Niektórzy juz widzieli, ale tu nie pisałam - któregoś dnia spotkałam na działkach klona mojego Dimy
Dla niewtajemniczonych - Dima to mój dymny mutant-celebryta, zgarnięty 4 lata temu z działek. Wyjątkowy pod każdym względem, ale przede wszystkim wyróżniają go gabaryty
W najlepszych momentach ważył już 9,5kg - żarł jak opętany i rósł. W końcu udało się znaleźć przyczynę - nadczynność tarczycy. Teraz na lekach jest ok, waga trzyma się w okolicach 7,5. To naprawdę gigakot.
No i wracając na działki - jakoś na początku marca natknęłam się na klona Dimy
Równie wielki, ten sam charakterystyczny kolor, a sytuacja, w jakiej go zastałam, zasugerowała mi, ze jest równie pierdołowaty jak Dima i ze z pewnością bardzo szybko uda się go złapać
Postawiłam z powrotem kamerę przy misce - i szybko się upewniłam, że przychodzi w nocy do michy. Ustawiłam klatkę, najpierw otwartą na stałe, żeby się dzikie przyzwyczaiły. Po paru dniach wchodziły, jadły i wychodziły. No i w połowie marca kamera zgłosiła ruch przy misce - spojrzałam, a kot już w klatce zamknięty
Piękny, wielki i bez cienia agresji. Ponad 6kg, a trochę zabiedzony. Przy okazji kastracji wetka usunęła połamanego kła i trzeba było podawać 2 dni zastrzyki. Pozwolił się bez problemu wyjąć z transporterka i bez problemu zastrzyki zrobiłam. Fajny kot i smutno było go wypuszczać na działkach ...
Dzieki kamerze wiem, ze nadal przychodzi do miski, w dzień go jednak nie widuję. Mam nadzieję, ze jednak w końcu będzie coraz bardziej proludzki i zacznie przychodzić "o jasności".
Dałam mu na imię Stiopa
(trochę się poobcierał w klatce, powierzchownie tylko)