Tak, tak, jeden obcy bardzo Paś był dzisiaj w klinice okulistycznej. Bo ma bielmo na oczku. Nie miałam pojęcia jak się Pasio zachowa. W drodze, w kontenerze, u lekarza. Jechałam pełna obaw, nie znam Pasia od tej strony. W aucie nie ma kota, cisza i bezruch. Czekamy w klinice- nie ma kota. Leży rozplaskany i ani drgnie, ani słowa. W gabinecie dalej rozplaskany i dalej kompletnie nieobecny. Pani doktor tylko pysio podniosła i dokładnie badała oczka. Różnymi aparatami, naprzód w jasnym pomieszczeniu, potem w absolutnej ciemności. Ani drgnął. Sztuczny wypchany kot, ciepły. Ma bliznę rogówki w prawym oczku ze zrostem przednim. W lewym-dwie blizny na siatkówce. Wszystko pourazowe. Nie wymaga leczenia. Tak ma i już. Paś ma trudną przeszłość, on wiele zniósł jako niczyj paskudnik, bo tak go nazywano w dzielnicy
Wracamy, ani drgnął w kontenerze. I dopiero kiedy podeszłam do furtki i szukałam klucza, żeby otworzyć, zrobił coś niewyobrażalnego
. W jednej sekundzie jakąś nieprawdopodobną siłą postanowił rozwalić kontener
Duży kontener, otwierany w połowie od góry i dodatkowo sama góra ma jeszcze taka metalową klapkę do otwierania jak drzwiczki. Mocno zamknięta dwoma zasuwami i dodatkowo zabezpieczona paskiem. I Paś postanowił się wydostać przez tą klapkę
Ja nie mam pojęcia jakim cudem podważył ją i wysuną głowę i łapkę. Rozprasował, zaklinował, ani do przodu ani do tyłu. I to go dusiło a ja nie mogłam zasuwek odsunąć, bo to w przeciwną stronę, czyli go doduszałam. Trzecia ręka była potrzebna, a trzeciej nie mam. Horror...Jakoś to odgięłam, wepchałam Pasia do środka, otworzyłam całą górę. Na szczęście nie skręcił sobie karku, nie udusił się, ale było blisko
To jest bardzo, bardzo mądry, cwany i przebiegły kotek. I bardzo kochany. Musiał dużo przeżyć, w wielu sytuacjach sobie radzić. To Paś nawiał przed kastracją w gabinecie i trzy doby siedział w pionie wentylacyjnym a w nocy wyjadał przynęty z klatki-łapki, po czym wracał pod sufit.
Dzisiaj w domu nie śpi, postanowił mnie ukarać. I ja go rozumiem
.
Edit: Bardzo dziękujemy za propozycje wsparcia finansowego. Ponieważ nie będzie leczenia na szczęście, nie było leków a jedynie wizyta "rozpoznawcza", zamknęliśmy się w kwocie 150 zł i Pasio wziął to na klatę, znalazł jakieś zaskórniaki i uiścił.