Witam, ech, jak ciężko pisać..
kilka dni temu bezpowrotnie straciłam kotka...
Zachorował w grudniu, dokładnie kiedy trudno powiedzieć
Zauważyłam, że kotek jest nieobecny, ciągle leży w kuchni na kaloryferze (miał łatwy do niego dostęp przez stół i stojące obok krzesła), że praktycznie wstaje tylko do jedzenia i kuwety, że przestał się bawić, że wycofał się z życia w ogóle
Do tego z dnia na dzień rósł mu brzuszek, choć kotek był chudziutki, glaskajac go czuło się wszystkie kosteczki
Początkowo nawet ucieszyłam się, że przybiera na wadze, cały czas miał apetyt, było tak do końca....
Ale on nie przybierał na wadze, chudl a brzuszek robił się coraz bardziej pełny, jakby kotek był w ciąży
Zacznę może od początku:
Mamy już kota, w lipcu skończy trzy lata, jest wykastrowanym samcem rosyjskim kotem niebieskim
Kot wychodzący i wracający codziennie do domu
W połowie października wzięliśmy malutkiego kotka z ogłoszenia lokalnego
Kotek miał wtedy 2,5 miesiąca ( pomyślałam: czy aby nie za szybko oddzielony od matki)
Oddająca go w nasze ręce osoba wspomniała tylko, że może mieć alergię, bo się drapie, prawdopodobnie przez to, że wyjadał karmę dorosłych kotów
Po dokładnych oględzinach wyszło, że jest zapchlony
Ważył ponad 1 kg więc weterynarz zalecił kwarantannę około tygodnia
Wiem już, że było to fatalne posunięcie, ale tak zrobiliśmy
Z tym, że skrociam ten czas do dwóch dni, bo już nie byłam w stanie wytrzymać tego płaczu zza drzwi
Wypuszczony kotek od razu zaczął biegać, bawić się, kleić się do nas
Po miesiącu zachorował...
Wszystko zaczęło się niezauważalnie
Najpierw przestał się bawić (pomyślałam, idiotka, że wyrasta, 4 miesięczny kotek ????), potem ciągle spał na grzejniku
Był smutny, zachęcany do zabawy nie reagował wcale
Zaniepokojona dużym brzuszkiem pojechałam do weta
Nie można było zrobić badania krwi, zrobił się ogromny bombel, krew nie chciała płynąć
Na usg nic nie było widać, wszystkie narządy zalane płynem
Z poprawnej próbki krwi wyszedł stan zapalny, brak anemii
Wet zrobił testy na fip(?) i białaczkę
Negatywne
Prosił zabrać w domu mocz do badań
Sugerował chorą wątrobę, jakiś stan zapalny, podał antybiotyk, steryd i witaminy
Zdziwił się, że nie ma w badaniach anemii, bo obejrzał powieki oka ...
Chodziliśmy przez tydzień na zastrzyki, w tym czasie wet ściągnął wodę z brzuszka
Byłam obecna
Płyn był koloru oleistego, nieciagnacy się
Przejrzysty
Po powrocie do domu kotku wyciekal ten płyn jeszcze przez jakiś czas
Lekarz stwierdził podczas tego badania, że płyn Oki
Kolejny tydzień zastrzyki, przerwa na święta, kiedy to kotku podawałam sama przepisane leki moczopedne i steryd
Kotek przez ten cały czas nic się nie zmienił
Nadal spał głównie na grzejniku, jadł z apetytem, często domagając się jedzenia
Jadł bardzo często
Ale po zastrzykach zaczął posikiwać na dywan lub podłogę
Przestał zakopywać w kuwecie, przestał dbać o futerko, choć ciągle często sam sobie
mruczał, jak czesto do niego zaglądałam
podrapywał drapak...
Jadł głównie na stole obok którego spał na grzejniku
Często brałam go na ręce i zanosiłam do kuwety
Po świętach płynu przybyło więc lekarz zdecydował że pod narkozą jeszcze raz ściągnie płyn
Nie mogłam przy tym być, nie wiem zatem jaki ten płyn był
Lekarz stwierdził że płyn już nie był taki przejrzysty, ale sprawdził na usg aortę główna i jest dobrze tylko wątroba powiększona
Kotek bez tego płynu wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Był taki strasznie chudy. Niewyobrażalne.
Wróciliśmy do domu
Kolejne dni to prawie codzienne wizyty w przychodni
Przy kolejnym pobraniu krwi wyszedł ogromny stan zapalny. Anemia.
Lekarz ciągle mówi: to chorą wątroba, leczy się najmniej 6 tygodni
Mówię mu, że stan małej się nie poprawia w ogóle, że posmutniała, że ma żałosne spojrzenie....
Wet na to: stan jest stabilny
W trzecim tygodniu leczenia wet mówi, żeby kontynuować leczenie w domu, przyjeżdżać tylko raz w tygodniu na badanie
I nagle sugeruje, że jak to nie chora wątroba to fip ( bo ten płyn przy ostatnim pobraniu dziwny byl),w każdym razie leczy się podobnie: steryd i leki moczopedne,z tym, że albo wyzdrowieje albo nie
Szczerze ? Nie było mnie stać aby to móc skonsultować jeszcze z innym lekarzem. Mieszkam w małej miejscowości, gdzie jest tylko jedna przychodnia. To straszne co powiem, ale miałam wrażenie, graniczace z pewnością, że w domu poza mną nikogo więcej ten mały kotek nie obchodził.
Wracając do weta, sprowadza jakiś test na fip, pokazuje mi dodatni wynik, pytam czy to potwierdza chorobę czy tylko obecność wirusa (na tamten moment mam jeszcze minimalna wiedzę na ten temat)
Lekarz odp: potwierdza chorobę
Proszę o zrobienie dodatkowo badań czy przez tydzień coś się zmieniło w krwi, okazuje od, że stan zapalny się zmniejszył, lekarz dodaje, że to działanie sterydu, ale mocno pogłębiła się anemia.
Kochałam tego kotka całą sobą w tym cierpieniu. Wiem, że cierpiał, bo to widać w oczach. Patrzył na mnie z takim przerażeniem, którego nie zapomnę do końca mojego życia. Patrzył mi w oczy a ja brałam go na ręce i tuląc kłamałam, że wszystko będzie dobrze, że ma walczyć, że niedługo będzie wiosna, że zobaczy słońce...
To możliwe, że kotek początkowo był chory na wątrobę, a fip doszedł potem przez złe leczenie?
Dlaczego mała miała przez cały czas taki apetyt i nic nie przybierała?
Zanim zachorowała, jak przychodziła do mnie do łóżka czasem, rzadko kichała. Mówiłam o tym lekarzowi bez echa.
Kotka odeszła. Nie miała już siły.
A ja cały czas ją widzę, jak wygląda na mnie, jak kładzie głowę na kolanach, jak boli ja każdy oddech. Na koniec doszły duszności, płyn wrócił po 1, 5 tygodnia.
Nie mam siły by żyć, a nikt tego nie rozumie.
Komu zawinila taka mała istotka? Komu??? Na Boga....