Nowa rzeczywistość...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie paź 27, 2019 12:57 Nowa rzeczywistość...

Zakładam nowy wątek, ponieważ "stary" ma grubo ponad setke stron.

Wracam po kilkumiesięcznej przerwie. Przerwie na intensywne życie, uczenie się człowieka na nowo. Dziadziuś stał się moim trzecim dzieckiem, z umysłem rocznego maluszka, fizycznie niewładny, na wózku jeszcze w miarę utrzymujący pion siedzenia. Pod ciągłą opieką. Łobuz potrafił palcami przedrzeć koszulkę a nawet kołdrę, jego pomysły przekraczały wszelkie możliwości ludzkiej wyobraźni...aż do 12.10
Nie mogłam go obudzić po drzemce, bezradnie wezwałam pogotowie i błagałam Boga o nie odbieranie mi go. Bóg mnie nie posłuchał, jak zwykle zresztą...po czterech dniach przytulania, całowania i bezustannego czuwania, dziadziuś wydał ostatnie tchnienie, nie odzyskał przytomności, ale słyszał, reagował kiedy opowiadałam o rzeczach dla niego ważnych. Wzdrygał się mocno, kiedy mówiłam "a gdzie są kluczyki do ciągnika?" itp. Oczywiście to wszystko wiem, ale chciałam uzyskać jakieś reakcje, i dawało efekty. Mimo to oczu nie otworzył, choć kilka razy podnosił mocno brwi jakby próbował. Od środy 16.10 poddał się, nie miał już sił walczyć, a ja łykając łzy nie przestawałam do niego mówić, nie puszczałam ręki, do 17.10, o 12:40 odszedł mam nadzieję do lepszego świata. Pani ordynator dała nam izolatkę, zaglądała dziesiątki razy dziennie, pielęgniarki poświęcone pacjentom, po zeszłorocznych przeżyciach szpitalnych, trafiliśmy pod cudowną opiekę. Byłam przerażona słysząc, że zabierają go do Olkusza, nie wiedziałam, że nastąpiły w tym szpitalu takie zmiany, po prywatyzacji. Jestem i będę wdzięczna do końca życia pani ordynator, pielęgniarkom i pani doktor, za objęcie nas taką opieką, pomogły mi bardzo, tak samo jak bardzo pomogły dziadziusiowi, żeby jego ostatnie dni były jak najbardziej komfortowe, bez bólu i cierpienia.
26 września dmuchaliśmy świeczuszki 89 lat, śpiewając "200 lat" nawet córunia zachowała się bardzo przyzwoicie, choć uciekła zaraz po imprezie (ale dałam jej tort żeby ona podała go dziadziusiowi, co chyba sprawiło mu radość)
Obrazek

A tutaj z marleyem, w lipcu gdy jeszcze w miarę chodził
Obrazek

Dziś nie mogę znaleźć sobie miejsca, nie sypiam jak wcześniej, choć bym mogła, nie wiem co mam ze sobą zrobić...

Koty mają się dobrze, za wyjątkiem koteczki koleżanki córki, już za TM. Andorka chciała zfinansować jej zabieg, niestety do niego nie doszło. Pierwsze badania wyszły bardzo źle, kolejne potwierdziły jej zły stan zdrowia. Wet przejął nad nią opiekę, niestety tylko paliatywną, po prawie miesiącu musieliśmy podjąć decyzję, i choć Emilcia rozumiała i dzielnie to zniosła, czuję się z tym paskudnie. Obiecałam, że będzie dobrze, słowa nie dotrzymałam, do tego to pierwszy raz kiedy musiałam zgodzić się na uśpienie, jak pocieszyć dziecko kiedy samemu się nie pojmuje tego bezsensu życia?...
Choć dziecko przyjęło to jako naukę, powiedziała, że nie chce mieć kolejnego kota do póki rodzice nie zgodzą się na osiatkowanie okien i trzymanie go w domu, oczywiście wykastrowanego.
Dzieci tej kotki znalazły domy dwójkami dziewczynki razem, kawaler i majutki razem, a gamoń osobno, mieszka w Holandii.
Kocia mama musiała zostać z nami i chyba bedzie wychodząca, po tylu miesiącach nadal szarpie się do drzwi, wygryzła siatki w dwóch oknach, wyje codziennie pod drzwiami i na parapetach, mimo kastracji leje po kątach, nie daje się pogłaskać. Strach nie pozwala nam jej wypuścić, mimo że widzimy jak jej źle w domu, jak bardzo nie chce tu być, z jednej strony dbamy o jej bezpieczeństwo, a z drugiej może egoistycznie do tego podchodzimy, jakby nie było podobno nie miała wcześniej oficjalnie własciciela, żyła wolno dostając jeść od kilku osób i nocując w różnych miejscach. Szczerze nie wiem już, co bedzie dla niej lepsze.
Jej dzieci znalazły domki, choć było bardzo ciężko, lucek i jedna dziewczynka mieszkają u mojego brata, pozostała trójka do nowych domów poszła dopiero niedawno, przez ponad dwa miesiące jedynymi chętnymi byli kompletni idioci, doszło do tego że przez jakiś czas nie odbierałam telefonów, bo zaczełam reagować przesadną agresją. Frustracja mnie przerosła gdy poraz enty słyszałam "a mam myszy w stodole" lub "czy bedą łowne te kotki?", zbiegło się to w czasie z pogorszeniem zdrowia dziadka, musiałam przestać sypiać, bo on całe noce krzyczał, robił sobie krzywdę itp. Zawiesiłam więc ogłoszenia żeby dać sobie chwilę. Kociaki były z nami długo, ale się opłacało.
Postaram się bywać regularnie na forum, tylko muszę się ogarnąć, przestawić na nową rzeczywistość, zacząć żyć na nowo.
jesteśmy na prostej ;)

kociołkowo

Avatar użytkownika
 
Posty: 1473
Od: Czw mar 30, 2017 22:49

Post » Nie paź 27, 2019 13:48 Re: Nowa rzeczywistość...

Będziemy zaglądać

MaryLux

 
Posty: 159720
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie paź 27, 2019 13:51 Re: Nowa rzeczywistość...

Bardzo Ci współczuję, też będę zaglądać!
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60374
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 27, 2019 22:24 Re: Nowa rzeczywistość...

Przyjmij prosze moje wyrazy wspolczucia w tym smutnym i trudnym czasie.
Tak bym chciala cos napisac, zeby Cie podtrzymac na duchu ale nie umiem.
Piekne te zdjecia.
Zapisz sie do newslettera PETA i pomagaj zwierzetom wysylajac email!
https://www.peta.org/about-peta/learn-a ... -to-enews/

pibon

 
Posty: 4249
Od: Pon lip 09, 2012 10:26

Post » Pon paź 28, 2019 11:24 Re: Nowa rzeczywistość...

Przytulam,
bardzo obciążające psychicznie za Tobą dni.

Co do kotki, jeśli okolica jest w miarę bezpieczna wypuszczaj, zamęczycie się wszyscy i ona i Wy. Miałam kotkę wychodzącą, którą starałam się dostosować do życia bez wychodzenia, po kilku miesiącach musieliśmy się poddać, w ramach protestów wyła, zanieczyszczała wszystko, biła pozostałe koty, była histerycznie wręcz zestresowana. Jak znowu zaczęła wychodzić, koci anioł 8O. Dożyła 18 lat i odeszła ze starości.

małgo

 
Posty: 4627
Od: Śro mar 06, 2002 12:36
Lokalizacja: wrocław

Post » Pon paź 28, 2019 11:53 Re: Nowa rzeczywistość...

Wspolczuje. Dziadek mial wiele milosci i czulosci. Na pewo byl z Wami szczesliwy.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84877
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Pon paź 28, 2019 20:57 Re: Nowa rzeczywistość...

Witaj z powrotem :1luvu: Fajnie, że wróciłaś. Bardzo współczuję Ci śmierci Dziadka i całej reszty przeżyć. Oby teraz było już tylko lepiej :ok:
https://zrzutka.pl/bpfeke dla wojowniczki Fisi walczącej z FIP

kwiryna

Avatar użytkownika
 
Posty: 4234
Od: Sob lip 23, 2016 9:36
Lokalizacja: Warszawa mokotów

Post » Pon paź 28, 2019 23:45 Re: Nowa rzeczywistość...

:ok:

MaryLux

 
Posty: 159720
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto paź 29, 2019 19:02 Re: Nowa rzeczywistość...

Tak mi przykro... :(
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10678
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie lis 17, 2019 12:59 Re: Nowa rzeczywistość...

Dziękuję, że jesteście :1luvu:
Dokładnie o 12:40 będzie miesięcznica odejścia dziadka, wczoraj miałam msze na 30 dzień śmierci a wieczorem kolejną tradycyjną za zmarłych w tym roku od 17.11.18 do 16.11.19, mamy taką tradycję, że ksiądz odpala znicze od gromnicy, ustawia w serce, jest tyle zniczy ile zmarło osób, odprawia mszę, młodzież przedstawia program artystyczny, wczoraj był pod tytulem "śpieszmy się kochać..." śpiewają, grają itp później ksiądz odczytuje po kolei zmarłych z datą i wiekiem, a ktoś z rodziny podchodzi i odbiera jeden znicz, na koniec procesją na cmentarz, kiedy miałam iść po znicz poczułam taką radość, że głupio mi się zrobiło. Całą drogę na cmentarz jakby dziadek szedł obok i taki cholerny spokój. Chyba muszę przyznać sama przed sobą, że tam gdzie teraz jest, lepiej mu i szczęśliwie. Nawet zasnęłam w nocy.
Stomacharii, przepraszam że nie odpisałam, zapomniałam, babka daje mi dosłownie popalić do granic możliwości. Okazuje się, że ona z niczym sobie nie radzi, i nie chodzi mi o śmierć dziadka, ona jest zwyczajnie nie poradna życiowo. Oczywiście wyreczałam ją gdy dziadzio już "siadł", bo myslałam że nie radzi sobie psychicznie... a sprawa wygląda tak, że ona nigdy w życiu nie płaciła żadnych rachunków, nie robiła zakupów ba nawet nie sprzątała w sensie odkurzania, mycia podłóg, łazienki i toalety, nie wie jak rozpalić w piecu (choć to jej i tak nie potrzebne) ale nie wie, nawet jak prąd w stodole włączyć itp itd... od tego wszystkiego był dziadzio, niby wiedziałam ale jakoś zawsze wydawało mi się, że on to robi bo chce pomóc ale babcia też potrafi...
Osobiście radze sobie, a w sumie nie mam czasu się użalać nad sobą, więc jest ok. Poza największym załamaniem zaraz po pogrzebie, gdzie myślałam że sama umre z bólu, przyszło w miare ukojenie.

Wracając do tematu kotów, mam nieciekawą informację o kociaku z dziurą zamiast odbytu, przy nasadzie ogonka ma coś jakby klapkę zamykającą odbyt, ale przy każdym ruchu ogonkiem klapka się otwiera i jest dziurka. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, ja bladego pojęcia nie mam co to, przyszła mi do głowy przetoka, ale to kocie urodzone dwa dni temu, i kupka mu wylatuje. Do weta się dodzwonic nie mogę, ale czarno to widzę. Są jeszcze trzy kociaki, wyglądające na zdrowe (wg opisu "właściciela").
Chłopak przyniósł do mieszkania kotke z piwnicy w bloku, z czwórką noworodków. Podobno kotka wygląda kiepsko, prosiłam żeby mi dokładnie opisał, ale mówi, że nie wie jak, po prostu dla niego to ona jest chyba chora czy coś. Kociaki jakby ciągle głodne, szarpią cycki i płaczą, ona też miałczy i warczy. Dziwne to wszystko.
Chłopak pracuje z moim mężem, ma przesłać zdjęcie kociątka jak tylko wroci z dyżuru. Dzwonił do jakiej przychodni, ale wystraszył się bo mu kazali "przynieść wszystko do uśpienia" i zaczął szukać info po znajomych, ktoś mu kazał do męża uderzyć, bo wie że coś z kotami ma wspólnego i tak trafił do nas. Tyle, że co my możemy, kazałam mu kupić kozie mleko i conve w jakims sklepie otwartym, conve u jakiegos weta czy przychodni weekendowej, mąż mu dostarczy strzykawki i smoczki i pokaze jak dokarmiać, jeśli rzeczywiście są głodne, ale z tym maluchem z dziurką to nic nie poradzimy bo nie wiem co. Kotka też musi weta zaliczyć jak najszybciej.
Spotkala się któraś z taką wadą u kociątka?
jesteśmy na prostej ;)

kociołkowo

Avatar użytkownika
 
Posty: 1473
Od: Czw mar 30, 2017 22:49

Post » Śro lis 20, 2019 19:22 Re: Nowa rzeczywistość...

A to nie jest tak zwany "ziejący odbyt"? O ile wiem zazwyczaj kończy się chirurgiczną korektą.

kociołkowo - współczuję, ciągle coś :(
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10678
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie lis 24, 2019 11:33 Re: Nowa rzeczywistość...

Musieliśmy przejąć koteczki, ich mamusia musi skupić się na swoim zdrowiu. Chłopak mimo żadnego doświadczenia, dobrze zauważył, że kocięta są głodne.
Kocia mama ma guzy listwy mlecznej, już jest po operacji, chłopak wziął na siebie jej leczenie, i zostanie ona jego koteczką. Dzieciaki wyglądają ok, faktycznie jeden miał coś z odbytem, ale nikt nie wie co, bo pupcia zaczęła się zrastać. Wyglądało to jakby był jeszcze nie rozwinięty, a ta "klapka" na ogonku, była zwyczajnie zatwardziałą przyklejoną kupą, a że chłopak nie mógł tego zmyć założył, że to twór skórny. Ogolnie więcej strachu niż rzeczywiście było potrzebne.
Gmomy są u nas od wtorku i już brzuchole pękate, są bardzo łakome, zapewne przez kilkudniowy głód.

Prawdę mowiąc, cieszę się, że mam gluty, zostałam wyrwana ze swojego świata, już zaczynałam wariować przez bezczynność, mój rytm został brutalnie zaburzony. Noce spędzałam patrząc w sufit, w ciągu dnia siadałam i robiłam to samo, bezmyślnie gapiłam się w ściane, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Teraz znowu "mam co robić".
Gluty odchowamy, ich mamusia zyskała nie tylko szanse na zdrowie, ale i swojego pana, chłopak zaangażował się całym sercem, a mnie serce rośnie gdy spotykam takich ludzi. Wydawałoby się, że rozpieszczony gówniarz nie będzie miał w sobie ani krzty empatii, dostał mieszkanie i nowy samochód od rodziców, wszystko podane na talerzu, ale jest serce i to wielkie serce. Kotka ma około 8 lat, zapewne była kiedyś domowa, nie jest wykastrowana, a z tego co chłopak się dowiedział, w okolicy jest stadko wolnożyjących, ale wszystkie wykastrowane. Kotka otrzymała imię Mini. Narazie jeszcze w szpitalu, ale chłopak codziennie ją odwiedza i szykuje mieszkanie, wczoraj z moim mężem siatkowali balkon i montowali półki do wspinaczki. Podobno ludzie z nich lali, bo jeden idiota wisiał na siatce, a drugi ją skręcał "co by wytrzymała była", no ale mój coś ma do tych siatek, już kiedyś jednej babce się wieszał podczas wizyty p.a. "haki sprawdzał, czy dobrze wkręcone".
jesteśmy na prostej ;)

kociołkowo

Avatar użytkownika
 
Posty: 1473
Od: Czw mar 30, 2017 22:49

Post » Nie lis 24, 2019 11:37 Re: Nowa rzeczywistość...

Fajne wiadomości! :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60374
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie lis 24, 2019 12:00 Re: Nowa rzeczywistość...

Cudnie piszesz!
Fajny chłopak i jeszcze bardziej fajni razem z Twoim mężem - jak sobie wyobraziłam wiszenie na siatce w celu sprawdzania wytrzymałości... :ryk:
Kciuki za Ciebie, maluszki i za wszystko czego najbardziej w tym momencie potrzebujesz :ok: :ok: :ok:
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35338
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Nie lis 24, 2019 12:14 Re: Nowa rzeczywistość...

kociołkowo pisze: już kiedyś jednej babce się wieszał podczas wizyty p.a. "haki sprawdzał, czy dobrze wkręcone".

8O Nie wiem, czy bym była szczęśliwa, gdyby dorosły mężczyzna zawiesił mi się na balkonowej siatce w czasie wizyty przedadopcyjnej, w końcu waży więcej niż kot...
Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby zrobił to podczas pomagania mi w osiatkowaniu, byłabym zadowolona :)

Gdyby tego chłopaka naszło na adopcję drugiego kota, to oprócz moich tymczasów mogę jeszcze zaoferować kota z zewnątrz. Wykastrowałam go, w lato sobie radził, ale w zimne dni już nie tak dobrze - marznie. O ile się zorientowałam jest oswojony (niezależnie od tego, czy po wolno żyjącej kotce, czy dawniej czyjś). Satysfakcja z uratowania tego kota byłaby na pewno spora :) I, jak wspomniałam, jest dawno temu wykastrowany więc nie będzie smrodu ;)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10678
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], zuza i 284 gości