Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto paź 06, 2020 22:50 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Koki, technicznie rzecz biorąc Alien to faktycznie jest drugi kot. Drugi w chronologii mojego życia. Bardzo długo nie "forumowałam", ale antyczne wątki rudego Don Kita, Aliena i szarej maupy Mitzi znajdziesz w moim podpisie. Aktualnie, mimo pewnych zabiegów oraz słusznych rozmiarów Marlona, zdecydowanie jest, zgodnie z rzymską zasadą, "pierwszy wśród równych" :D

Zuza, entropium to żadna frajda, fakt, ale najważniejsze okazało to, wada jest operowalna, Biorąc Marlona nie byliśmy pewni, co to takiego, nigdy się z tym nie spotkaliśmy (3 koty w życiu to w sumie żadne doświadczenie ;))) Zresztą przed antybiotykiem oczyska wyglądały wyjątkowo nieszczególnie, jak u zapłakanego zezowatego arlekina ;) Dr Buczek poleciła mi koleżanka: "Jak się nie dostaniesz do Garncarza, to śmiało uderzaj do Elwiry - anioł kocich ślepaczków" ;) My biegamy teraz na Grupy AK "Północ", do przychodni okulistycznej.

Dzięki wszystkim za ciepłe przyjęcie Marlonka. Postaram się wrzucić więcej zdjęć jutro.

P.S. Księżniczko Ofelijo, zgodnie z dobrą radą amciam wykwintnie :) Leczniczą Farminę dostaję i enzymy dla leniwych trzustek. A męsko jest pyszne!!! Chrupki też lubię, ale najbardziej te z miski Aliena i mi je zaraz zabierają. Jacyś dziwni są ci ludzie. Mówią, że dla mnie wszystko, a głupiej Puriny skąpią!!!
Marlon the Great

Sigrid

 
Posty: 5251
Od: Śro lip 30, 2003 16:54
Lokalizacja: Praga (Południe, nie czeska niestety)

Post » Śro paź 07, 2020 18:59 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Marlon. Masz racyję, zdrowne amciu jezd mniej mniamuśne niż normalmne amciu. Mię to Duża wcale nie chce dawać chrupciów, ani Puriny ani inszych :placz: Czasami ino takowe pół malutkiej garsteczku i to na nas dwie, mię i Ciorną! No to skądal jezd! Niby że chrupcie nie są zdrowne dla nas kotków i mamy amciać miąsko :roll:
Z tymi Dużymi to czasami nie da się wyczymać, miauczę ci.
Książniczka Ofelja
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 33316
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

Post » Czw paź 08, 2020 22:18 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Jak Marlon został warszawiakiem?
Jeśliby zbierać okruchy, to historia jest zupełnie niegodna mojego laickiego światopoglądu - za dużo tu dziwnych znaków, które rozsądny umysł powinien zignorować.
Kitek umarł 2 czerwca, jak zawsze taktownie wstrzymał się z takim wątpliwym prezentem jak swoje odejście w Dzień Dziecka. Kiedy dwa lata wcześniej umarła Micka, przez wiele miesięcy byłam jak Fontanna di Trevi - bynajmniej nie taka piękna, taka rozbryzgana łzami. Micka kochała mnie tak jak tyko mogla odwzajemnić się moja wyśniona, wymarzona norweska Cesarzowa. Wpatrzona zielonymi ślepiami w moje oczy, denerwowała tym zapatrzeniem pozostałych domowników. Kot powinien być niezależny, a tu taki klops. Micka miłowała też Kitka, nieco histerycznie i niestety bez wzajemności, jak Blanche (Vivian Leigh) Marlona Brando w "Tramwaju zwanym pożądaniem". Zawsze ją ze śmiechem do tego porównywałam - ona eteryczna, rozchwiana, jakby dała radę paradowałaby rozczochrana, rozmemłana i z drinkiem. Kitek od zawsze zwany był Don Kito, bo to był prawdziwy Ojciec Chrzestny (znów Brando).
- Właściwie kiedy znalazłeś Marlona na olx-ie? - spytałam TŻta.
- W lipcu.
- Nic nie mówiłeś...
- Akurat nowy kot był mi w głowie...
Nie było Kitka, była potworna czarna, zasysająca wszystko dziura. I wakacje. W ukochanej Puli. Jeśli lubicie rzymskie zabytki, wpadnijcie na Istrię. Podobno wyspy Brioni to roztrzaskane kawałki raju, które spadły na ziemię i zmieniły się w wyspy. Pobliska Pula jest jeszcze piękniejsza niż raj... I pełna pięknych kotów. Istryjczycy kochają koty.
Marlon, rudy jak Kit i kudłaty jak Micka, na olx wyskakiwał jak diabeł z pudełka. Nieważne, czego się szukało. Marlon pojawiał się na pierwszej stronie. Nie jest młody a dla nas to paradoksalnie atut. Nie chcemy malucha, bo Alik może takiego żywiołu nie przetrzymać. Marlon miał piękne, artystyczne zdjęcia, podkreślające jego urodę (i jego mizerię). Mimo dziwacznych maleńkich oczek. Ruda kita na sztorc, Chód herszta. Schronisko Sopotkowo bardzo chciało znaleźć mu dom. Ale... Bez dzieci. Bez kotów.
- Technicznie rzecz biorąc - oceniłam - nie mamy dziecka. Arti to raczej Młodsza Młodzież.
Tak w ogóle to co to za kryterium? Koty w naszym domu były wcześniej niż dziecko. Dziecko, jak dziecko, za młodu miało czasem nerwowy tik nogi albo skurcz ręki, ale szacunku bardzo wcześnie i brutalnie nauczyły go Micka z Rudym. Łapą i zębem. Akt wychowawczy został przypieczętowany rodzicielską nieczułością: nie trzeba było drażnić kotka. A Alik pokonał go wdziękiem. Dziesięcioletni Arti był już kompletnie skociały. Pod nieobecność sprzątał już z własnej inicjatywy kocie rzygi (mamo, jak ja się brzydziłem! chciałem udać, że nie widzę, ale pomyślałem, że nie można i posprzątałem) - życiu tak dumna nie byłam, wychowałam odpowiedzialnego człowieczka.
- Mhm - mruknął TŻ sceptycznie - A kot?
- A kot to nie kot. To pierdoła. Zresztą nie zadzwonisz, nie będą mieli szansy odmówić.
Wypełniliśmy ankietę. Najdziwniejsze było pytanie: czy boisz się kotów? czy ktoś w rodzinie boi się kotów?
To kota można się bać???? :roll:
Długie milczenie. Kurczę! Piszą na stronie, że Marlon coraz gorzej znosi pobyt w schronisku i nic? Kpina!!! Molestujemy. Dostajemy odpowiedź.
Ktoś chciał Marlona, ale, hm..., jakoś zanikł. Opiekunowie poczuwają się do lojalności, ale zainteresowana nie odbiera od paru dni telefonu. Dostajemy też pakiet informacji, których ze zdjęcia nie sposób się domyślić. Marlon ma chorą trzustkę (pół nocy czytam potem o trzustce u kotów). No i - choć strasznie fajny, cały czas gada, zdarzają mu się napady agresji.
17 lat z kotem terrorystą. 12 z panikarą i histeryczką skłonną do łapoczynów. Phi.
Czekamy na wizytę przedadopcyjną. Kurczę! Nagle dom wydaje się niegodny. Kiedyś były drapaki i milion zabawek, ale z czasem koty przestały się wspinać, a zaczęły spać z przerwami na jedzenie. Siatka na balkonie ma parę pourywanych oczek!!! Jest u nas już wieków... Dzwonię do firmy Rozmiarków i zamawiam nową rybacką siatkę. Behawiorystka Dorota, która nas odwiedza nie zagląda w każdy kąt, nie wnika w rozmiar kuwety (niby na nfo kupiona 15 lat temu, ale jakaś mała się wydaje!!!!). W ogóle ktoś powierzy nam kota??? NAM? Dwa martwe koty na stanie? Z Dorotą rozmawia się świetnie, ale w międzyczasie nadmienia, że Marlon jest, hm... trudny. Wiecie, że znienacka zaatakował opiekuna? Wszyscy się go potem trochę bali (ha ha ha, no bali się kiciusia). Nooo, duży jest Dużo większy od Alika.
Po wizycie Doroty (no trzeba mieć nakopane w głowie, ocenił mój wspólnik, poddawać się ocenie żeby dostać niechcianego kota w słusznym wieku) odbieramy telefon, że tak, jeśli się decydujemy, możemy po kicia przyjechać.
Noc poprzedzającą ma nie przespaną. Zgłupiałam? Chory, stary, agresywny kot? Tulę Alika i boję się. Najchętniej bym się wycofała z tej imprezy, ale czuje się jak świnia.
Jedziemy do Sopotu. Adres: Malczewskiego. Coś znów mi w mózgu gra. W Sopocie byłam w czerwcu. Pożegnać bardzo bliską osobę. W drodze na cmentarz moje oczy wpijają się w tabliczkę-drogowskaz: Schronisko dla zwierząt. Nie wiem czemu zrobiło to na mnie wrażenie. Kitek nie żył od tygodnia. Przecież nie pojedziesz po zwierzaka do Sopotu tylko jeśli już to na Paluch. A poza tym: nigdy więcej kota. To wszystko nagle mi się przypomina, kiedy jadę tą drogą.
Zawsze bałam się wizyty w schronisku. Wyobrażałam sobie, że wchodzę i robi się jak na "Piłkarskim pokorze" : pani tak, pani nie, pani jeszcze długo nie. Jak można wejść i jak mściwy bóg wybrać, kto zasługuje na dom, a kto nie? Niedawne relacje o schronisku w Radysach nastawiają mnie na horror. Sopotkowo wita nas trochę przerażającym szczekaniem. Ale... wygląda schludnie, estetycznie. "Mamo, inaczej to sobie wyobrażałem - mówi potem mój syn". W Sopotkowie koty mają spore boksy z dużą ilością zabawek. Marlon jest... ogromny. Ma półki, koszyki, zabawki. W sąsiednim boksie siedzi duży, piękny kocur Max. Max też ma około 10 at i mniej więcej 2 lata temu oddał go właściciel. Max nie toleruje innych kotów, i czasami rzuca się na opiekunów gryzie. Ma dietę nerkową, w boksie siedzi sam i marzy o ludzkim towarzystwie. Chwyta za serce, łamie je prawie, jest duży i śliczny, wpatruje się wielkimi oczami w odwiedzających Sopotkowo. To jedyny element horroru, który sobie wyobrażałam. Przychodzisz dać pałac jednemu. Reszta czeka.Nie zbawisz świata. I myśl o kocie, którego masz. Spokojnego, spolegliwego Alika.
Marlona do transportera nie trzeba wsadzać. Wchodzi sam, chętnie i ufnie. Max odprowadza nas wzrokiem, który rozdziera duszę. Tak bardzo bym chciała, żeby ktoś dał mu dom! Marlon całą drogę siedzi jak trusia. Alik z Micką awanturowali się zawsze całą drogę. Najbardziej Micka. Pierwsza podróż bez Micki była ciszą kaleczącą uszy. Marlona słychać tylko jak wciąga powietrze z furkotem. Takiego kataru dawno nie słyszałam. Czasem jak kichnie na odległość strzału wylatuje zielony smark. Schronisko ma zbyt wielu podopiecznych by wyleczyć wszystko. A Marlon, miaukun, urodził się pewnie w pseudohodowli nie miał chipa, legalna Micka miała go 14 lat wcześniej. Nie był kastrowany do czasu porzucenia od schroniskiem, nie wiadomo ile kociej kudłatej biedy przysporzył). I jest taki ogromny. Decydujemy, że nie ma szans, żeby się zmieścił w naszej kuwecie. Po drodze do domu zahaczamy o Maxi Zoo i kupujemy największą możliwą kuwetę ( w domu okazuje się, że pół łazienki zajmuje) i feliway. W jedzenie i trzustkowe enzymy Sopotkowo zaopatruje nas na 2 tygodnie ;) Dostaje też duży koszyczek i kocyki. Wszyscy się cieszą, że kicion dostał dom.
Na miejscu plan izolowania kotów spełza bierze w łeb, bo oba rwą się za drzwi. Agresja zero. Ciekawość 100%. Co prawda Alik jest zniesmaczony, Marlon zaciekawiony, narwany, spragniony towarzystwa.
Kolejne dwa tygodnie to wizyty u weta (temat na nową opowieść). Kot, który na początku wydawał się pewny siebie, z dnia na dzień zmienia ruchy. Słodki misiek. Nocami dostaje napadów szwendacza, gwałci pluszowe miśki, mruczy i miauczy. Słodki i łagodny dostaje napadów szału (kurczę, robi wrażenie taki wielki rozszalały kot) - z naszego punktu widzenia kompletnie bez powodu, ale kto go tam wie, on swoje powody ma. Robi się coraz piękniejszy, z oczu mu się nie leje, nosem nie smarcze. Je coraz więcej (rany, ile mieści się w kocie?). Tyje. U wetów dorabia się opinii furiata i świra i ... sympatii. On tak ma.Pierwsze noce spędzam w pół śnie, kiedy okrąża w łóżku synka. Kolejne coraz bardziej ufnie. Mruczy mi w uszy. Pierwszy raz od dawna śni mi się Micka (ostatnim razem, nastroszona i napuszona stała w suchym lesie, spojrzała mi w oczy, odwróciła się i zniknęła w gąszczu. Marlon mruczy podobnie. I przynosi radość. Kiedy biega bokiem, stroszy się i sroży.
Marlonek. Przypadkowy typek zabłąkany w życiu.
"Dziurę po kocie ceruje kot, który potrzebuje pomocy" powiedziała moja przyjaciółka-kociara. Nie ceruje. Dziury dziurawią łachmany kociej miłości. WIele razy pod wpływem Marlona rozdało się to, co wydawało się zasklepione. A jednocześnie Marlon wniósł śmiech i radość, których dawno w tym domu nie było.
Zawsze sądziłam, że boję się zwierzaka ze schroniska. I słusznie. Przywiozłam sobie złodzieja serc :)

Sigrid

 
Posty: 5251
Od: Śro lip 30, 2003 16:54
Lokalizacja: Praga (Południe, nie czeska niestety)

Post » Czw paź 08, 2020 22:55 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Piękna historia. Ciekawe, czy Max też znalazł dom? :ok:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60717
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt paź 09, 2020 7:35 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Sigrid.. :1luvu:
Ależ dawno Cię nie było.. dobrze, ze znowu jesteś.. :1luvu:

Marlon cudny.. i piekna opowieść..
Zaznaczam i będę czytać.. :)
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28886
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Pt paź 09, 2020 9:45 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

O matko, dziewczyno Ty pisz powieści i to szybko :ok: Piękna opowieść :1luvu:

Koki-99

Avatar użytkownika
 
Posty: 10246
Od: Pt mar 23, 2007 13:48
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pt paź 09, 2020 16:20 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Cześć :)
Twoje wątki już kurzem porosły, miło znów Cię czytać.
Wszystkiego dobrego dla Marlona w nowym domu. :ok:

Żal Kitka i Mitzi. :(

Wojtek

 
Posty: 27358
Od: Śro wrz 03, 2003 3:43
Lokalizacja: Warszawa - Birmanowo

Post » Pt paź 09, 2020 20:06 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Cudna historia . Z zapartym tchem będę czekała na ciąg dalszy :1luvu:

Jakie są relacje z Alikiem ? :kotek:
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7320
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Pt paź 09, 2020 21:46 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Cześć wszystkim starym i nowym znajomym :) Mi również miło się z Wami spotkać.
Moje ukurzone opowieści sama przeczytałam z wypiekami ;) i nie dlatego, że tak bardzo się sobą zachwycam. Ale... ile człowiek zapomina historii! Ile chwil umyka! A te opisywane były w większości szczęśliwe, albo skończyły się szczęśliwie. To było wiele fantastycznych dni - bo fajnie było dzielić się
Potem byłam już tylko bierną czytelniczką wątków nerkowych.Porównywałam wyniki i niestety miałam okazję się przekonać, że liczby to nie wszystko. Koty ze znacznie gorszymi trzymały się dziennie, u mnie szło jak lawina. - Geny - skwitowała dr Buczek, kiedy wyrzucałam z siebie bezładnie historie Marlona, przeplatając Micą i Kitem - Czasem nic nie można zrobić.

Marlon to gałgan. Niektóre koty są memiczne, a inne same generują opowieści. Marlon należy do tej drugiej, inspirującej grupy. Bo z nim cały czas jest tak jak wczoraj.
Kotek, który nie zajarzył, że trochę urósł, zwinął się w precel TŻtowi na kolanach (śmiem twierdzić, że uznaje moją supremację – Marlon, bo TŻ cały czas wierzga, ale pracuję nad nim, pół życia póty nadziei, mawiali starożytni Rzymianie `- jednak na kolana mi nie wchodzi, może za małe?). Leży zwinięty jak krakowski precel, a TŻtowi się przypomina: mecz jest, może po piwko zejdziesz? Bo ja mam kota i nie zawaham się go użyć.
Prędzej piekło zamarznie.
- Przełóż kota i idź sam - sugeruję niedwuznacznie brak gotowości do współpracy.
Są w życiu faceta rzeczy ważne i ważniejsze (sorry Marlon). Miaukun ląduje na miękkim kocyku i zaczyna się.
-KHHHHYYYYYY!!!! - manifestuje niezadowolenie. Uszy stulone, wzrok demona, a dopiero co mruczał słodko.
-Daj spokój, Marlonek, no co kot wyprawia?
- BUUUUUU - wyje piekielnik i lekko się do gryzienia bierze.
Hm... może by tak spróbować korupcji? Lecę do kuchni po witaminową pastę, którą Marlon uwielbia. Ku mojemu zaskoczeniu, sroży się dalej i stanowczo odmawia konsumpcji.
-KHYYYYY
Śmieję się jak wariatka, bo uświadamiam sobie, jak strasznie bym się bała Marlona, gdyby był moim pierwszym kotem. Albo jakby jedynym kotem przed nim był Alien. No psychol! W dodatku przerośnięty.
No i tego futrzastemu za wiele. Obrażony zerwał się z sofy i potruchtał do drugiego pokoju. Ale nie, nie położył się na łóżku. Wlazł pod biurko do swojego koszyka i rozpoczął "ciche dni".
Przeprosił się gdy, już dniało. Kiedy się przebudziłam, zobaczyłam dwie głowy, wpatrzone we mnie z napięciem. Jedna nieduża, druga ogromniasta. Flip i Flap normalnie. Oba nienażarte.

Max nie ma jeszcze domu i może dlatego warto popchnąć jego kandydaturę. To naprawdę duuuuży, okazały, elegancki czarno-biały kot. Na żywo znacznie ładniejszy niż na schroniskowej fotce. ( [url][/url]http://www.schronisko.sopot.toz.pl/?cat=3&paged=2[url][/url] )Podobno jednak bije się z inny kotami (a ma przewagę wagową) i wymaga specjalistycznej opieki (nerki, to kotek mający 10 lat). No i .. gryzie :) Przeleciało mi przez głowę, żeby za jednym zamachem zaadoptować oba. Zwyciężył rozsądek. Marlon to mrucząca skarbonka niestety ;)
A dla Alika... no cóż, tego mogło być za wiele.
Już po adopcji Marlona trafiłam na artykuł o kociej żałobie. Ali był z Kitkiem bardzo związany.
Skomplikowane to wszystko...

Sigrid

 
Posty: 5251
Od: Śro lip 30, 2003 16:54
Lokalizacja: Praga (Południe, nie czeska niestety)

Post » Pt paź 09, 2020 22:49 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Sigrid pisze:Cześć wszystkim starym i nowym znajomym :) Mi również miło się z Wami spotkać.
Moje ukurzone opowieści sama przeczytałam z wypiekami ;) i nie dlatego, że tak bardzo się sobą zachwycam. Ale... ile człowiek zapomina historii! Ile chwil umyka! A te opisywane były w większości szczęśliwe, albo skończyły się szczęśliwie. To było wiele fantastycznych dni - bo fajnie było dzielić się
Potem byłam już tylko bierną czytelniczką wątków nerkowych.Porównywałam wyniki i niestety miałam okazję się przekonać, że liczby to nie wszystko. Koty ze znacznie gorszymi trzymały się dziennie, u mnie szło jak lawina. - Geny - skwitowała dr Buczek, kiedy wyrzucałam z siebie bezładnie historie Marlona, przeplatając Micą i Kitem - Czasem nic nie można zrobić.

Marlon to gałgan. Niektóre koty są memiczne, a inne same generują opowieści. Marlon należy do tej drugiej, inspirującej grupy. Bo z nim cały czas jest tak jak wczoraj.
Kotek, który nie zajarzył, że trochę urósł, zwinął się w precel TŻtowi na kolanach (śmiem twierdzić, że uznaje moją supremację – Marlon, bo TŻ cały czas wierzga, ale pracuję nad nim, pół życia póty nadziei, mawiali starożytni Rzymianie `- jednak na kolana mi nie wchodzi, może za małe?). Leży zwinięty jak krakowski precel, a TŻtowi się przypomina: mecz jest, może po piwko zejdziesz? Bo ja mam kota i nie zawaham się go użyć.
Prędzej piekło zamarznie.
- Przełóż kota i idź sam - sugeruję niedwuznacznie brak gotowości do współpracy.
Są w życiu faceta rzeczy ważne i ważniejsze (sorry Marlon). Miaukun ląduje na miękkim kocyku i zaczyna się.
-KHHHHYYYYYY!!!! - manifestuje niezadowolenie. Uszy stulone, wzrok demona, a dopiero co mruczał słodko.
-Daj spokój, Marlonek, no co kot wyprawia?
- BUUUUUU - wyje piekielnik i lekko się do gryzienia bierze.
Hm... może by tak spróbować korupcji? Lecę do kuchni po witaminową pastę, którą Marlon uwielbia. Ku mojemu zaskoczeniu, sroży się dalej i stanowczo odmawia konsumpcji.
-KHYYYYY
Śmieję się jak wariatka, bo uświadamiam sobie, jak strasznie bym się bała Marlona, gdyby był moim pierwszym kotem. Albo jakby jedynym kotem przed nim był Alien. No psychol! W dodatku przerośnięty.
No i tego futrzastemu za wiele. Obrażony zerwał się z sofy i potruchtał do drugiego pokoju. Ale nie, nie położył się na łóżku. Wlazł pod biurko do swojego koszyka i rozpoczął "ciche dni".
Przeprosił się gdy, już dniało. Kiedy się przebudziłam, zobaczyłam dwie głowy, wpatrzone we mnie z napięciem. Jedna nieduża, druga ogromniasta. Flip i Flap normalnie. Oba nienażarte.

Max nie ma jeszcze domu i może dlatego warto popchnąć jego kandydaturę. To naprawdę duuuuży, okazały, elegancki czarno-biały kot. Na żywo znacznie ładniejszy niż na schroniskowej fotce. ( http://www.schronisko.sopot.toz.pl/?cat=3&paged=2 )Podobno jednak bije się z inny kotami (a ma przewagę wagową) i wymaga specjalistycznej opieki (nerki, to kotek mający 10 lat). No i .. gryzie :) Przeleciało mi przez głowę, żeby za jednym zamachem zaadoptować oba. Zwyciężył rozsądek. Marlon to mrucząca skarbonka niestety ;)
A dla Alika... no cóż, tego mogło być za wiele.
Już po adopcji Marlona trafiłam na artykuł o kociej żałobie. Ali był z Kitkiem bardzo związany.
Skomplikowane to wszystko...

Poprawiłam link do zdjęcia Maxa - teraz się otwiera :D
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60717
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob paź 10, 2020 6:15 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Dzięki. Zawsze coś pochrzanię :)

Sigrid

 
Posty: 5251
Od: Śro lip 30, 2003 16:54
Lokalizacja: Praga (Południe, nie czeska niestety)

Post » Sob paź 10, 2020 8:15 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Sigrid!!! :evil: No jak! jak mozna było! Kota! Z kolan! Zdjąć! Jak mozna coś takiego Małżowi sugerować! :evil:
Do TOZu zgłosić! Znęcanie się nad kotkiem!
Biedny Marlonek, miał rację że focha strzelił. Powinien jeszcze nasiusiać do kapci :twisted:

:wink:

PS. Ja spędzam ostatnio dużo czasu na tronie bo co pójdę to Ofelia przyłazi i wskakuje mi na kolana z poleceniem - "miziaj". No to miziam grzecznie. A że Ofelia, chociaż drobna czterokilowa koteczka, jest agresywna i dominiująca, to jakoś nie chce mi się z nią spierać (spór polega czasami na cichym wyciu i błaganiu kota żeby wyjął ząbki z mojej ręki :wink: )
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 33316
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

Post » Sob paź 10, 2020 15:12 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Sigrid też mam MCO kochany koteczek. W ciągu dnia sopko ale wieczorem kiedy kładę się spać, gaszę światło włącza się jej nocny szwędacz. Ładzi poluje na gąbki do zmywania a przy tym wydaje takie odgłosy jak by kto kota obdzierał ze skóry. Już się do tego przyzwyczaiłam czasem mi głupio jak nie śpiewa. No i oczywiście ma swoje nawyki jak to rude. Śpi "twrado" no myślę sobie poczeszę koteczka po brzuch. Mruczy przymyka oczki to pani czesze dalej nagle trach i pazury lądują w mojej dłoni.

korbacz9

 
Posty: 625
Od: Czw maja 31, 2012 20:38

Post » Nie paź 11, 2020 20:59 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

MB&Ofelia, litości! Tylko nie siusianie do butów! :( Pod dwóch nerkowcach mam traumę. O chorobie Mitzi dowiedzieliśmy się, kiedy rano zastałam ładujący się na kuchennym blacie tablet w kałuży. Noż Kurrier Warszawski - wyrwało mi się - bateria cieknie.
"Ciekła" niestety Micka, dość ostentacyjnie lejąc na wszystko. Myśleliśmy, że ją Don Kito nerwicuje. No i wyszło szydło z worka. :(
Potem lał wszędzie Rudy. Pod biurkiem, na biurku, na szkolny plecak Młodego. Obsesją stało się chowanie wszystkiego do zamkniętych szafek. Futryna w łazience mi przegniła. Wrażenia zapachowe nie do zapomnienia.
Nie nie! To może zostańmy przy karnych, budzących grozę szarżach na nogę... :strach: W tym Marlon jest dobry. Na pewno uczył się się, oglądając na National Geographic filmy o wściekłych nosorożcach.

Specjalistą od asysty w sali tronowej jest zdecydowanie Alien. Zamknięte drzwi to powód do karczemnej awantury (a Alien posiada głosik Syjama. Jego desperackie MIAŁUUUU! wyrywa sąsiadów z łóżek). Załatwianie się przy otwartych drzwiach weszło mi w krew do tego stopnia, że raz dosłownie w ostatniej, nieomal z opuszczonymi gatkami zamknęłam drzwi w cudzym domu :oops: Ale poniekąd cały Trójkot kierował się w życiu zasadą: jeśli widzisz kogoś defekującego - pomóż mu. A ponadto wchodź do kuwety zawsze wtedy, kiedy ludź siedzi w wannie. Aromaterapia jest baaaardzo zdrowa :twisted:

Korbacz9, Marlon poluje na wszystko. Zawzięcie atakuje buty, rozwiązuje sznurowadła jak się właśnie miało wyjść, molestuje kapcie, porzucony przez domowych niedbaluchów papierek po cukierku jest jak cała piniata - no fiesta po prostu, a rodzinna gra w Monopoly polega głównie na poszukiwaniu kostki, którą w dzikich podskokach, z wojowniczym MRRRRUFFF kotecek turla po całym pokoju.
A swoją drogą, zabawne, że im większe kocisko, tym bardziej ptasie odgłosy wydaje. A małe i chude jak miauknie, to sie sarkofagi otwierają i jak w młodopolskiej parafrazie Grobu Agamemnona "rozbudzone trupy z cicha pytają: A cóż tam u licha!".

Z wieści ociupinę niepokojących: jutro mamy wizytę kontrolną. USG i badania krwi, które mają decydować, czy zezulek może iść na operację, czy też dalej będzie sprawdzał, co właściwie ma takiego nierównego pod kopułką. Tymczasem niedoszły pionier operacji plastycznych w rodzinie, po tygodniu względnego spokoju kichnął dziś, jakby zażył tabaki, ale jego układ oddechowy opuścił najprawdziwszy Obcy. Był zielony, glutowaty i szczęście choć, że nie wypalał dziur w podłodze.No dzięki Marlon za ten nieoczekiwany Ripley :evil:

Sigrid

 
Posty: 5251
Od: Śro lip 30, 2003 16:54
Lokalizacja: Praga (Południe, nie czeska niestety)

Post » Pon paź 12, 2020 16:07 Re: Nigdy więcej kota! A jeśli już, to na pewno nie rudy...

Najprzyjemniejsze są letnie serenady tak około 4-tej rano. Siada się wtedy na parapecie otwartego okna i głośnym śpiewem zapowiada wschód słońca. Dziwne, że sąsiedzi jeszcze mnie nie wymeldowali.

korbacz9

 
Posty: 625
Od: Czw maja 31, 2012 20:38

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 103 gości