Już dawno chcialam się przyznać, że bardzo lubię wąchać futro młodego.
Ten kot po prostu pachnie. Bo na przykład Kotek zalatuje starą makrelą, ale to nic dziwnego, bo rano dostaje nefrokril i lekarstwo na stawy woniejące rybą a potem się myje... A Echo pachnie słońcem, czystością, świeżością. Pięknie pachnie.
Do wczoraj.
Wczoraj powąchałam mu łeb i miałam odruch wymiotny. Echo śmierdział zasikaną bramą, padliną czy jeszcze czymś gorszym. Widziałam wcześniej, że się mocno panierował koło bramki, więc albo Masza chodzi tam sikać, albo wykopała pod tujami ukrytego kurczaka z ubiegłego tygodnia a on się w tym wytarzał. Cały dzień się wietrzył, mył - bez efektu. Nie pomogło wylizywanie się - wieczorem nadal capił
tak że nawet Siwy to czuł.
Więc przed snem wzięłam gąbkę i umyłam mu dokładnie ten śmierdzący łeb.
Nawet nie protestował.