Re: Burasy w akcji. Niespodzianki poza kuwetowe
Napisane: Wto lip 09, 2019 20:13
No oby, oby.
Pixiasty spi na rekach od M. gdy ten siedzi na fotelu przed kompem.
Rytułały, męskie. Jak tylko M. siedzi na kompie, to Pixiasty przychodzi na kimanko.
A ja jutro mam zamiar popracować zdalnie.
Dzis spędziłam trochę czasu w łazience żeby poprawić sobie humor i się odgruzować. To drugie się udało, to pierwsze niekoniecznie.
Zaczełam uważać na to co jem. Ile jem, jak jem.
Zaliczyłam coś na kształt postu dr dąbrowskej. Przez tydzień. Hardcore ale... człowiek się całkiem spoko czuje (wtedy). Jednak nie wyobrażam sobie póki co 40 dni na takiej diecie. Minął miesiąc jak z tej diety wyszłam. Bo tydzień diety tydzień wychodzenia. Mojemu M. dobrze to zrobiło. Zrzucił parę nadprogramowych kilo. Ale długa droga przed nami.
Za to wdrażam w diete dużo więcej warzyw i owoców. Nie ma że boli.
Musze coś zrobić sama ze sobą bo to już nie jest stres. Bo w pracy mam go mniej, znaczy po części sama se go funduje chcąc być idealna i niezawodna. I jak tylko się okazuje że coś mi umknęło to sama sobie kuku robię gdzie nikt do mnie o to pretensji nie ma...
NIe wiem jak się za to zabrać.
Cieszy mnie rytuał jaki sobie zrobiłam. Dziennie czytam. Czasem kilka stron czasem kilkadziesiąt ale to już weszło mi w nawyk. Taka chwila dla mnie.
Planowanie i kalendarz trochę pomaga mi się zorganizować w moim niezorganizowanym świecie.
Marlenko - ja nie wiem skąd to się bierze. Takie zmęcznie. Spię 8h a i tak.... jestem dętka.
A ja urlop dopiero od września
Pixiasty spi na rekach od M. gdy ten siedzi na fotelu przed kompem.
Rytułały, męskie. Jak tylko M. siedzi na kompie, to Pixiasty przychodzi na kimanko.
A ja jutro mam zamiar popracować zdalnie.
Dzis spędziłam trochę czasu w łazience żeby poprawić sobie humor i się odgruzować. To drugie się udało, to pierwsze niekoniecznie.
Zaczełam uważać na to co jem. Ile jem, jak jem.
Zaliczyłam coś na kształt postu dr dąbrowskej. Przez tydzień. Hardcore ale... człowiek się całkiem spoko czuje (wtedy). Jednak nie wyobrażam sobie póki co 40 dni na takiej diecie. Minął miesiąc jak z tej diety wyszłam. Bo tydzień diety tydzień wychodzenia. Mojemu M. dobrze to zrobiło. Zrzucił parę nadprogramowych kilo. Ale długa droga przed nami.
Za to wdrażam w diete dużo więcej warzyw i owoców. Nie ma że boli.
Musze coś zrobić sama ze sobą bo to już nie jest stres. Bo w pracy mam go mniej, znaczy po części sama se go funduje chcąc być idealna i niezawodna. I jak tylko się okazuje że coś mi umknęło to sama sobie kuku robię gdzie nikt do mnie o to pretensji nie ma...
NIe wiem jak się za to zabrać.
Cieszy mnie rytuał jaki sobie zrobiłam. Dziennie czytam. Czasem kilka stron czasem kilkadziesiąt ale to już weszło mi w nawyk. Taka chwila dla mnie.
Planowanie i kalendarz trochę pomaga mi się zorganizować w moim niezorganizowanym świecie.
Marlenko - ja nie wiem skąd to się bierze. Takie zmęcznie. Spię 8h a i tak.... jestem dętka.
A ja urlop dopiero od września