Ja w dzisiejszą poranną akcję nie wierzę, choć na oczy widziałam
Jak zawsze obudziłam się bladym świtem, żeby uzupełnić płyny, powiodłam oczami po toliku i zobaczyłam, że Longines jest, żółta bransoletka jest, a gdzie do cholery czarna z kocim zapięciem?
Marlon, ty trutniu! Uważaj, jak chodzisz.
W poszukiwaniu zanurkowałam pod stół i łóżka, co łatwe nie było, bowiem dnia poprzedniego zapikowałam jak zestrzelony Spitfire albo inszy Messerschmitt (co gorsza w drodze DO a nie Z knajpy) i rozbiłam sobie kolanko jak mała dziewczynka z warkoczykami. W knajpie zajęto się mną czule, nalepiając mi plasterki i podając coś na znieczulenie, ogólnie miło było, aż tu nagle nad ranem ten dotkliwy brak
Narobiłam rabanu, budząc wszystkich dookoła, że do Polski bez kota nie wracam. TŻ westchnął, wdział gatki, koszulę i bez większej nadziei powlókł się za mną trasą dobrze znaną. Cud miał miejsce, bo moja bransoletka leżała dokładnie tam, gdzie poprzedniego dnia słuchałam płyt chodnikowych
, więc ze sporą satysfakcją wracałam do łóżka. Ale nie ma nic za darmo.
Sporo już jesteś na nogach - powiedział Marlon - to ostatecznie moglibyśmy iść na spacer.
Raju - westchnęłam - nie masz odrobiny empatii.
Nie mam - przyznał kot i nastawił się do nałożenia szelek, bo etap syczenia, fuczenia, srożenia i plucia mamy już za sobą. Jeszcze parę tygodni, a sam by je sobie ubrał.
Bora wieje potężnie. Futrzaste ciało Marlona wita ten porywisty, zimny wiatr z prawdziwą wdzięcznością. Przy okazji wygląda prześlicznie, że też nie zauważyłam, ze jego rysie pędzelki na uszach są takie długie! Zaczęło się swobodne zwiedzania. Mój stateczny niczym mleczna krowa na pastwisku kotełek, robiący co prawda odstępstwa w rozwijanych prędkościach na świński truchcik, którym nawiewa z domu, przeszedł w tryb formuły jeden. Znalazł ścięty pień dorodnej niegdyś palmy i uznał, że to fantastyczny drapak. Podrzucał do góry liście. Opieprzył mnie za djęcie go z murku wiodącego na posesję sąsiada. Wyturlał się z czerwonej gliniastej ziemi. I wysikał w pomidorach
Powiem tak. Chyba Sopotkowo przeszacowało jego wiek, bo tak durnego i postrzelonego kocięcia ziemia nie nosiła