Dziś mija 4 lata lata...
Tylko i aż
Pamiętam był skwar
Zostałam pracować z domu. M pojechał do pracy.
Koło 9-10 dixi zaczął się "bunkrowac" tak na to mówiliśmy. W praktyce uciekał s ciemne niedostępne miejsce. Tym razem to było wejście pod rogówke która była rozłożona. On wzlazl w miejsce szuflady wbił się w kat i nie chciał wyjść. Nie chciał jeść ani pić.
Wiedziałam że mamy zjazd. Z ejest kryzys.
Zaraz dzwoniłam do pracy do M. Ze ma przyjeżdżać że trzeba z Dixim jechać.
Ja załatwiłam też wolne.
M. Przyjechał zaparkowalosmy go do transporter i pojechaliśmy.... Dixi był cicho w samochodzie to był znak że jets źle.
On zawsze wył bo nie lubił jeździć. Swoją drogą widział kiedy mijamy mieszkanie teściów bo dopiero za ich blokiem zwykle wył. Wtedy cała trasę a było to z 8 km, była cisza.
Wparowlaismy do weta.... Wet go zbadał i powiedział jak jest.... Ze krew nie transportuje tlenu... Ze on oddycha jak z workiem na głowie.... Ze się dusi...
Tego i tego co potem się działo nigdy nie zapomnę....
A potem gdy tego samego dnia zawiezlismy go na cmentarzyk... Potem już nic nie pamiętam.... Do momentu złożenia go w zimii pamiętam wszystko a potem nic. Świat się zawalil.
Serce pękło nam na milion kawałków
Byliśmy jak zombie.
Mija 4 lata a ja nadal za nim płaczę
Teraz jak pisze ten post to też nie potrafię powstrzymać lez
Te wzpomnienia nadal bola
Boli to że go z nami nie ma
Nie tak miało być.
Był wyjątkowy
Mój kochany
DIXI
Mam nadzieję że mi kiedyś to wybaczy
Ze ja sobie wybacze...
Wysłane z mojego LYA-L29 przy użyciu Tapatalka