O matko, bo Wy wszystkie źle serwujecie
Żaden szanujący się kot nie zje bez zaproszenia.
O to jak my robimy:
Pora żarcia, zaczynam się krzątać, przecieram miskę i wołam: Chiko żarcie ! Biegnie żółwim pędem.
Na zagryzkę trzeba dać trochę mokrego (oczywiście sosu, bo moja nie zniży się do tak niskiego poziomu aby mięso jeść) więc tutaj wyciągamy magiczną podkładkę, bierzemy miskę, ale tą konkretną. Metalową i płytką aby łatwo było wypluwać. W miarę możliwości kawałeczki trzeba rozdzielić od sosu i podsuwamy pod nos żeby się biedna nie musiała nadwyrężać.
A na wieczorny deser jest pasta żeby jeszcze dopoić. Tutaj też wyciągnięcie nie zaprosi. Trzeba zawołać; chodź dam coś dobrego i z głupim entuzjazmem się podnieść, kot się melduje. Nie mogę powiedzieć, że zawsze zje z łyżki. Czasem burżujstwu trzeba podawać z palca, na dywanie.