Byliśmy!
Filmik z Kubi:
https://youtube.com/shorts/Ye_Q18SL8nE?feature=shareFilmik z Mani:
https://youtu.be/roQNrzHqr_QNajpierw pojechała Mani. Posiedzieliśmy trochę na ławce i nawet wzięłam ją w końcu na ręce, ale posiedziała 3 sekundy i wskoczyła z powrotem do wózka. Uznałam, że jej się bardzo podoba ten spacer i jest zachwycona. I potem zaczęliśmy jeździć z nią i jeździliśmy dość długo i ona siedziała i oglądała wszystko z każdej strony. Ale jak dojechaliśmy pod dom zobaczyliśmy, że wiszą jej wielkie śliny. Tego nie było przez cały spacer i się wystraszyłam co jej się stało. Ale albo to stres, albo choroba lokomocyjna. Dopiero pod koniec się zaśliniła. Wg mnie za długi to był spacer i za dużo było tej jazdy. Mogliśmy więcej siedzieć na ławce.
W domu od razu położyła się na podłodze tak jak zazwyczaj nie leży, zmęczona okrutnie. Kubi do niej podszedł, a ona na niego nasyczała.
Ale powiem Wam, że wróciliśmy na styk, bo za chwilę poszła do kuwety i zrobiła gigant kupę!
Dobrze, że nie do wózka!
Raz miałam z nią taką akcję, że wracaliśmy autem od weta z innego miasta, a ona zaczęła siadać jak świeczka - ja mówię, jeju jak ją wszystko interesuje i przystawiam do szyby, żeby coś widziała, a ona kloca robiła
a nie patrzała przez szybę
W ogóle zanim wyszliśmy z Mani to już koty coś czuły, bo się schowały i Kubi też. Dlatego Mani pierwsza poszła, bo ona jedyna się nie schowała. Ale jak wróciliśmy to koty uznały, że zagrożenie minęło i powychodziły
No i łapnęłam Kubiego. Ale z nim bałam się iść. Niby wiem, że jest spokojny, ale w sumie to nie wiadomo. No i zachowywał się tak samo jak w transporterze, czyli leżał pogodzony z marnym losem. Z nim siedzieliśmy więcej na ławce i mniej chodziliśmy, żeby i on się nie zaślinił. W końcu i on pod koniec troszku zaczął się rozglądać na boki i obrócił w kierunku jazdy. Jak jeżdziliśmy w domu to mu mówiłam brum brum, więc na dworze też mu mówiłam brum brum, żeby to kojarzył. Ale on raczej mi dawał do zrozumienia, że nie taka była umowa
On w domu jeździł w otwartym wózku, w zamkniętym nie chciał, to też nagle na dworze i w zamkniętym musiało go dodatkowo zestresować.
Ale otworzyłam wózek, kiedy siedzieliśmy na ławce i z Mani i z Kubi i był luz.
Ogóle był spokój. W domu koty dostały smakołyki w nagrodę i wydaje mi się, że są zadowolone - jak ja to mówię - gdzieś były, coś widziały i teraz mają o czym myśleć
Ale powiem Wam, że jak gołębie zobaczyły kota w wózku to prawie im oczy wypadły
W ogóle nie odwracały wzroku
I będziemy tylko przy domu jeździć, no chyba że do weta to ciut dalej.
Wózek świetnie się prowadzi.
Ale wniosek z tego mam taki, że 30 minut to już jest max. Nawet jak siedziałam z Mani po wecie na ławce to już po 30 min bardzo jej się mierzło.
I Mani teraz znowu wyje pod drzwiami.