egwusia pisze:Coś Ty,
Przy Marlonie nawet słońce nie jest niezbędne.
Marlon ZAWSZE pasuje.
Choć według mnie najbardziej do ramion młodego
.
Coś Ty! To ten STARY
Młody ledwo Marlona dźwiga, stękając i słaniając się na nogach. Co mu nie przeszkadza głupotek robić
.
Tu znów wątek z ostatniej podróży. Młody obraził się śmiertelnie, bo poszliśmy na obiadokolację. Ja prędziutko zamówiłam kalmarki, TŻ rybunię, a dziecko poniewczasie skonstatowało, że w karcie nie ma spaghetti w pomidorach i się wzięło obraziło. - Się ogarnij, przecież nie odwołam zamówienia, jak dania już w piecu, jutro pójdziemy na spaghetti - fuknęłam. A ponieważ mina latorośli wskazywała wyraźnie, gdzie ma pomysł ogarnięcia się, dodałam ze złością: - Nabzdyczona balerina!
Tego już było za wiele, znieważone dziecię zamówiło wprawdzie coś innego, ale wodząc oczyma po suficie i milcząc zawzięcie dało urbi et orbi do zrozumienia, że nie zna nas, znać nie chce, a w ogóle to przechodzimy na Pan.
Po powrocie na kwatery oświadczyło wprost, że zaszczycać nas towarzystwem tego wieczoru nie zamierza, a na wino możemy sobie iść sami jak za narzeczeńskich czasów, jego żaden sok morelowy nie skusi, choć dusza mu do niego śpiewa, będzie twardy jak Roman Bratny
.
Nie to nie, poszliśmy sami, gadamy, sączymy
, aż tu po godzinie nagle ruch jakiś powstaje, a TŻ robi oczy wielkości podkładki pod kufelkiem piwa. Odwracam się, a tu Młody na ulicy, w klapkach, oburącz dźwiga przed sobą zdezorientowanego Marlona i przez pół wsi niesie go do restauracji
Bardzo z siebie zadowolony, bo stali bywalcy palcem kota pokazują (rozciągnięty na długość Marlon jest niewiele krótszy od Młodego), a przecież o to poczucie, że ma się prywatnego tygrysa chodzi. Taki ze mnie gość. Buzia od ucha do ucha, skry sypią się z oczu i wyjaśnia, że się tak znudził, że wszystko nam wybaczył i postanowił przyjść, a ponieważ nie chciał, żeby się Marlonek nudził, to jego też zabrał.
Słabo mi się zrobiło, bo mógł zwierzak przy takim stylu przenoszenia spanikować i bryknąć. No ale Marlon to Marlon - siła spokoju na szczęście
już dawno doszedł do wniosku, że po tej szurniętej rodzinie może się wszystkiego spodziewać. Posiedział przy stoliku, wypił psom wodę z miski i grzecznie zapozował do zdjęć.
Potem jeszcze Młody przyprowadził go na koncert pod gołym niebem, tym razem w szelkach i na smyczy, ale na szczęście koncertownię mieliśmy tuż pod domem.