viewtopic.php?f=46&t=184509
Poprzedni był ten:
viewtopic.php?f=46&t=161883
Przedstawimy się krótko;
Koty domowe
Sabcia
Ur. w 2007 r, najstarsza rezydentka od kiedy odeszła Pusia. Trochę autystyczna, ale nie boi się obcych, wita gości, daje się pogłaskać. Ma swojego Rycerza Lucasa, więc została Damą i każe do siebie mówić Laby Sabciu



A przed rokiem było tak:


Sabcia i jej Rycerz Lucas

To jej wątek, głównie ona go prowadzi, ja trochę pomagam, a myślę, że inne kotki też się będą włączać z pomocą

Calineczka
kociak, który przetrwał bez jedzenia w zamkniętej piwnicy (jej mama nie przeżyła), przyniesiona latem 2012 przez Jolę Dworcową. Miziasta, ale tylko dla mnie, obcych się boi, chociaż z Dorcią się zaprzyjaźniła. Za to przyjaźni się z innymi kotami, niestety, jej najbliższa przyjaciółka Amcia w ubiegłym roku nagle odeszła za TM na białaczkę i Calineczka została sama. Uwielbia wyczesywanie i bezpardonowo pakuje się na mnie, wyczekując aż wezmę szczotkę. Rzeczywiście zawsze jest z niej co wyczesać

Calineczka jest naszym "wielkim łowczym", najbardziej w stadzie interesuje się wszystkim, co się "rusza" i to ona mi zwykle sygnalizuje obecność "obcych". Staram się namówić ją do biegania za laserkiem, początkowo jakoś to szło, ale teraz nie za bardzo jej się chce łapać niełapalne…

Calineczka z Kitkiem

Calineczka i Amcia

Calineczka i Kitka Chrupek

Mini
Przyniesiona przez Ewę mrau jako dość dziki, nie dający się głaskać kociak w maju 2013. Długo była raczej niedotykalska, ale od 2 lat zrobiła spore postępy. Teraz lubi się pomiziać i nie chwyta od razu ręki łapką z pazurkami, polubiła też wyczesywanie. Mimo to zawsze przy niej trzeba uważać, żeby nie oberwać, trudno też wziąć ją w rękę. Chyba najbardziej ze wszystkich moich kotów boi się obcych. Bardzo lubi zabawę, z zapałem biega za laserkiem. Zadziorna, lubi zaczepiać inne koty, może chce się bawić, ale one odczytują jej zachowanie jako agresję i zaczynają się bronić. Najczęściej dostaje burę za próby atakowania pozostałych członków stada. Sabcia i Kitka Chrupek trochę się jej boją, Kitek i Uszatka raczej ja omijają, tylko Calineczka bez pardonu potrafi walnąć ja łapką, jak Mini próbuje się jej mieszać w zabawę piórkiem na patyku. Może dlatego Mini najlepiej dogaduje się właśnie z Calineczką. Uwielbia siedzieć na balkonie, nawet ją kiedyś tam niechcący zamknęłam.

Tu widać, że jednak Mini jest szylkretką (obok Calineczka, z drugiej strony siedzi Kitek, ale widać tylko kawałek


Rzadki widok - Mini i Kitek przytuleni razem

Mini, Kitka Chrupek i Kitek (na krześle) na ukochanym balkonie

Kitka-Chrupek
Urodzona dziko, ale się oswoiła z karmicielką, po sterylce wypuszczona, potem zgarnięta przez Jolę Dworcową do mojego dt, bo w rejonie bytowania kotki powstał plac budowy. U mnie od 1 czerwca 2014. Niedotykalska, po 4 latach nadal ucieka przede mną, chociaż teraz troszkę, troszkę bliżej pozwala podejść, kiedy mówię Kici, kici i podsuwam talerzyk. Ale nie na tyle, żeby dać się dotknąć


Na swoim ukochanym balkonie

Kitka po ostatnim goleniu

Ze swoim osobistym fryzjerem - Jolą Dworcową


Uszatka
Złapała się przypadkiem na Wólczańskiej 21, kiedy polowałyśmy na Tomcia Palucha. Ponieważ karmiłam ją tam od paru lat, kotka była miziasta i w dodatku miała chore (załamane) ucho, więc najpierw pojechała do weta a potem już nie wróciła na podwórko. Jest u mnie od 24 września 2014. Bardzo miziasta, ale tylko dla mnie, chociaż innym też da się delikatnie pogłaskać (ale bez przesady!). Uszatka pojawiła się na Wólczańskiej 21 na początku 2011 r., jako dorosła wysterylizowana kotka, czyli musiała urodzić się przed 2010, a zatem ma co najmniej 10 lat, może więcej. W lipcu 2017 r. stwierdzono u niej cukrzycę, teraz ma swój pokój, bo nie wolno jej jeść suchej karmy, stojącej w pojemniczkach w mieszkaniu (dostaje bezzbożowe - Purizona i Taste of the Wild, bo uwielbia suche, ale muszę jej wydzielać), poza tym trzeba jej co najmniej 2 razy dziennie mierzyć poziom cukru we krwi i podawać insulinę. Rujnuje moje finanse, bo insulinówki, nakłuwacze i insulinę kupuje się na 100%, ale jest bardzo kochana. Lubi się bawić piórkami na patyku. jest największym przytulakiem z całego stada, to z nią robię noski-noski i baranki. Przykro jej siedzieć samej w pokoju, nawet w towarzystwie innych kotów (najczęściej towarzyszą jej Mini, Uszatka, czasem Kitek i Kitka Chrupek, Sabcia raczej tam nie chodzi), dlatego staram się spędzać w tym pokoju co najmniej godzinę dziennie na mizianiu i zabawianiu kotów. nie licząc czasu karmienia, sprzątania kuwet i obsługiwania cukrzycy Usi. Bywa, że ten czas znajduję ok. północy, przez co za późno chodzę spać.



Z piórkami

Z Kitkiem

Kitek
Najpierw dłuższy czas był karmiony w szpitalu, potem zachorował, Dorcia go złapała, siedział miesiąc w lecznicy (bo w szpitalu był remont w piwnicy), oswoił się, potem mieszkał w dt u Ewy z Wólczańskiej, ale tam w pewnym momencie przestał trafiać do kuwety. Okazało się, że był... strasznie zapchlony, musiałam go zabrać i od 23 maja 2015 jest u mnie. Super miziak, nie boi się obcych, ale miał nawracające zapalenia dziąseł i usuwano mu nadziąślaka, dlatego się nie wyadoptował. W szpitalu pojawił się chyba w 2012 r., był już dorosłym kocurkiem, więc musiał się urodzić ok. 2010 r. Ma co najmniej 9-10 lat, mimo to wygląda i zachowuje się jak młody kociak. Obok Uszatki główny przytulak, lubi leżeć ze mną w łóżku, czeka na moment, kiedy się położę i natychmiast melduje się obok, podstawiając łepek do miziania. Bardzo lubi zabawę, ale nie reaguje na laserek, trzeba zabawiać go piórkami na patyku albo wędką. Raczej przyjazny wobec innych kotów, lubi najbardziej Calineczkę i Usię, ale w nocy potrafi też położyć się obok kitki Chrupka, jeśli zajmie jego ulubiony fotel. Kocha ciepełko, chętnie spi przytulony do kaloryfera.


Z Uszatką

Z Uszatką i Calineczką

Wyadoptowane:
Bodzio
Od lipca 2017 siedział w mojej kuchni, podrzucony podstępnie przez Dorcię po tym, jak odeszła Amcia. Podobno miał ok. 9 lat, chociaż nie wyglądał. Fajny, miziasty kocurek, ale zupełnie nie miałam dla niego czasu, a on nie dogadał się z Mini (bała się go i atakowała), więc nie mogłam go zupełnie swobodnie wypuszczać. Jak Bodzio wychodził na pokoje, to Mini szła do pokoju Uszatki, jak wypuszczałam Mini, to Bodzia zamykałam



Armani czyli Maniuś
Wyadoptował się do Gworowa w kotlinie Kłodzkiej 23 września 2015


Po postrzeleniu śrutem siedział długo w Perełce i Jola Dworcowa zaproponowała mi, żebym zamiast kolejnych zgarniętych przez nią kociaków wzięła na dt właśnie jego. Propozycja nie do odrzucenia...



Marcysia-Esmeralda
Przyszła 7.12.2014 z zaprzyjaźnionego dt, gdzie sikała i kupkała poza kuwetą. U mnie było OK, z kotami się dogadała, na początku nie dawała się głaskać, chyba że akurat jadła



Zdjęcia z nowego domu:


Za Tęczowym Mostem:
Pusia [']
Mój pierwszy kot, wzięłam ją jako kociaka w czerwcu 2000 r., odeszła na nowotwór w 2013 r. Opowiem o niej później.


Amcia [']
Dzikuska, powoli się oswajała, u mnie od października 2013 r. Przyniosłam ją na sterylkę i została. Wetka określiła, że Amcia miała ok. 2 lat w chwili sterylki, więc urodziła się ok. 2011 r. Początkowo zaczęłam znajdować jej kupki w różnych miejscach, zorientowałam się, że boi się innych kotów i wydzieliłam jej pokój, początkowo siedziała z młodą koteczką, ale kiedy ta się szybko wyadoptowała, dołożyłam jej do towarzystwa Calineczkę i to była wielka kocia przyjaźń. Amcia początkowo bała się wszystkiego, nawet piórek na patyku, ale stopniowo przyzwyczaiłam ją do łapania piórek wysuwających się spod poduszki (i chowających się jak myszka

Amcia była śliczna, zawsze mam problem, które z jej zdjęć pokazać...


Dixi [']
Kotka podwórzowa, którą złapałam (już jako dorosłą kotkę) razem z jej przyjaciółką Pixi na sterylkę w końcu 2008 r. Potem wprowadziłam obie kotki do mojej piwnicy, a w końcu na moje podwórze. Pixi była tylko rok, zaginęła i nie wiem, co się z nią stało. A Dixi przeżyła tu 9 lat. Niby dużo jak na wolnożyjącego kota, ale przecież nie była jeszcze stara, mogła mieć 11-12 lat. Była płochliwa, ale nauczyła się podchodzić w węźle cieplnym (dodatkowe miejsce dla kotów oprócz piwnicy) do kraty i tu dawała się głaskać! Pozwalała się też dotknąć na podwórzu, ale bez przesady - zakroplić strongholdu sobie nie pozwoliła. Kiedy po śmierci Malutkiego na nowotwór na podwórze wprowadził się Szaruś, Dixi przeżyła wielki stres, bo Szaruś ją gonił. Uciekała przed nim na drzewo, potem bała się zejść, 2 razy ściągali ją strażacy (raz odpłatnie), za trzecim razem zeszła już sama, ale bała się wchodzić na podwórko. Dzięki pomocy Joli Dworcowej udało mi się zwabić ją do piwnicy i musiałam ją tam zamknąć na całą zimę. Piwnica nie miała naturalnego światła (dziurę wejściową musiałam zatkać, okna nie ma). Schodziłam do niej codziennie wieczorem i zostawiałam światło do północy, a po północy (przed spaniem) schodziłam jeszcze raz, gasiłam światło i zostawiałam latarkę ledową, którą wieczorem następnego dnia zabierałam do naładowania, a zostawiałam drugą naładowaną i tak w kółko. Jak zrobiło się cieplej, w miejsce dziury znajomy zamontował mi kratkę, kotka mogła wyglądać na świat i przy okazji... zaprzyjaźniła się z Szarusiem, któremu przez parę miesięcy (po kastracji) spadł poziom testosteronu, więc kiedy wypuściłam Dixi wiosną, koty przywitały się przyjaźnie i chyba się nawet polubiły, chociaż Szaruś zawsze trochę na Dixi polował, a ona trochę uciekała. Koty przeżyły w zgodzie parę lat, ale Dixi czasem niemiała apetytu, czasem nie pojawiała się przy jedzeniu. Raz było lepiej, raz gorzej. Kalewala złapała ją, w lecznicy nic nie stwierdzono, oczyścili jej troche ząbki, ale niewiele to pomogło. Cóż, badania w kierunku nerek i cukrzycy Dixi miała do końca dobre...



