» Wto sie 24, 2021 20:52
Re: Kropek i Kicia [I po urlopie!]
Z zupełnie innej beczki. Wrzucam tu krotkie opowiadanie sf, ktore przetlumaczylem na polski.
Nieco horrorzaste, z kotami w roli glownej, i z punktu widzenia kota.
Czytać na własne ryzyko.
Gardner Dozois
KOCIA OPOWIEŚĆ GROZY
(A Cat Horror Story)
Ciemność. Zapach trawy, mokrej ziemi i mgły. Noc płynęła przez polanę jak rzeka. Kilka odległych punkcików gwiazd nad głową, nikłych, dalekich i bladych. Gdzieś w dole wzgórza trawa szeleściła, gdy przeciskała się przez nią mysz, ale Ludzie nie polowali dziś wieczorem.
Ich oczy błyszczały w nocy. Od czasu do czasu ogon uderzał o ziemię, raz, drugi, a potem nieruchomiał. Bardzo sporadycznie - co było aktem brawury - jeden z Ludzi powoli, ostentacyjnie, lizał łapę. Potem przestawał.
W wilgotnym powietrzu dało się wyczuć podniecenie, niepokój, strach.
Wiatr przyniósł odległy odgłos szczekania psa i uszy Ludzi instynktownie skoczyły do przodu, ale w tę noc wszystkich nocy nie było czasu na psy.
Gdzieś w dole, w jednym z Ludzkich legowisk u podnóża wzgórza, można było usłyszeć człowieka, wołającego jednego z Ludzi w tej wrzaskliwej mieszaninie człowieczej mowy, dziwnych mokrych odgłosów i dziwnie zniekształconych i bezsensownie wyrwanych z kontekstu zwrotów Prawdziwego Języka, jakiej człowieki używały, aby przywołać Ludzi, którzy byli z nimi w legowisku, Ale żaden z Ludzi nie był zainteresowany jedzeniem tej nocy, nawet najgrubszy i najbardziej głodny z nich, nawet gdy człowiek wydawał kuszący odgłos grzechocząc Patykiem Otwierającym o zimną, Okrągłą Rzecz z Jedzeniem. Po pewnym czasie człowiek zaprzestał swych błagalnych nawoływań i znów zapanowała cisza, z wyjątkiem człowieczych odgłosów unoszących się w nocnym powietrzu: trzaskania drzwiami, głosów, irytującego mlaskania i wrzasków Hałaśliwych Martwych Rzeczy, którymi człowieki uparli się zagracać legowiska, warczenia Szybkich Martwych Rzeczy, które ludzie trzymali jako niewolników i właściwie zachęcali do połykania ich! (Chociaż później zmuszali je do ich wypluwania). Ale Ludzie byli przyzwyczajeni do tych dźwięków i ignorowali je.
Wreszcie, kiedy ostry zapach podniecenia nie mógł już być silniejszy, kiedy ich oczy nie mogły już bardziej się rozszerzyć ani zdziczeć, i kiedy ich ogony zaczynały się wić ze zniecierpliwienia, wzszedł księżyc w pełni, ogromny, blady i okrągły, jego naznaczona piętnem twarz była bezlitosna, odległa i zimna. Odbijała się jasno w oczach wszystkich obserwujących Ludzi, którzy czekali cierpliwie.
Jeden z Ludzi przeciągnął się i ziewnął szeroko, pokazując wszystkie swoje zęby. Zwał się Cezar i był znany jako dobry myśliwy i zaciekły obrońca swojego terytorium. Miał krwawą waśń o długiej tradycji z Jeffersonem, którego terytorium sąsiadowało z jego własnym, ale Jefferson siedział teraz cicho obok niego i nie zrobił nic poza rzuceniem kosego, lekko pogardliwego spojrzenia na ten pokaz siły. To nie był czas na walkę, gody czy spory terytorialne. Światło Łowcy, Światło Śmierci, Nocne Oblicze, To-Które-Oświetla-Drogę-Zabijania, było na niebie, a to zawsze oznaczało to samo, od niezliczonych pokoleń, aż do początku wszystkiego.
Nadszedł czas na opowiadanie historii, pod zimnym, czujnym spojrzeniem Nocnej Twarzy.
- Oto co widziałem - zaczął Cezar. - Polowałem kiedyś z kocurem o imieniu Wielka Stopa, i doszliśmy do miejsca, gdzie cała trawa się kończy i prawie tak daleko, jak można zobaczyć, ziemia jest płaska i twarda i śmierdzi Martwymi Szybkimi Rzeczami. Ostrzegałem Wielką Stopę, że to Kraina Duchów, terytorium demonów i potworów, ale wrzała w nim krew wojownika, a polowanie jest dobre pod drzewami w nocy, i nie chciał słuchać mych ostrzeżeń. Ja zaś nie chciałem okazać lęku. I tak oto wyruszyliśmy przez ten twardy, brzydko pachnący teren do krainy duchów.
Cezar patrzył przez chwilę w dal, w stronę dalekiego horyzontu, po czym zwrócił wzrok z powrotem na Ludzi.
- Szliśmy przez tę krainę. Martwa materia była zimna i twarda pod naszymi łapami i słyszeliśmy, jak nasze pazury skrobią po niej. Wiatr niósł głosy duchów, gdy nas mijał. Nagle pojawiło się jasne światło, odległe, ale zbliżające się. Było coraz bliżej! Zamarłem ze strachu, ale Wielka Stopa szedł dalej. Rozległo się warczenie, coraz głośniejsze i głośniejsze, jak gdyby wszystkie psy, które kiedykolwiek się urodziły, warczały jednocześnie. A potem pojawiło się światło, oślepiające światło! Tak jasne, tak bliskie, jakby Nocna Twarz spadła z nieba na mnie! Potem obok mnie przeleciała Szybka Martwa Rzecz z rykiem, który wstrząsnął światem, z podmuchem wiatru, który prawie mnie przewrócił, i z zapachem spalenizny. Usłyszałem agonalny krzyk Wielkiej Stopy.
Cezar przerwał, a reszta Ludzi podpełzła krok lub dwa bliżej, by go usłyszeć.
- Kiedy Szybka Martwa Rzecz odeszła - kontynuował - wróciłem, krok po kroku, aby zobaczyć, co stało się z Wielką Stopą.
Cesar znów zrobił pauzę.
- Był martwy. Szybka Martwa Rzecz zmiażdżyła go. Jego wnętrzności zostały wyrwane z jego ciała, jego krew była wszędzie dookoła. Środek jego ciała był płaski, jakby nie miał już w sobie żadnych kości. Był wciśnięty w martwą, twardą, czarną ziemię Krainy Duchów, w kałuży własnych wnętrzności i krwi. Na jego twarzy malował się strach i przerażenie, jakiego mam nadzieję nigdy więcej nie zobaczyć.
Lud zadrżał. Po chwili Cezar powiedział:
- Wtedy usłyszałem, że to wraca. Szybka Martwa Rzecz. Widziałem jego światło. Wracało z drogi, którą przebyło. Wracało po mnie. Nie wstydzę się powiedzieć wam wszystkim, że uciekłem jak mały kotek! I od tamtej pory, kiedy zbliżam się do Krainy Duchów, słyszę, jak Szybka Martwa Rzecz poluje na mnie, ryczy tam i z powrotem, poluje przez całą noc, żeby mnie znaleźć.
Zapadła pełna grozy cisza, a potem młoda kotka o imieniu Katy powiedziała:
- Słyszałam, że te Szybkie Martwe Rzeczy mogą cię dorwać wszędzie. - Rozejrzała się nerwowo wokół siebie. - Nawet we wnętrzu legowiska. Niektóre z nich mogą wejść za tobą do środka i dopaść cię nawet wtedy. Moja matka opowiadała mi, że kiedyś gonił ją taki mały, który ryczał i warczał i próbował ciągnąć ją za ogon.
- To była tylko Mała Rycząca Rzecz - powiedział kocur o imieniu Pooter. - Człowieki się z nimi bawią. Nie są one naprawdę niebezpieczne - choć, oczywiście, lepiej trzymać się od nich z daleka, tak dla bezpieczeństwa. Ale Szybkie Martwe Rzeczy, mogą cię zabić nawet kiedy śpią!
- Nic nie może cię zabić, kiedy śpi - zaprotestował Jefferson.
Pooter powoli zmrużył oczy, a następnie lizał stopę w tak powolny i obraźliwy sposób, że mógłby być prowokacją do bójki w inny wieczór.
- Tak mówisz? - powiedział w końcu. - Cóż, ja widziałem co innego. Kiedyś w czasie mroźnej zimy szukałem ciepła w legowisku człowieków, tym gdzie trzymają Szybkie Martwe Rzeczy. I wtedy pojawiła się jedna z człowieków, wołali na nią Jane, i podeszła do jednej z Szybkich Martwych Rzeczy w nocy, kiedy ta spała. Wczołgała się do niej. Rzecz nadal spała, a nawet zaczęła lekko pochrapywać i wydzielała smrodliwe gazy, tak jak to czasem bywa we śnie. Poszedłem więc spać w najodleglejszy kąt legowiska. A gdy wróciłem rano, Rzecz ciągle spała i chrapała, ale Jane była martwa.
- Martwa! - jęknęli niektórzy z Ludzi. - Martwa!
Stary, zdziczały, pokryty bliznami kocur o imieniu Blackie, który miał jedno ucho rozdarte prawie na dwoje, powiedział:
- Nie potrzeba Martwych Rzeczy, żeby was zabić, młodzi!
Podkulił ogon i wydał z siebie odgłos ciamkania i mlaskania, które oznaczały głęboką pogardę wśród Ludzi.
- Człowieki to zrobią! Tak, wasze człowieki, istoty, z którymi się zadajecie! Kiedy byłem kociakiem, te wasze ukochane człowieki włożyły mnie do worka i wrzucili do rzeki. Aj, co za okropność!
Zadrżał i wstrząsnął się konwulsyjnie.
- Było ciemno, gorąco i duszno, a ja nie mogłem oddychać, a potem spadałem, skręcałem się, turlałem i spadałem, i nie było powietrza do oddychania! Moje pazury były wtedy ostre, na szczęście dla mnie, i wyorałem sobie drogę ucieczki. Ale potem znalazłem się w wodzie! Byłem pod wodą, a ona była wszędzie wokół mnie - ponad moją głową! Musiałem płynąć, by ratować swoje życie, i prawie umarłem, zanim moja głowa wychynęła na powierzchnię i mogłem zaczerpnąć tchu. A potem musiałem płynąć jeszcze długo, zanim moje stopy znów znalazły się na ziemi. A przez cały czas woda ciągnęła mnie, ssała mnie, próbując pociągnąć mnie w dół na śmierć!
W kręgu Ludzi rozległo się niskie warknięcie. Ich oczy zabłysły.
- Mój człowiek codziennie wchodzi do wody - powiedziała kotka Spooky. - Celowo. Pozwala, aby woda opływała ją całą! W ogóle nie próbuje uciekać! Czasami siedzi prawie cała pod wodą, a ponad nią znajduje się tylko jej głowa!
Ludzie jęknęli z przerażenia i zdumienia.
- Ach, jakież to dziwaczne stworzenia - mruknął Jefferson. Bardzo dziwne. Niepojęte wręcz!
- Ale to byli Łotry, te człowieki, które próbowały cię zabić - powiedział niespokojnie dorastający kocur o imieniu Bangers, jakby szukając uspokojenia. - Wszyscy jesteśmy prześladowani przez Łotrów od czasu do czasu. Ale to nie znaczy, że nasze człowieki mogliby nas skrzywdzić. Moi nie skrzywdziliby mnie. Oni mnie lubią! Karmią mnie i głaszczą kiedy tylko zechcę!
- Ja też kiedyś miałem ludzi - powiedział gorzko Blackie. - Karmili mnie i głaskali - a potem odcięli mi jaja!
Niektóre koty zasyczały mimowolnie, a wielu z Ludzi zjeżyło ogony.
- Tobie też może się to przytrafić, młody! - powiedział Blackie. - Nie myśl sobie! Uważasz, że jesteś bezpieczny ze swoimi człowiekami, bo oni cię karmią i dają ci ciepłe miejsce do spania, ale nigdy nie wiesz, kiedy mają zamiar cię dręczyć. Nigdy też nie będziesz wiedział, dlaczego to robią, ale prędzej czy później to zrobią. Wszyscy z nich to zrobią. Nikt z nich nie jest inny! Człowieki są podłe i zdradliwe!
- Czekają specjalnie, aż będziesz chory - powiedział rosły buras o imieniu Hobbes. - Czekają, aż poczujesz się naprawdę źle, a potem zabierają cię do Miejsca Bólu, do Miejsca Tortur, gdzie ranią cię jeszcze bardziej!
Inny kocur zadrżał.
- To prawda! Człowieki wsadzają ci coś w dupę! I kłują cię rzeczami, które bolą! I wysysają z ciebie krew!
- Rozcięli mnie! - powiedziała trójkolorowa kotka Jasmine, jej głos był pełen przerażenia. - Moi ludzie zabrali mnie tam, do Miejsca Bólu, ze wszystkimi jego złymi zapachami i odgłosami Ludzi krzyczących w bólu i strachu, podczas gdy psy siedzą wokół i patrzą na nich, dysząc. Zadali mi ból jakąś ostrą Rzeczą i zostawili mnie tam, zamkniętą w pudełku, z którego nie można się wydostać. Zrobiłam się bardzo senna. A kiedy się obudziłam, mój brzuch został rozcięty! Czułam tę ranę, głębszą niż najgorsza szrama po jakiejkolwiek walce. Bolało przez długi czas, nawet kiedy moi ludzie przyszli po mnie i zabrali mnie z powrotem do legowiska!
Ludzie przykucnęli blisko siebie, prawie się stykali, głowy w kółko.
- Tam też zabijają Ludzi - powiedział ponuro Blackie. - Człowieki ich zabijają. I nie tylko ci, którzy mieszkają w Miejscu Bólu. Twoje człowieki to zrobią. Ci sami, którzy żyją z tobą i dają ci jedzenie. Oni was zabijają!
Rozległo się kilka okrzyków protestu i zgrozy, a Lud przycisnął się do siebie, drżąc.
- Widziałem to - kontynuował Blackie nieubłaganie. - Kiedy odcięli mi jaja w Miejscu Bólu, zanim zabrali mnie z powrotem do legowiska, przyprowadzili moją towarzyszkę z legowiska, starą kotkę o imieniu Stuff, która żyła z człowiekami, zanim do nich dołączyłem. Moje człowieki przyprowadziły ją i przytrzymali, gdy walczyła by uciec. Oba ją trzymali, a potem inny człowiek dźgnął ją Laską Bólu. Ona walczyła jeszcze przez chwilę, a potem umarła! Czułem, że nie żyje! Oni ją zabili! Nasze poczciwe człowieki! Przytrzymali ją i zabili - i głaskali ją, kiedy to robili!
Ktoś jęknął ze zgrozą, a potem zamilkł.
- I to właśnie stanie się z wami wszystkimi! Każdego z was to czeka! Jeśli nie dopadnie was pies, albo Szybka Martwa Rzecz, albo jakiś inny rodzaj potwora czy demona, to na końcu zabiją was te wasze kochane człowieki!
Tego było już prawie za wiele. Przycisnęli się do siebie, zbyt przerażeni, by teraz jęczeć czy zawodzić.
W oczach Blackiego pojawiło się szalone światło.
- Dlatego od nich uciekłem! I jeszcze coś. Widziałem ducha Stuff zeszłej nocy. Zresztą często go widzę, po zmroku. Jej futro jest jak lód, jak mróz w zimowy poranek, a jej martwe oczy nie odbijają żadnego światła.
Księżyc był teraz nad nimi wysoko i zdawał się chwytać ich dusze, jakby chciał je wyssać przez czubki głów w tajemnicze głębiny nocnego nieba, gdzie miały zapaść się na zawsze w ciemność.
- Tak! - krzyknął kocur. - Tak! Widziałem ją! Jej stopy nie zostawiają śladu na trawie, kiedy chodzi, a jej oczy są jak głębokie baseny czarnej wody!
Ogromna Martwa Rzecz przeleciała nad ich głowami głową, rycząc, a płonące światło przemknęło przez nocne niebo niczym straszliwe, wpatrzone w swe ofiary oko, zdając się przechodzić prawie tak blisko, że można by go dotknąć. Ludzie przywarli nisko do ziemi, kładąc uszy po sobie w przerażeniu, aż potwór zadudnił w oddali i zniknął.
W nagłej ciszy, która zapadła Cezar powiedział, niemal z satysfakcją:
- Kraina Duchów rozciąga się wokół nas, zawsze i wszędzie.
A Ludzie zadrżeli rozkosznie, i przysunęli się bliżej w nocy, i opowiadali swoje historie aż do zachodu Księżyca, tak jak robili to przez milion pokoleń, i tak jak będą robić przez milion kolejnych, aż Ziemia zamarznie i nawet Ludzie zostaną zapomniani.
Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.