Dziękuję. Strasznie mi się dluzy bez niego... I ciągle się za nim rozglądam.
Już od ostatnich wyników i puchniecia lapek wiedziałam że jest coraz gorzej. Miał nadzerki w pyszczku. Marwilam się że go bolą. Czy nie cierpi. Na ile cierpi. Nie chciałam się poddać zbyt wcześnie ale i nie chciałam go utrzymywać na siłę.
Czekałam odrobinę zbyt długo. Wczoraj fil nie zjadł nic poza tym co mu dałam na siłę strzykawka. Ale się bronił więc odpuściłam. Wieczorem zaczął mieć trudności ze wskakiwaniem na łóżko. Przyniosłam stopień. Spał w nocy spokojnie jak mi się zdawało. Na mnie i obok.
Kiedy się obudziłam o 6 już nie chodził wcale. Wydaje mi się że od wieczora nie siusial. Ale przytulny leżał spokojnie więc tulilam i czekałam aż canfelis będzie czynny. Koło 8 zaczęłam się zbierać. O 8.20 byłam na Plochocinskiej i zaczęły się jakieś drżenia niepokój. Zwróciłam do całodobowej na Modlinska...
Nie chciałam wszystkiego musieć opowiadac prosić o szybką pomoc. Ale nie było wyjścia. Agonia już trwała. Powinnam była pojechać o 7...
Nie zostawiłam go tam. Zawiozłam do canfelisu żeby dołączył na polach pamięci do reszty ekipy...