Chyba nie wspominałam, że zamieszkały z nami dwa jeże, a właściwie jeżynka Miśka i jeż Stefcio. Stefcio jest ślepy (musiał mieć amputowane oczka), Miśka jest lekko niedorozwinięta wzrostowo. O ile jeżyk na 100% ma u nas dożywocie, o tyle Miśka, jeśli dobrze zniesie hibernację i będzie się normalnie rozwijać (czytaj
urośnie), chyba będzie mogła wrócić na wolność. Ale to dopiero najwcześniej lipiec sierpień przyszłego roku.
Na przyjazd pary kolczatek zbudowane zostało nowe apartmą, tym razem z zadaszoną stołówką przed wejściem oraz przedsionkiem w środku. Ponieważ miałam za zadanie obserwować je, szczególnie Miśkę, która miała leczone oczka, wokół apartmą poprowadziliśmy drewnianą palisadę (5x6 metrów), żeby jeże miały przez pierwsze 3 tygodnie wolność naprawdę kontrolowaną. Po pierwsze oczka Miśki, a po drugie chciałam, żeby ślepaczek dobrze oswoił się z miejscem, poznał je, zanim zostanie wypuszczony na działkę. Żeby mógł spokojnie wrócić. Zagroda to po części leśna ściółka, a w większości krzaczory tak gęste, że przeszukanie ich kończy się zawsze zadrapaniami. Powinno im się podobać.
Zależało mi, żeby oboje uznali budkę za swoją stałą miejscówkę przede wszystkim ze względu na hibernację. Szczypiory wprawdzie jeżami zupełnie się nie interesują (Ponczek tylko poleciał z Miśką sprawdzić, co to
ale zaraz wrócił i potem już nie poświęcał jeżom uwagi, ich zagrodzie również), ale zimą Nero mógłby je znaleźć i rozgrzebać z ciekawości. Palisada wysokości 20 cm. Została przez Miśkę pokonana po 3 dniach
Bez ograniczeń lata sobie po działce, nawet szczególnie się nie kryjąc. Ale na spanie wraca do apartmą, czyli cel osiągnęłam. Zresztą ich poprzednia opiekunka uprzedzała mnie, że Miśka ma ADHD, nie usiedzi na miejscu i jeśli tylko się da, ucieknie. Dziurę w rogu ogrodzenia, którą kilka lat temu udostępniłam Edzi w ucieczce na wolność, zabezpieczyłam dwiema dodatkowymi cegłami.
Jeże tym razem nie dostają suchego. Są przyzwyczajone do mokrej karmy. Dostają zatem jedzenie puszkowe dla kocich maluchów. Teraz w upały karmienie wymaga niemal ekwilibrystyki, żeby zdążyły się najeść i nie wyhodować im robactwa. Wynoszę zatem tuż przed pójściem spać, gdy wszystkie Szczypiorki już zamknięte na noc, a miseczkę (pustą
) sprzątam rano przed wypuszczeniem psów na pierwsze siku.
Jeszcze jedna nowość. Od kilku miesięcy każdy dzień zaczynam około 40 minutowym intensywnym marszem z psami po polach. Zimą i na początku lata chadzaliśmy też przez las, ale po pierwsze właśnie rodzą się małe jeże, a po drugie bardzo uaktywniły się sarny i jelenie pasące się na polach nad ranem. A my chodzimy około 6 rano.
Dla psów jest to zatem super czas, dla mnie stres, bo muszę mieć oczy dokoła głowy, żeby w porę, przed nimi, wypatrzeć dziczyznę (również lisy i zające). Raz miałam bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Wyskoczyło prosto na mnie stado saren z dorodnym jeleniem. Czułam powiew powietrza, gdy przebiegały koło mnie. Cudem mnie nie stratowały. I cudem udało mi się przytrzymać psy, które osłupiały tak samo jak ja. Ale ja szybciej oprzytomniałam. Złapałam za szelki wprawdzie tylko Nerutka, ale Kropa bez niego nigdzie sama nie poleci. A z sarnami były też małe i psy mogłyby jest zagonić.
Poza tym muszę też wypatrywać, czy nie idą jacyś ludzie. Widok Nerutka paraliżuje obcych, za to zupełnie nie boją się Kropki. Żarcik polega na tym, że Nero kompletnie nie ma skłonności do atakowania, za to Kropa bez problemu mogłaby dopaść nogi i ugryźć. Wypróbowałam na sąsiedzie, który w tym samym czasie wychodzi z kijkami. Uwielbia psy, szybko się z Nerutkiem zaprzyjaźnili. Mimo moich protestów sąsiad chciał jednak obłaskawić Kropę. No i sunęła do niego
Nie ugryzła sąsiada, ale dała wyraźny znak, że kolejna próba zadzierzgnięcia przyjacielskich stosunków skończy się gorzej
Od tego czasu sąsiad tylko z daleka przemawia do niej pojednawczo, ale w relacje dotykowe wchodzi tylko z Nerutkiem, który jest zachwycony.
No, to tyle.