Zły dzień, ale innego się nie spodziewałam. Zabrałam wszystkie papiery Pasia do jednego doktora, bardzo dobrego doktora, żeby spróbować ogarnąć te wyniki, rokowania, wskazania, badania itd.
Nie ma dobrych wieści, Pasio jest bardzo chory, zapętla nam się cukrzyca z pnn, kroplówki nie pomagają, nerki pewnie bardzo zniszczone. Jeszcze jest normalnie, ale kryzys może przyjść nagle. Co można zrobić? Prawie nic. Z dwóch trudnych chorób stawiamy na osłonę nerek. Karma renal, dieta itd. Tak, wzrośnie cukier. Ale cukier normujemy insuliną, nie ma innej drogi. Teraz tylko pytanie, czy Pasio zechce ją jeść. Suchą i mokrą. Micio i Obiś nie tknęli. Jutro próba. Smutno
.
Wróciłam do domu, zabrałam do doktora też Bratu, bo się ciągle wylizuje. Przyczyny nie znaleziono. Pcheł nie ma, skóra czysta, futro piękne. Odczekamy jeszcze, może przejdzie.
Ale Bratu od roku mniej więcej ma taką miękką gulkę wielkości fasolki na łapce. Pokazałam. Pan doktor, że trzeba zrobić punkcję i sprawdzić co to. Wahałam się, bo dzień trudny był, może kiedyś. Nie, dzisiaj.
Zapytałam kiedy wynik gdyby co, a pan doktor, że wstępne za 15 minut. Zrobiliśmy punkcję.
To było najdłuższe 15 minut w moim życiu. Nic groźnego, żadnych patologii, otorbiony krwiak.
Wróciłam koło 20-tej, dokładnie na insulinę.
No i tak...