Nareszcie kłuje coś innego!
Marlon von BiSmark (obecnie katar zalepia mu już obie dziurki biednego nosa) dostał pierwszą dawkę Zylexisa. Najpierw od Forumowej Dobrej Duszy dostaliśmy jedną dawkę (do lodówki, bo to niestety musi być seria), a potem, po długim oczekiwaniu lek pojawił się w hurtowni.
Traf chciał, że lek był "dwudawkowy", trzeba w ciągu 8 godzin od otwarcia poczęstować nim innego kota, żeby się jedna doza nie zmarnowała.
- A Aramis nie ma jakiegoś katarku?
No oczywiście, że trochę ma. Po pierwsze ma zaleczony koci katar, po drugie Marlonowa bakteria chyba trochę się rozprzestrzenia, bo od jakiegoś czasu różowy wielki nochal Muszkietererka zrobił się po bokach czarny.
- No to odwieźcie Marlona, przywieźcie Aramisa, Zylexis należy mu się jak psu zupa.
Aramis w transporterku podniósł lament. Obiecał, ze będzie grzeczny, przestanie nocą zrzucać nam kwiatki na głowę i nigdy, przenigdy nie rozbije już żadnego monitora. Tylko mnie nie wywoźcie nigdzie! Kłujkę w tyłek zniósł z większą godnością niż awanturujący się Marlon. W ogóle był grzeczny, jeśli tylko przymknąć oczy na fakt, że... usiłował zrzucić wetom wagę!
Ale należało się cholerze, bo okropnie (zdaniem Muszkieterka) kłamie: pokazała 5,5 kilokota