Błagam o pomoc w diagnozie... kot gryzie ogon do krwi

Czy ktoś już może przeszedł z kotem coś podobnego co ja...?
Jeżeli tak to błagam o pomoc!
Historia nadmiernego wylizywania się przez mojego kota zaczęła się w październiku zeszłego roku... Mój kocur ( 4-letni kastrat ), który od zawsze miał duże zamiłowanie do higieny, zaczął coraz to intensywniej wylizywać swój ogon. Podczas wylizywania go wydawał się lekko pobudzony i zdenerwowany a sierść na grzbiecie jakby poruszała się. Po kilku dniach mój kot nie dość, że ogon wylizywał to jeszcze zaczął go gryźć aż do krwi... Od razu zabrałam go do weterynarza. Został odrobaczony i odpchlony (oczywiście odpchliłam też cały dom, poprałam zabawki i legowiska itd.), bo podejrzenie padło właśnie na to.
Mimo całej akcji problem dalej się powtarzał, kot wylizywał i gryzł ogon, do tego stopnia, że podłogi, ściany całe były we krwi... Ponownie zabrałam go do weterynarza, by wykonać wszelkie możliwe badania. I nic. Kot jest zdrowy, odrobaczony, ponownie odpchlony, wyniki wzorowe. Je z apetytem, nie ma żadnych innych problemów zdrowotnych. Lekarz weterynarii nie był mi w stanie powiedzieć skąd te ataki się biorą..
Jego napady samoagresji nabrały już takiego wymiaru, że nie jestem w stanie zostawić go samego w domu, nie zakładając wcześniej kołnierza, by zapobiec kolejnym ugryzieniom.. ogon od 4 miesięcy muszę zabezpieczać dodatkowo opatrunkiem.. Na szczęście nie wdało się żadne zakażenie, jednak wylizywanie i gryzienie spowodowało, że na końcówce prawie nie ma sierści a rany bardzo powoli się goją. Jako ostatnią deskę ratunku zastosowałam Feliway. Kot trochę się uspokoił, ataki były rzadsze i ponownie mu zaufałam, zostawiałam bez kołnierza. Po około miesiącu nastąpiło ponowne ugryzienie... dobrał się do ogona w nocy, gdy nikt nic nie słyszał... I cała akcja leczenia ogona od nowa...
Przewertowałam już cały internet w poszukiwaniu możliwej przyczyny, jedyne co pozostało, po wykluczeniu wszelkich innych chorób, to mało znany jeszcze "zespół falującej skóry". Tak jak wcześniej wspomniałam, samoagresja mojego kota poprzedzana jest właśnie ruchami i drganiami skóry na grzbiecie i w okolicy ogona. Czy ktoś z Was spotkał się z tą przypadłością? Jeżeli tak, to jak z nią walczyć? Ja jestem już bezsilna, ogon mojego kocura jest już tak poturbowany i zmasakrowany ciągłymi atakami na niego, że nie wiem co mam robić... przecież nie będę trzymała kota do końca życia w kołnierzu.. proszę o jakiekolwiek wskazówki....
Jeżeli tak to błagam o pomoc!
Historia nadmiernego wylizywania się przez mojego kota zaczęła się w październiku zeszłego roku... Mój kocur ( 4-letni kastrat ), który od zawsze miał duże zamiłowanie do higieny, zaczął coraz to intensywniej wylizywać swój ogon. Podczas wylizywania go wydawał się lekko pobudzony i zdenerwowany a sierść na grzbiecie jakby poruszała się. Po kilku dniach mój kot nie dość, że ogon wylizywał to jeszcze zaczął go gryźć aż do krwi... Od razu zabrałam go do weterynarza. Został odrobaczony i odpchlony (oczywiście odpchliłam też cały dom, poprałam zabawki i legowiska itd.), bo podejrzenie padło właśnie na to.
Mimo całej akcji problem dalej się powtarzał, kot wylizywał i gryzł ogon, do tego stopnia, że podłogi, ściany całe były we krwi... Ponownie zabrałam go do weterynarza, by wykonać wszelkie możliwe badania. I nic. Kot jest zdrowy, odrobaczony, ponownie odpchlony, wyniki wzorowe. Je z apetytem, nie ma żadnych innych problemów zdrowotnych. Lekarz weterynarii nie był mi w stanie powiedzieć skąd te ataki się biorą..
Jego napady samoagresji nabrały już takiego wymiaru, że nie jestem w stanie zostawić go samego w domu, nie zakładając wcześniej kołnierza, by zapobiec kolejnym ugryzieniom.. ogon od 4 miesięcy muszę zabezpieczać dodatkowo opatrunkiem.. Na szczęście nie wdało się żadne zakażenie, jednak wylizywanie i gryzienie spowodowało, że na końcówce prawie nie ma sierści a rany bardzo powoli się goją. Jako ostatnią deskę ratunku zastosowałam Feliway. Kot trochę się uspokoił, ataki były rzadsze i ponownie mu zaufałam, zostawiałam bez kołnierza. Po około miesiącu nastąpiło ponowne ugryzienie... dobrał się do ogona w nocy, gdy nikt nic nie słyszał... I cała akcja leczenia ogona od nowa...
Przewertowałam już cały internet w poszukiwaniu możliwej przyczyny, jedyne co pozostało, po wykluczeniu wszelkich innych chorób, to mało znany jeszcze "zespół falującej skóry". Tak jak wcześniej wspomniałam, samoagresja mojego kota poprzedzana jest właśnie ruchami i drganiami skóry na grzbiecie i w okolicy ogona. Czy ktoś z Was spotkał się z tą przypadłością? Jeżeli tak, to jak z nią walczyć? Ja jestem już bezsilna, ogon mojego kocura jest już tak poturbowany i zmasakrowany ciągłymi atakami na niego, że nie wiem co mam robić... przecież nie będę trzymała kota do końca życia w kołnierzu.. proszę o jakiekolwiek wskazówki....