Jako typowy rodzinny przemocowiec Imć Pan Marlonek się KAJA
Prawie całą noc przeleżał mi nad głową na tzw. "ozdobnej" poduszce, co jakiś czas macając mnie łapą po głowie. Łapa gładka, mięciuchna, jakby nie trzymał tam ukrytych sztyletów
, bo skąd by mu się wzięły... Jak otworzę oczy, to mówi: mrrru. Ja mu na to, jak u Grechuty, że "niemożliwe" i "cóż, to tylko bukiet zwykłych róż". Marlonek ociera się pyszczkiem i udaje, że to nie on był, to Mr. Hyde.
Tymczasem nadgarstek, opuchnięty jak mordą pijaka, jako tako się goi tylko dzięki eliksirom, które moja Mamusia, spadkobierczyni Czarownic, sporządziła z białej lilii w spirytusie. Obkładam pijanym płatkiem, zawijam w śnieżnobiałe szarpie aptecznej proweniencji i obserwuję fascynujący proces gojenia. A udrapów niemiałam od czasu, gdy Kitek spoważniał, czyli ze 20 lat