I znów zrobił numer z drogą i lasem. Ledwie wjechaliśmy, ruszył do bramki. Zawróciliśmy go. Połaził po działce a za jakiś czas patrzę, a on przechodzi przez żywopłot i wychodzi na drogę (dla uspokojenia - "droga" to wąska ubita dróżka w lesie kończąca się u sąsiada za płotem, bez samochodów, no chyba, że my wyjeżdżamy).
Zawołałam do Siwego, żeby wyszedł i patrzył tylko co kot robi.
A kot wyszedł na drogę, siadł przed zaroślami i gapił się w las, więc powiedzialam Siwemu, żeby go zabrał do lasu, może przy okazji coś zrobi.
Tylko mąż przeniósł go metr dalej, za wysokie chaszcze a kot popędził
pod górkę, podrapał pazurami dąb na górce, potruchtał wzdłuż idących górą okopów, kucnął (nawet nie kopiąc dołka) i z ulgą uwolnił się od tego, co mu dwa dni w jelitach zalegało
Po czym pokulał się z powrotem w dół, poczekał, aż Siwy przeniesie go znów przez zieloną zaporę i dziarsko podreptał do oczka napić się wody.
Jedna zagadka rozwiązana.