» Nie paź 31, 2021 11:22
Re: Kropek i Kicia [Nie miała baba kłopotu...]
Nie miała baba kłopotu... to ma(my).
To będzie dość długa opowieść, ostrzegam.
Jakieś 4-5 lat temu pod blokiem pojawił się białobury kocur w dość przyzwoitym stanie w sumie poza jednym detalem - jego jedna tylnia łapka sterczała pod dziwacznym kątem, tak że absolutnie kot nie był w stanie na niej chodzić, bo stopa celowała w niebo pod kątem 45 stopni. Najprawdpodobniej kot został wcześniej potrącony przez samochód albo w inny sposób doszło do złamania łapy, która się źle zrosła. Jak ten kot to przetrwał, czym się żywił nie wiem. Bo gdy się pojawił łapa była już dawno wygojona a kot może chudy ale ogólnie w stannie dobrym.
Oczywiście dość szybko żona zorganizowała akcję, kot został odłowiony, a łapkę mu amputowano, bo nie było szansy by dało się ją jakoś naprawić. Kot przez miesiąc siedział w klatce w zaprzyjaźnionej fundacji, gdzie absolutnie nie wykazywał żadnych objawów oswajania się. Jako „totalny dzikus” nie nadający się do socjalizacji został więc wypuszczony z powrotem na podwórko, gdzie żona go dokarmiała, miał domek, w którym spadł itd. I generalnie zdawał się być zadowolony ze swego życia.
Żona mówiła, że z czasem nauczył się jej ufać - dawał się głaskać, ba nawet tego oczekiwał, witał ją itd. Od jakiegoś roku zmieniła się „dynamika społeczna” w stadzie na podwórku i Łapek coraz częściej znikał na dzień-dwa-trzy. Ale potem wracał, w przyzwoitej formie, choć żona twierdziła, że wyraźnie nie czuje się na tym podwórku tak pewnie jak kiedyś.
Ale ad rem. Wczoraj przyszedł, i był wyjątkowo miaukliwo-przylepny. Odprowadził żonę pod klatkę, choć do samej klatki wejść się nie odważył. A potem siedział pod klatką, jakby na coś czekając. No to żona łaps! za transporter i przyniosł Łapka do domu, co mu się niezbyt spodobało, bo lamentował. Po co go przyniosła? „Bo biedy kaleki Łapek, bo jesień-zima, bo on chyba chce do ciepła i domu...” . No i mieliśmy sprawdzić czy może jednak po paru latach nie chciałby zostać w domku z Kicią i Kropkiem. Żona zamknęła go w łazience, otorzyła transporter jakby chciał wyjść i wróciła dokarmiać koty.
Gdy wróciła do domu okazało się, że Łapek odważył się wyjść z transportera. Co więcej udało mu się wcisnąć w niewielki otwór jaki mamy wykuty w kafelkach pod wanną (by był dostęp do odpływu i rur na wypadek awarii). Otwór na tyle mały, że wydawałoby się, że nie ma szans się tam zmieścić (nasze grubasy nawet nie próbowały). Ale cóż - zmieścił się.
I tak mamy od wczoraj dzikiego kota pod wanną.
Zostawilismy mu na noc nieco jedzenia.
Czy wyszedł w nocy? Możliwe, w kuwecie było nasikane, ale nie „w stylu” naszych kotów (bo wiemy, ile sika Kropek i gdzie ma ulubione miejsce w kuwecie, podobnie jak Kicia), znikinął też jeden kawałek mięsa. Ale pewności nie mamy, bo żona na parę(naście) minut rano zostawiła łazienkę otwartą, więc to może być i któreś z naszych.
Wyciągnąć go się stamtąd nie da, chyba żeby skuć kafelki (co samo w sobie mnie przeraża).
Kompletnie nie wiem co robić - będziemy zostawiać na noc jedzenie, oby chociaż wychodził coś zjeść, wypić i się załatwić. A jak nie to czeka mnie nieplanowany remont łazienki i o w trybie ekspresowym.
Kompletnie nie wiem co z tym wszystkim zrobić.
PS. Kropek nawet za bardzo nie fuczał, był raczej zaciekawiony, obwąchując Łapka jak ten siedział w transporterze. Kicia nie wyraziła zdania.
Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.