Obserwuję od wielu miesięcy z niepokojem Lucynkę - a konkretnie jej uszy. Bo to, ze wywinięte, to każdy widzi. Problem jednak, że te uszy bardzo często mają strupki, są zaczerwienione. Jednym słowem źle wyglądają.
Przy okazji sterylki wetka obejrzała uszy (akurat wtedy wyglądały nienajgorzej) i stwierdziła, ze to mogą być zmiany nowotworowe (rak płaskonabłonkowy).
Wczoraj Lucy jadła obok mnie, więc miałam okazję z bliska obejrzeć uszyska (i zrobić fotki). Wyglądają baaaardzo nieładnie
Wysłałam fotkę wetce - nadal podtrzymuje jeden z pomysłów o nowotworze, mówi też o grzybie czy okaleczeniu przez człowieka (te opcje odrzucam na 100%). Wygląda jakby pół centymetra skóry był zdarte z uszu. To nie jest tylko brak futerka - to wygląda jakby futerko odpadło z wierzchnią warstwą skóry
Gdyby to było lato, powiedziałabym, że uszy są poparzone, ale teraz juz nie ma tak silnego słońca.
Miał ktoś kota z rakiem płaskonabłonkowym w uszach? Czy to tak wygląda?
Pojawiło się też coś jeszcze - na pyszczku. Początkowo myślałam, ze to brud, dopóki nie ziewnęła przy mnie. Wtedy okazało się, ze ten "brud" jest też wewnątrz ryjka. Czyżby rak się już rozprzestrzeniał?
Najgorsze, ze Lucy nieobsługiwalna
Będę próbowała złapać, ale poprzednio polowałam ponad 2 lata, więc teraz (jeszcze na swieżo po poprzedniej łapance) widzę to czarno ...