Bardzo Wam dziękuję
Smutno i cicho wokół, nie słychać juz jej głosnego mrauczenia
Punkt widzenia zależy od punktu ... siedzenia ....
Czasami, gdy miałam gorszy dzień, trochę mnie irytowała to tosiowe mrauczenie, a teraz ta cisza mnie przygniata
Nawet Tysia mniej miauczy ....
Ciągle jeszcze nie mogę sobie darować, że Tosia musiała cierpieć przez wstrętną weterynarz
Poszłam do Marcela2, bo mam najbliżej do tej lecznicy. Poprosiłam weterynarz E.K. aby pomogła Tosi odejśc, bo jej stan nie polepsza się
Odmówiła argumentując, że jeszcze cos mozna zrobic
Skrytykowała opis usg lekarza, który ma na pewno wieksze doświadczenie niż ona
Skrytykowała podawanie antybiotyku tylko przez 3 dni (lekarz sprawdzał reakcje kota na leczenie, aby wiedzieć ze warto kontynuować)
Na koniec powiedziała, że przychodzimy z moją córką do niej tylko usypiać zwierzęta ...
Aż mnie podrzuciło do góry, ostatkiem sił powstrzymałam sie przez zmieszniem jej z błotem ...
Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że usypiała nam tylko Azirę i Fitusia.
Pozostałe zwierzaki w ilości ok 10 szt usypiali nam inni weterynarze - przez ponad 30 lat !
Azira miała raka na listwie mlecznej i to E.K. zasugerowała eutanazję suni, gdy pojawiły sie przerzuty (!), a Fituś miał 15 lat i był schorowany, miał kushinga, którego ona zresztą nie rozpoznała.
Zaś u Toli od razu zdiagnozowała raka jelit i sugerowała eutanazję
Tola miaała IBD i dzięki dr Dominice zyła sobie jeszcze ok 2 lat.
Widząc, że nie przekonam niekompetentnej weterynarz, zgodziłam się na kroplówkę nawadniającą z lekami przeciwbólowymi.
Wiedziałam, że więcej do tej lecznicy nie pójdę, ale miałam nadzieję, że leki jakie Tosi zaaplikowała pozwolą kocinie wytrzymac bez bólu przynajmniej do dnia następnego (kiedy to miałam do niej przyjść na kontynuację leczenie)
Niestety na drugi dzień Tosia już nic nie zjadła, chodziła i miaukoliła, czasami spała na balkonie. Przed południem leki chyba przestały działać, chociaż miałam pojawić sie na kroplowke dopiero koło 17-ej).
Patrzyłam jak Tosia cierpi, chodziła miaucząc głosno do męża, potem do mnie, jakby szukając pomocy. Serce pękało
nie mogła nawet stać, coś dział jej się z tylnymi łapkami i tylną częścią tułowia. Kot po prostu zwijał się z bólu
Czułam żal i wściekłość na wetke z Marcela2.
Zapakowałam Tosię do kociego wózka i jak najszybciej mogłam poszłam do weta oddalonego ode mnie o 1 km. Dla mnie to sporo, do tego było bardzo ciepło.
Wózek ma plastikowe kólka, podskakiwał na nierównościach chodnika. Kotka miaukoliła cichutko. Wybierałam drogę jak najmniej wyboistą.
W pewnym momencie poczułam ucisk w okolicy serca (!) - musiałam zwolnić i zaczerpnąć więcej powietrza, próbować sie rozluźnic ...
Tosia przestała miauczeć, w poczekalni siedziała cichutko wtulona w kocyk
Weterynarz, który robił jej usg, gdy nas zabaczył pokiwał smutno głową ...
Tosiulka najpierw dostała "kota" będąc przytuloną do mnie, potem od razu połozyłam ją do jej wózka, wtuliła sie uspokojona w kocyk, w jej kocyk.
Głaskałam ją i przepraszałam ja za cierpienie, które jej niechcący zafundowałam, obiecałam ze już nic nigdy nie bedzie ja biolało. Gdy "odpłynęła" pozostawiłam ja weterynarzowi.
Podziękowałam mu za zrozumienie i za przyjęcie nas poza kolejnością.
Szybko opuściłam lecznicę, ale musiałam posiedzieć na pierwszej ławce, bo opadłam zupełnie z sił. Słońce pięknie świeciło, wiaterek lekko rozwiewał moje włosy, a ja wracałam do domu z pustym kocim wózkiem i wyrzutami sumienia, że naraziłam swojego kota na taki ból.
Nigdy nie dopuściłam aby któreś z moich podopiecznych tak cierpiało ...
Pamiętam Tinusię, która zaczęłą się dusić, brakowało jej powietrza ....
Od razu wzięłam ją i poszłam do weta.
Długi majowy week, w najblizszej lecznicy tłum ludzi. Wpakowałam sie bezpardonowo i zażadałam (nie prosiłam), aby jej natychmiast pomogli albo skrócili cierpienia – nikt z obecnych nie zaprotestował.
Kota odeszła .... a w sercu pozostał żal, ale nie miałam wyrzutów sumienia.
Wtedy też wetka EK podała jej doustnie lek, który wolno podawać tylko w zastrzykach. Ale o tym dowiedziałam się juz dużo później.
Bardzo przepraszam, ale musiałam się 'wygadac" ....
Ta cisza w domu i nawet za oknem (majówka) przytłacza mnie ...
Dobrze, że Tysia sobie przypomniała, że ma miauczeć i domagać się miziania.
Sorki, konczę więc , kocie obowiązki wzywają ...