejszy jest pierwszy raz, dalej to już leci. Co by tu sobie podnieść... Najlepiej podnieść na duchu, bo właśnie zaczynam panikować