Byłam u wetki kotowozem z Mani i z Kubi, z każdym osobno, więc przeszłam trasę, której bym nie dała razy z Kubim i z Mani w transporterach. A tak wygodnie i miło.
Poszliśmy na zaległe szczepienie skoro jest opcja, że Mani będzie dreptać przy wózku. I Kubi też. Tosia też musi iść, ale z nią to nie ma tak łatwo, z nią pojedziemy autem, bo już też czas na jej szczepienie. Moja wetka domowe koty szczepi raz na trzy lata i tak chodzimy albo rzadziej nawet.
Wetka była zachwycona Mani w wózku. Bardzo się wózek sprawdza. Mani oglądała wszystko w jedną i w drugą stronę. A Kubi w jedną stronę był przerażony, ale po wizycie u wetki już też siedział i oglądał. Ponoć chodzi do niej jedno małżeństwo, które też wozi kota w wózku i wychodzą na spacery codziennie. Ja nie będę miała czasu, żeby jeździć codziennie i jeszcze z każdym kotem osobno, bo na razie boję się zabrać dwa koty.
Po wecie chciałam iść na ławkę z Mani pod dom w nagrodę dla niej, a jak na złość wszystkie ławki zajęte. Więc otworzyłam wózek i postaliśmy i poczekałam aż przyjdzie m.
I tak sobie pomyślałam czy Mani będzie chciała jeździć w otwartym wózku, więc zostawiłam najniższe okienko otwarte i Mani przez nie wyglądała. Ona w domu nie chce się wozić w otwartym wózku. No i taka była zabawa, tyle śmiechu, że Mani mi wyskoczyła z wózka i chciała biec w stronę drzwi do budynku (chyba). No, ale została złapana jak tylko dotknęła nogami podłogi i usadzona w wózku zamkniętym. Więc taka przygoda. Mam filmik, może wstawię. Bo nagrywałam jak se Mani jedzie radośnie
Tu u nas nie jeżdżą samochody. Tylko takie, które dojeżdżają pod dom. Cała ulica jest wyłączona z ruchu przez remont. I nie wiem czemu Marysia wyskoczyła z wózka - czy chciała dobiec sama do drzwi, pochodzić po betonie czy jednak nie lubi jeździć w otwartym wózku i patrzeć w dół, gdzie ucieka podłoga. Jak patrzy wprost to tego nie widzi.
Dzisiaj się nie zaśliniła, trasa była krótsza, ale też nabrała doświadczenia w podróżach wózkiem, bo dziś trzeci raz. A wetka też powiedziała, że to może być choroba lokomocyjna.
No i zapytałam o tą nową zarazę kotów. I w Bytomiu jeszcze nie ma. Dlatego też wolałam teraz zabrać koty do weta, bo jeżeli to się rozpleni to później będę się bała iść do wetki z kotami, a jednak świadomość szczepienia świeżego też troszkę uspokaja. Chociaż koty dostały szczepienie tylko na dwie choroby. Wetka nie daje nigdy szczepień na wyrost. Mówiła, że jeżeli Mani będzie kotem wychodzącym i będzie chodzić sama gdzie chce to wtedy dostanie dodatkowe szczepienie, a tak to wystarczą te, które podała. Ale nigdy Mani nie będzie chodziła samopas.
I chcę też kupić coś na odporność dla kotów - przeczytałam, że warto, bo może to wzmocni koty przed tą nową straszną chorobą.
No i wetka też powiedziała, że nie wiedzą co to jest i jak to leczyć.
I że lepiej nie wychodzić.
Zalecenia są, żeby nawet na balkon koty nie wychodziły, ale to jest paranoja jak ktoś ma siatki, bo przecież tak samo by trzeba było okien nie otwierać.
A nie wyobrażam sobie, żeby Mani nie wyszła ma korytarz. Przecież ona nam urządzi piekło wtedy.
Mi się to wszystko kojarzy z początkami covidu...