Zdążyliśmy być już na urlopie, ale bez kotów. Jednego kota jakoś dało się przemycać, zwłaszcza, że Kotek taki bardziej nieruchawy jest, ale trójka kotów to już za dużo. Do kotów (i babci) przyjechała Ala. Ale żeby nie było za łatwo, to tydzień przed wyjazdem zobaczyłam na czole Echo zaczerwienienie. Takie, jak jakies pół roku temu. Od razu zapryskałam preparatem, który dostał poprzednio. Nic to jednak nie dało, na drugi dzień pokazała się rana. Na trzeci dzień bezskutecznego leczenia poszłam do lecznicy i zmieniono mu lekarstwo na maść, która powinna szybko złagodzić i wyleczyć zmianę. Owszem, w miejscu gdzie się to zaczęło powoli zaczynało się goić, ale rana przesuneła się w kierunku ucha. Na szczęście nie swędziało go to więc nie drapał się i z anielską cierpliwością znosił smarowanie głowy.
Przed powrotem dostalam od Ali sms "mamo, nie przestrasz się, ale to wygląda jeszcze gorzej niż przed waszym wyjazdem".
Faktycznie - wyglądało gorzej. Rana doszła do ucha, krawędź ucha to był paprający się strup i opuchnięta skóra. A tu sobota, potem niedziela...
Dałam spokój z maścią - pamiętając, jak wyleczyłam pazury Kotka zrobiłam okład z riwanolu. A potem posmarowałam wszystko maścią propolisową. I jeszcze kilka razy w sobotę i w niedzielę. W niedzielę strupy zaczęły schodzić z głowy i nie wyglądało już to tak strasznie. W poniedziałek dostał długo działający antybiotyk. A ucho było zdecydowanie lepsze, więc miałam dalej smarować propolisem. Do soboty wszystkie strupy zeszły, rany się pozamykały i kot przestał wyglądać jak parszywy.
Teraz prawie nie ma śladu. Sierść pięknie zarosła, opuchlizny prawie już nie widać. Znów mam ślicznego kotka.
Szaleją z Loro nesamowicie - rano i wieczór szalone pędy po całym mieszkaniu, tylko fruwają firanki i przewracają się taborety. A potem grzecznie idą wieczór spać - Echo koło mnie, Loro na kocyku na parapecie, a czasem dołącza do nich Kotek i śpi na drugim kocu na stole. No po prostu idylla!
Zaliczyliśmy też kilka razy jazdę na działkę - w torbie był płacz, w niebieskiej klatce trochę mniej, ale kiedy przypięłam go pasem i siedział między chłopakami na siedzeniu, okazało się, że jazda samochodem nie jest taka straszna. Kilka miauknięć w jedną stronę i zupełna cisza z powrotem. Czyli mamy już trzy podróżne koty