Dumna i blada jestem. Pisałam już, że z Marlonem da się zrobić wszystko: oczy zakropić, tabletkę podać, etc. Ale nie da się pazurów obciąć, bo sztylecików broni jak niepodległości.
Zatem manicure było zawsze.w gabinecie weterynaryjnym, ale jako że ostatnio się kotu nie rzyga, nie leje z oczu i nie smarczy, przeto pretekstu do wizyt nie ma, a tak z samymi pazurami, to głupio
No i wyszło na to, że co się Marlona "głaskło" to strup pod palcem się objawiał
Dumał nie dumał, trzeba się było za szpilki zabrać.
No i obyło się. Bez 3 wetów, ręcznika na głowie i pukania w czoło (gdyby ktoś pytał, pukanie w czoło Marlona dziwacznie uspokaja). Manicure odbył się na raty, ale... HURRRA. Po dwóch latach kotem pozwolił sobie na zabiegi pielęgnacyjne.
Poczytałam to sobie za zaszczyt i z przyjemnością macam nie podrapaną skórkę