» Nie lis 28, 2021 22:04
Re: Szczypiorki Femka [']
Femcia przez ostatnie miesiące i szczególnie tygodnie dała mi solidnie w kość. Od momentu, gdy straciła wzrok (słuch zgubiła już kilka lat temu), poruszała się na pamięć i nie zadawała sobie trudu wchodzenia do kuwety. Zużywałam naprawdę hektolitry octu (tylko roztworem z octu myję podłogi), żeby każde siki natychmiast wycierać, bo zaniedbanie z całego dnia czułam natychmiast po wejściu do domu, gdy wracałam z pracy. Nawet przemknęło mi, żeby ją zamykać w jednym pokoju samą, ale...
No właśnie. Dama Femcia przyzwyczajona do absolutnej swobody i komfortu przeżywała prawdopodobnie potężny stres, gdy zapadła w ciemność i ciszę. Nie miałam odwagi jej tego zrobić, więc latałam na mopie. W ostatnim czasie chyba nerki pierwsze zaczęły odmawiać jej współpracy, bo piła i wysikiwała nieprawdopodobne ilości z częstotliwością 3-4 razy w ciągu jednego popołudnia. Po nocy miałam kilka zaschniętych plam.
Najbardziej jednak cierpiały na tym pozostałe zwierzaki, bo musiałam pochować ich wszystkie posłanka, kocyki i poduszki.
Femcia nie była chora. Jeszcze w środę cieszyła się jak zwykle doskonałym apetytem, dużo i smacznie spała w pozach świadczących o relaksie. Od czwartku już wiedziałam, że zaczął się proces odchodzenia i że nie zostało nam dużo czasu. W piątek po południu straciła władzę w łapkach, a może nie miała już sił się podnieść, bo zupełnie przestała jeść. Zaczęły się też zapadać oczy. Wieczór spędziłyśmy razem na kanapie. To było właściwie czekanie, kiedy nastąpi TO. Miałam czas przygotować się na jej odejście. Miałam to szczęście, że mogłam ją doprowadzić do brzegu Tęczy i poczekać, głaszcząc, aż wejdzie na nią i machnie ogonkiem ostatni raz.
Kiedy TO już się stało, w pierwszym momencie poczułam wielką ulgę. Po prostu zasnęła. Całe życie bez bólu i cierpienia i tak odeszła. Przeżyła ponad 20 lat w absolutnym komforcie, mając na każde skinienie łapką wierną służbę. Femcia nawet nie chorowała. Nie pamiętam, żeby była przeziębiona. Jeszcze gdy mieszkałam w Łodzi, zdarzyły się dwa albo trzy epizody z podwyższonymi parametrami nerkowymi. Pamiętam, w jaką wpadłam panikę. Miałam szczęście, że za pierwszym razem trafiłam do dr Ewy Pacałowskiej, która wtedy i w kolejnych razach ładnie przeprowadziła ją przez te problemy i nauczyła mnie, jak sobie radzić i jak monitorować. Kiedyś, gdy panikowałam, że u Femci zaczyna się PNN, powiedziała mi, że Femcia może dożyć późnej starości i wcale nie odejść na nerki. I tak się stało. Odmówiły współpracy jako jeden z pierwszych narządów, gdy cały organizm przestawał funkcjonować.
Femcia była moim drugim w życiu adoptowanym kotem. Pierwszy był Fuks (z jego powodu trafiłam na miau), przez kilka lat miałam ich oboje. Potem wiele kotów przewinęło się przez mój dom, a Femcia była zawsze. Aż do ostatniego piątku.
Zostanie ze mną na zawsze. Jest pochowana na działce, na której w przyszłym roku rozpocznę budowę domu i w którym zamierzam spędzić resztę życia (jeśli nie wyemigruję z tego katolsko-pisdzielskiego kraju).
W moim życiu zakończył się ważny długi etap.
W domu został Ponczek i Menel oraz Kropa i Nero. Zdałam sobie sprawę, że wszystkie one to już geriatria.
Jeszcze nie wiem, czy chcę kontynuować ten wątek. I tak ostatnio prawie wcale tu nie pisałam. Dam sobie czas. Teraz muszę przeżyć żałobę i przyzwyczaić się do szykowania dwóch kocich miseczek. A potem się zobaczy.
***** ***