U nas duże zmiany. Bardziej u mnie, bo zwierząsia jak zwykle: jedzą, marudzą, są roszczeniowe i bezczelne.
Jakoś na przełomie roku definitywnie rozstałam się z mięsem. Nie był to dla mnie żaden szok, bo już od dawna spożywałam je bardzo sporadycznie. Nie było to też postanowienie noworoczne, bo niczego sobie kategorycznie nie obiecywałam. Stara kobieta ze mnie i już wiem, jak na mnie działają wszelkie nakazy i zakazy. Uznałam, że mięso i wędliny to nie jest coś, co "uwielbiam" i co jest niezbędne w mojej diecie, więc po prostu ich nie kupuję. Ale jak mnie przyciśnie, że bezwzględnie muszę zjeść kawałek kabanosa, to go zjem. Tyle, że przez prawie dwa miesiące takiego pragnienia nie odczułam. Zresztą, jak sobie przeanalizuję, w jakich okolicznościach spożywałam zwierzaki, to najczęściej było to z lenistwa. Gdy byłam głodna i nie chciało mi się nic przygotować (a najczęściej mi się nie chciało), najłatwiej jest chwycić kawałek kiełbasy, a na obiad rzucić do patelni stek i gotowe. Teraz miałam (zaraz wyjaśnię, skąd czas przeszły
) tony serków, jogurtów, twarogów, pomidorów, ogórków i rzodkiewek plus gotowość do zrobienia (jakby mnie naszła energia) dań jarskich typu leczo warzywne, naleśniki i takie tam. Nie ukrywajmy, jak się całe życie unikało kuchni i garów, to od decyzji o zostaniu wegetarianką nie zacznę automatycznie być wprawną kucharką. Ale z wędlinami też nie byłam
Wiecie, co chyba było kropką nad i w tej decyzji? Jesienią wracałam z Warszawy i na autostradzie złapałam gumę, jakoś koło Grodziska Maz. Przyjechała pomoc i zabrali mnie i mój samochód do zakładu wulkanizacyjnego właśnie w Grodzisku. Tam stał tir z krowami. Jak się zachowują krowy w stadzie? Drą ryja. A tam była idealna cisza, żadnego szmeru i całkowity bezruch. Nie mogłam stamtąd uciec, ale nie mogłam też znieść widoku. Potem długo nie mogłam przestać myśleć. To chyba było to.
Od tygodnia jestem na diecie pudełkowej. Stąd ten czas przeszły przy nabiale. Muszę zrzucić przynajmniej 10 kg. PRZY-NAJ-MNIEJ. I po tygodniu nie mam już 1,2 kg
Najbardziej obawiałam się, że żarcie będzie ohydne. Nic podobnego. Naprawdę dobre. Jem z przyjemnością. W dodatku dieta 1200 kalorii nie oznacza rezygnacji ze słodyczy, trzeba je tylko umieć przygotować. Wczoraj na przykład, miałam pączka z twarożkiem truskawkowym. Zupa jarmużowa, chociaż nie wyglądała nadmiernie zachęcająco (kolorem przypominała sraczkę w fazie wody), była pyszna.
Cena. Gdy się prowadzi dom, ma się rodzinę, to cholernie droga impreza. Wiadomo albowiem, że gdy żywi się 3-4 osoby, koszt produktów jest relatywnie dużo niższy. Ja żywię się sama. Dieta pudełkowa spowodowała, że przestałam wchodzić do spożywczego. No może z wyjątkiem rzodkiewek, marchewek i kapusty kiszonej, którymi mogę bezkarnie dopychać się, gdy wieczorem dopada mnie głód. Bo mam ten problem, że chodzę spać bardzo późno (ok. 2 w nocy) i kolacja do tego czasu nie wystarcza. Za miesiąc płacę 1100 zł. Zważywszy, że odpadają mi wszelkie zakupy spożywcze, nie mam garów do zmywania (woda, detergenty, zużycie zmywarki. a przede wszystkim CZAS), to jest o wiele atrakcyjniejsze cenowo niż tradycyjna dieta domowa. Dla osób żyjących bez rodzin polecam. Zastanawiam się nawet, dlaczego nawet po odchudzaniu miałabym wrócić do tradycyjnego żywienia się.
W rodzinach taka impreza to bardzo duży koszt, bo dla pozostałych członków rodziny zostają normalne zakupy i to wcale nie znacząco mniejsze, a poza tym przy garach i tak trzeba stać. No i pokusa.
Co jeszcze? do pielęgnacji twarzy i ciała oraz do makijażu kupuję wyłącznie kosmetyki cruelty free. Pozostałą chemię bardzo się staram, ale nie zawsze jest to możliwe. Ale na bieżąco przeszukuję źródła informacji i staram się stosować.
No, to byłoby na tyle.