Misio-Pysio
Bidulek.
Niestety, rozwija skrzydła cały czas
Spece od Feng Shui stanowczo twierdzą, że (excusez le mot) "pierdolnik" za drzwiami to zwiastun kłopotów. Autorytarnie stwierdzę, iż spece mają rację
W październiku własnoręcznie (tu poproszę o gromkie brawa, bowiem jestem bohaterem swego domu) pomalowałam mieszkanie. Resztki farby, wciąż w dużych, okrągłych pudłach, powędrowały - tak, za drzwi (po prawdzie, tu i ówdzie zamierzałam poprawić). "Wkrótce potem" na piramidzie pudeł wylądował żwirek, a następnie rezydencję urządziła sobie metalowa suszarka na pranie. Co z oczu, to i z myśli
I wtedy nadchodzi TA noc - cała na czarno. Burza szaleje, strugi deszczu bębnią o szyby. I wreszcie - spokój.
Wśród nocnej ciszy łoskot wyrywa serce z piersi. A elektryka odsłania widok przeraźliwy. Gęsta farba lepką kałużą rozlewa się na panelach, a w niej nużają się lubieżnie drewniane kulki Cat's Besta. Suszarka do ubrań, w lepkich białych kroplach, mdleje na drzwiach, znacząc białe smugi. Marlon, sztywny z poczucia winy, stygnie pod stołem w drugim pokoju.
Cóż. Wstępne sprzątanie zajęło dwie godziny (a o szóstej rano musiałam wstać). Noc, duszna i parna, nie sprzyjała, poczucie dezorientacji takoż. I kiedy wreszcie, po nocnej kąpieli, udało mi się położyć, adrenalina nie dała mi spać.
Poszłam do kuchni się napić. Marlon cały czas trząsł się pod stołem. MRRRUF? - zapytał nieśmiało, domagając się miski na zażarcie stresu.
-NIE - powiedziałam twardo, podnosząc te dziewięć kilo i niosąc do łóżka (bo - myślę sobie - pomoże ni spać). No i tak leżymy sobie, Marlon daje upust skołatanym nerwom i nagle słysz miarowe chrapanie. Stary gałgan mocno śpi.
Inaczej niż ja.
Do wieczora łachudra jest jest jakoś nerwowa