zuza pisze:U nas nie ma rytmu dnia, bo w tygodniu wstaje okolo 7.30 co jest codziennym gwałtem na moim organizmie. W weekendy zatem wstaje czasem o 10, a czasem i o 12. Czyli zasada jest jedna. Dopóki spie to sie mnie nie tyka
To zupełnie inaczej niż ja ...
Wstaję (świątek, piątek i niedziela) najpóźniej o 6-ej, a czasami mój "kochany małż" łazikuje juz od 5-ej, bo "biedak" nie może spać
Nawet gdyby chodził na palcach, to i tak się obudzę
Mam "zasłonki" na oczy (jak w samolotach) bo światło za oknem (które musi byc otwarte !) budzi mnie niemal od razu ....
Nie umiem spac w dzień, no, chyba że jestem bardzo chora ....
Ale o 22-ej juz prawie zawsze jestem w wyrku ... Zasypiam szybko, bo w końcu nauczyłam sie nie myśleć przed zaśnięciem
Ale nawet najmniejszy hałas mnie budzi ... Fituś łazikuje i stuka pazurkami, kot gdzieś zamiaukoli, "stary" idzie do kibla, śmieciarka pod oknem o 5-ej rano, banda wrzeszących wracająca z balangi ... itd