DT u Bastet. 3 kociątka i mama :) "MAMY 3 TYGODNIE" - film

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob gru 15, 2018 22:50 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Bastet pisze:
Ewa L. pisze:Bardzo mi przykro Kasiu z powodu Feniksa [*] walczył dzielnie ale nie zawsze się udaje. :cry: :cry: :cry:
Ja raz w życiu musiałam podjąć tę trudną decyzję i pomóc odejść mojej ukochanej suni po 11 wspólnie spędzonych latach i wiem jak to boli.Dopiero po 4 latach zdecydowałam się na adopcję kolejnego psa.
Pocieszeniem niech będzie dla ciebie to , że odszedł kochany i otoczony opieką a nie jako bezimienny samotny kociak . Wcześniej czy później choroba dałaby o sobie znać a wtedy nie miałby nawet szansy zawalczyć.
Przytulam mocno płacząc razem z tobą i trzymam kciuki za Orionka żeby z nim było już tylko lepiej :ok: :ok: :ok: .

Tak... najgorsze jest, kiedy wiesz już, że to ten moment - i kiedy podjęłaś decyzję o tym, żeby skrócić zwierzakowi cierpienie, kiedy wiesz, że zaraz wyruszysz w ostatnią dla niego podróż, a on nic o tym nie wie, nie rozumie, nie przeczuwa, że zaraz skończy się jego życie... Czułam się dziś podle z tego powodu - mimo, że to była najlepsza dla niego opcja. Jak ta cholerna pani życia i śmierci, od której zależy całkowicie jego los, a on taki bezbronny... :placz: całkowicie zależny od okrutnej decyzji człowieka, choć tak naprawdę zbawiennej... Pokręcone to...
I ja Ciebie przytulam Ewo...

Tak, czujesz się dziwnie, jakbyś wzięła na siebie rolę Boga: że decydujesz o życiu i śmierci...
Płacz...

MaryLux

 
Posty: 159648
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob gru 15, 2018 23:25 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Okropne to. Do konca wierzylam, ze wyjda z tego obaj. Oby Orionek szedl juz tylko ku dobremu. Pieknie zjada, to dobrze :1luvu:
Wiem jak to jest decydowac, Maniusia jak wet przyszedl do nas podac jej ostatni zastrzyk wstala jeszcze go przywitac, chociaz od dluzszego czasu lezala tylko na mostku i dyszala. Nawet myslalam czy go nie odwolac wtedy. To jest straszne uczucie i obciazenie. Ale z drugiej strony dobrodziejstwo. Chcialabym dostac taka mozliwosc w beznadziejnej chorobie i cierpieniu.
:placz:
https://zrzutka.pl/bpfeke dla wojowniczki Fisi walczącej z FIP

kwiryna

Avatar użytkownika
 
Posty: 4234
Od: Sob lip 23, 2016 9:36
Lokalizacja: Warszawa mokotów

Post » Sob gru 15, 2018 23:32 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Ja też bym chciała dostać taką możliwość... w gruncie rzeczy to jest lepsze, niż beznadziejne, pogarszające się cierpienie. Cierpienie jest do dupy. Wcale nie uszlachetnia.

Ja też miałam takie chwile dziś z Fenisiem: były momenty, kiedy leżał jakby bez życia (np. w kontenerku, kiedy rano wiozłam go do weta jeszcze na kroplówkę), a były momenty kiedy siadał tak całkiem przytomnie, chociaż się kiwał przy tym, bo był strasznie słaby. I miałam takie myśli: "o, jednak żyje...", a chwilę potem - "kurde, leży... to jest beznadziejne... I tak na przemian kilka razy. Taka huśtawka emocjonalna. Ona jest wykańczająca psychicznie, kiedy generalnie nie masz nadziei, potem na chwilę ją odzyskujesz, a potem okazuje się, że jednak nie....
Obrazek ObrazekObrazek
Tosia, Basti, Rudi

Do zobaczenia Matrisiu. ♥ ♥ ♥ Kocham Cię.

Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 7603
Od: Pon paź 12, 2015 19:20


Post » Nie gru 16, 2018 1:36 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

To strasznie trudna decyzja. Ale zrobiłaś dla niego wszystko, co tylko mogłaś, łącznie z tą ostatnią decyzją właśnie.
Oby Orionek wyzdrowiał jak najszybciej! :ok:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60210
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie gru 16, 2018 7:38 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Bardzo smutna historia....

Trzymam nadal kciuki :ok:
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19612
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Nie gru 16, 2018 8:05 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Bastet pisze:
Ewa L. pisze:Bardzo mi przykro Kasiu z powodu Feniksa [*] walczył dzielnie ale nie zawsze się udaje. :cry: :cry: :cry:
Ja raz w życiu musiałam podjąć tę trudną decyzję i pomóc odejść mojej ukochanej suni po 11 wspólnie spędzonych latach i wiem jak to boli.Dopiero po 4 latach zdecydowałam się na adopcję kolejnego psa.
Pocieszeniem niech będzie dla ciebie to , że odszedł kochany i otoczony opieką a nie jako bezimienny samotny kociak . Wcześniej czy później choroba dałaby o sobie znać a wtedy nie miałby nawet szansy zawalczyć.
Przytulam mocno płacząc razem z tobą i trzymam kciuki za Orionka żeby z nim było już tylko lepiej :ok: :ok: :ok: .

Tak... najgorsze jest, kiedy wiesz już, że to ten moment - i kiedy podjęłaś decyzję o tym, żeby skrócić zwierzakowi cierpienie, kiedy wiesz, że zaraz wyruszysz w ostatnią dla niego podróż, a on nic o tym nie wie, nie rozumie, nie przeczuwa, że zaraz skończy się jego życie... Czułam się dziś podle z tego powodu - mimo, że to była najlepsza dla niego opcja. Jak ta cholerna pani życia i śmierci, od której zależy całkowicie jego los, a on taki bezbronny... :placz: całkowicie zależny od okrutnej decyzji człowieka, choć tak naprawdę zbawiennej... Pokręcone to...
I ja Ciebie przytulam Ewo...


Wiem, co czujesz kochana. Tak bycie panem życia i śmierci to straszna odpowiedzialność, niestety trzeba ją podjąć bo zwierzę nie rozumie bólu a uporczywa terapia to dla niego oznacza. Niektórym zwierzaczkom dane cieszyż się życiem tak krótko, biedne. Patrzę teraz na moja Kitkę i nie wierzę po tym co czytam o Feniksie jakim cudem jej się udało. Tylko u nas była ta łagodniejsza forma, bez wymiotów. Ucałuj Orionka, taki mały herosik. Jak patrzę jak je to lepiej zamiata niż moje 3 koty obecnie, które na raz jedzą 1 puszeczkę 80 gram Kattovitu i więcej nie chcą.

aga66

 
Posty: 6130
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Nie gru 16, 2018 8:08 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

To aż niewiarygodne, że koty są dziesiątkowane przez taką chorobę, w której śmiertelność zbiera tak straszne żniwo. Orionek już idzie ku dobremu, trzeba teraz na niego chuchać i dmuchać bo odporność żadna po pp.

aga66

 
Posty: 6130
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Nie gru 16, 2018 8:47 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Czytam i nie wierzę.
Kasiu dziękuję, że tak walczyłaś o Fenisia.
Podjęłaś słuszną decyzję.

Fenisiu [*] teraz już nic nie boli. Biegaj wesoło z TM.

Dyktatura

 
Posty: 11911
Od: Pon paź 12, 2009 8:40
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie gru 16, 2018 16:17 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Dyktatura pisze:Czytam i nie wierzę.
Kasiu dziękuję, że tak walczyłaś o Fenisia.
Podjęłaś słuszną decyzję.

Fenisiu [*] teraz już nic nie boli. Biegaj wesoło z TM.

Dziękuję Ci...

Dziękuję wszystkim, którzy tak się zaangażowali emocjonalnie i nie tylko w ten wątek i w pomoc nam. Z Wami jest dużo łatwiej, mimo to, że to strasznie trudne.
Dalej czuję się tak, jakby mnie przejechał walec, mimo, że spałam dzisiaj do 9.00 (luksus!) Fakt, że poszłam wczoraj też bardzo późno spać, bo ogarniałam trochę chałupę po tym armagedonie. Do 2 w nocy myłam podłogi domestosem. Dziś ma dotrzeć do mnie Virkon. Będę działać w małym pokoju, gdzie chłopaki przebywały razem, a gdzie jest teraz sam Orion.

Nie wiem naprawdę, jakim cudem Feniks nie przeżył, skoro dostał surowicę już 1 grudnia - pierwszą dawkę. Trzymała go dosyć długo... rozłożył się dopiero 12 grudnia... To aż nie do wiary po prostu. Musiał mieć naprawdę słabszą odporność i prawdziwego pecha. Przecież normalnie w porę podana surowica działa, prawda? I to Canglob, a nie surowica robiona z krwi, o nieustalonym mianie przeciwciał...
Gdyby miał ją może powtarzaną w ciągu tygodnia, to by przeżył.. Ale kto to wtedy wiedział..
Ja i tak jestem z siebie dumna, że wywalczyłam podanie tej surowicy chłopakom 1 grudnia, mimo, że jedynym ich objawem był brak apetytu. I wtedy dostały ją profilaktycznie. Myślę, że to ocaliło życie Orionowi, który jak widać odporność własną też miał trochę większą. Ale bez tej pierwszej dawki surowicy i on mógł nie dać rady...

To wydaje mi się aż nieprawdopodobne, że u Feniksa rozwinęła się postać ostra panleukopenii. W ciągu 3 dni kotek się zawinął na tamten świat... Cztery dni temu rano jeszcze skakał i bawił się, a wczoraj był umierający... I z każdym dniem było wyraźnie gorzej.. Po prostu gasł w oczach mimo usilnych prób leczenia i niesienia pomocy mu. To po prostu było wszystko za mało. On powinien być leczony wg schematu Jopop od pierwszego dnia. Od pierwszego dnia choroby agresywne leczenie dożylne, antybiotyk dożylny i drugi podskórny, enterogelan na biegunkę, cerenia i przeciwbólowe kilka razy dziennie. Kroplówki co 3 godziny, i to z elektrolitami o glukozą + Duphalyte na przemian. Wtedy jeszcze miałby szansę przy tak ostrej postaci, jaka się u niego rozwinęła.
Niestety, byłam skazana na durnych lekarzy, którzy twierdzą, że po 1. Kroplówki podskórne mają taką samą moc jak dożylne (co za bzdura!), a po drugie, dawali mu cerenię tylko raz dziennie i raz dziennie przeciwbólowy i rozkurczowy.
A on cierpiał. Jestem pewna, że to ślinienie się było ze strasznego bólu brzucha i jelit. Bo skoro w ciągu trzech dni zrobiła mu się w środku masakra w jelitach, bo już kompletnie nic nie wchłaniał, to musiał ten wirus bardzo agresywnie mu tam niszczyć wszystko w środku... :placz: :placz: :placz: Dlaczego nie mogłam dostać do domu tolfy żeby mu podać ponownie, albo cerenii, żeby podać gdy tak strasznie wymiotował? Co to za problem, skoro w innym wypadku zwierzę po prostu umrze? Dlaczego nie dostał innych opiatowych przeciwbólowych, skoro tak cierpiał? Nie wierzę, że nie można mu było podać nic innego! Tylko, że ci weterynarze leczą wszystkich standardowo tak, jakby to był lekki przebieg. A niestety, często właśnie jest ciężki. Po prostu dali dupy. Do dupy taka gówniana robota z ich strony, a potem rozkładają ręce, bo "wysoka śmiertelność w tej chorobie to normalne", A Jopop, lecząc swoje koty właśnie tak, jak opisała na swoim wątku, miała w ostatnim razie sto procent powodzenia. Wszystkie przeżyły.

Dobrze, że przedostatniego dnia dostał ten lek otumaniający, to nie czuł tak bólu.
Ale jeśli ja bym była lekarzem, zrobiłabym wszystko tak, jak pisze Jopop. Wszystko. Może wtedy by jakoś wylazł z tego, kurczę, no!
Niestety, durni lekarze nie pozwolili mi na początku robić kroplówek dożylnych. Traciliśmy czas. (Zresztą, jak byliśmy dziś z Orionem na wizycie, to trafiliśmy na wetkę, która powiedziała, że wydanie kroplówek dożylnych do domu przez lekarza weterynarii jest przestępstwem :201429 i ona się dziwi, że jej koleżanka i kolega wydali mi wczoraj do domu). Co za idiotka! W ogóle nie zna się na leczeniu pp i do tego nie chce się uczyć. Zostawiłam jej instrukcje Jopop, ale wątpię, czy przeczyta. A strata choćby jednego dnia w przypadku ostrego przebiegu pp równa się stracie kota. Niestety, ceną jest śmierć.
Głową muru nie przebiję... Feniks nie dostawał tego, czego naprawdę potrzebował, żeby przeżyć, choć stawałam na rzęsach. A potem już wszystko było za późno, mimo, że się doprosiłam o te dożylne w końcu. Jednak on już miał wtedy zniszczone jelita. Po prostu nic się nie wchłaniało. Wszystko przelatywało przez niego na wylot.

Strasznie jestem zła i rozgoryczona na tych lekarzy, bo można to było wygrać. Ale przeszkody z ich strony na każdym kroku. Wszystko nie tak. Walka z wiatrakami. Tak to jest, gdy robisz co możesz, ale nie masz odpowiednich narzędzi... :(
Potwornie wyniszczająca, bardzo szybko postępująca choroba. Tu naprawdę trzeba ostro brać się do roboty i zapieprzać na najwyższych obrotach jak na Oiomie. Ale jeśli brak odpowiednich narzędzi i gdy ciągle mur z drugiej strony, to po prostu wszystko opada... Biedy Feniś tylko najbardziej. Strasznie się nacierpiał, a ja nie mogłam mu pomóc, mimo, że naprawdę bardzo, bardzo się starałam.

Orion miał szczęście, że jakoś lżej to zniósł i że to ich leczenie także jego nie zabiło. Może po prostu bardziej zareagował na surowicę, a może miał większą własną odporność.

Jeszcze na jedno mnie szlag trafia. Oni w ogóle nie zachowują elementarnych zasad prewencji. I jeszcze do tego mają do mnie pretensje, jeśli ostrzegam osoby, które przychodzą np. z kociętami na rękach (sic!) nieszczepionymi, żeby raczej przyszły kiedy indziej, bo wg nich "sieję panikę". A ileż ja się nadenerwowałam, gdy byłam z czy z Orionem, czy z Feniksem, czy z oboma na raz, - przychodzę, patrzę, a tu siedzi osoba z kotem na rękach. Malutkim, nieszczepionym. Bez kontenerka.
Albo innym razem: babka puszcza kota po podłodze! A ja codziennie przychodzę w tych butach, na których pełno wirusa, albo Feniks zrobił biegunkę w kontenerku i wirusy latają koło nas...
Oni powinni wywiesić jakąś kartkę z ostrzeżeniem dla osób, które przychodzą z kotami, zwłaszcza nieszczepionymi, z otrzeżeniem, że w lecznicy jest pp i czym to grozi.

Albo dzisiaj! Jak byliśmy z Orionem na kontroli, to wyszła z gabinetu osoba, która wyprowadziła kota na smyczy z gabinetu do poczekalni - po tej okropnie brudnej podłodze, gdzie ja chodzę moimi pełnymi wirusa butami! A kot nieszczepiony! :placz:
Ja prdl.... Jak to zobaczyłam, to mi się prawie serce zatrzymało. Zwróciłam tej kobiecie bardzo dobitnie uwagę, powiedziałam, czym to grozi. Kompletna nieświadomość! Nie rozumiała kompletnie, o jakim wirusie mówię.
Ale skoro oni przychodzą tam już od paru dni, i on tak za każdym razem chodzi po podłodze, to już jest pozamiatane... Ten kot lada dzień będzie miał objawy. A nie jest szczepiony - pytałam :(

Strasznie się czuję, gdy na mnie spoczywa taka odpowiedzialność za głupotę innych ludzi. Bo ja wiem, że przynoszę na sobie wirusa, i źle mi, gdy muszę choćby dotknąć klamki tam, by otworzyć drzwi. Ale niestety, nie mogę myśleć za wszystkich. Uświadamiałam ile mogłam (a jeszcze dostałam burę, że sieję panikę). Njgorsze, że to zwierzęta zapłacą najwyższą ceny za niewiedzę ich właścicieli i ignorancję przychodni...

Myślę, że wiem, o co chodzi: o kasę. Gdyby weci wywiesili takie ogłoszenie oraz zamykali lecznicę po każdym przypadku pp na pół godziny, aby ją zdezynfekować, to by po prostu aż tyle nie zarobili. Straciliby też pewnie paru klientów, którzy by się przestraszyli i poszli gdzie indziej. A tak - zarobią jeszcze więcej, bo kolejne zwierzęta będą przychodzić zarażone, a im będzie się biznes kręcił. Och, jaka jestem wściekła! Czuję wściekłość i straszną bezsilność.. A nie mogę zrobić awantury, bo to jedyna lecznica, gdzie na razie możemy chodzić z kotami, przynajmniej dopóki Kinga nie wróci na pełen etat. Ale wszystko to jest beznadziejne :(

Przepraszam, musiałam się wygadać. Mam okropnego doła po tym wszystkim. Człowiek tak bardzo chciałby zrobić wszystko jak najlepiej, a tu po prostu kłoda za kłodą pod nogami, a straszna cenę płacą zwierzaki :(

Przepraszam za taki długi wpis, musiałam się wygadać... wyrzucić z siebie złość, żal, bezsilność... Ale przede wszystkim chyba właśnie ogromną złość i żal, które mam na weterynarzy.
Obrazek ObrazekObrazek
Tosia, Basti, Rudi

Do zobaczenia Matrisiu. ♥ ♥ ♥ Kocham Cię.

Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 7603
Od: Pon paź 12, 2015 19:20

Post » Nie gru 16, 2018 16:38 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Bastet w mojej przychodni ostatnio wisi ogloszenie o czestych przypadkach zarazen i zeby z kotami przychpdzic na umowiona godzine ( bo jest i ostry dyzur bez umewiania) w transporterkach, a na zakupy przychodzic bez zwierzat, takze jak sie chce to mozna). A nie jest to lecznica, ktora nie chce zarabiac :roll:
Jak Orionek? Jak rezydenci?
https://zrzutka.pl/bpfeke dla wojowniczki Fisi walczącej z FIP

kwiryna

Avatar użytkownika
 
Posty: 4234
Od: Sob lip 23, 2016 9:36
Lokalizacja: Warszawa mokotów

Post » Nie gru 16, 2018 16:38 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Zawsze lżej jak można wyrzucić z siebie i spotkać sie ze zrozumieniem osób , które to przeczytają.
Trzymaj się, choć jest Ci ciężko :ok: :ok: :ok: :ok:


Co za konowały w tej lecznicy.
Obrazek

http://www.nadziejanadom.org/

"Największym egoizmem jest życie dla czystych podłóg, foteli bez sierści i w przekonaniu -już nigdy więcej, bo później boli "

mir.ka

Avatar użytkownika
 
Posty: 72734
Od: Pt cze 01, 2012 10:06
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Nie gru 16, 2018 16:45 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Ja miesiąc temu usypiałam Bąbla i łudzę się, że dobrze zrobiłam (a raczej wmawiam to sobie). Niby się z ta myślą oswoiłam, jakoś funkcjonowałam przez te kilka dni, ale kiedy zapakowałam ją do transportera to tak strzeliło jak grom z nieba. I bek... Beczałam ja, beczała Mama i po ostatnim zastrzyku rozryczała się vetka. Żałuję, że jakoś nie wstrzymałam emocji, bo tylko dołożyłam stresu dla niej. I jeszcze ta głupia myśl, że może spróbować i to minie. Popęka, ropa się wyleje i jakoś to będzie.

Moja vetka maluchy przyjmuje w określonych godzinach- trzeba wcześniej zadzwonić aby poinformować, że przyjdzie się z maluchem. Na ten czas nie przyjmuje innych pacjentów i uprzejmie wyprasza jak ktoś przyjdzie w międzyczasie i prosi aby zaczekać na zewnątrz. To u niej lubię bardzo, ale z kolei u naszej ex vetki to było na porządku dziennym. Mała poczekalnia a w środku tłum ludzi ze zwierzakami zdrowymi i chorymi, tak samo z ludźmi. Nie zdają sobie sprawy jakim zagrożeniem może być zwykłe przeziębienie, a veci mają to gdzieś, bo hajs musi się zgadzać.

Chikita

 
Posty: 6403
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Nie gru 16, 2018 16:56 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

Przecież to wystarczy tak niewiele, żeby się zarazić.... naprawdę! Ludzie nie mają często świadomości, ale to jest obowiązek weterynarzy.

A stół przecierają w tej przychodni domestosem rozcieńczonym. Tylko napsikają, ścierają, i gotowe - następny proszę! A ten domestos musi chyba pół godziny leżeć czy godzinę na powierzchni! Nie mogą się Virkonu dorobić skoro tak zarabiają na ludzkiej niewiedzy?

Ponadto często nie zakładali rękawiczek przy Orionie czy Feniksie, musiałam im zwracać uwagę. Lub nie dawali im podkładu.
Skąd się bierze taka głupota????

Tak powinno być, jak piszesz, Kwirynko. Tak sobie to mniej więcej wyobrażam. Albo właśnie tak, jak to jest u Chikity - że maluchy nieszczepione w określonych godzinach. Matko, myślenie naprawdę nie boli...

Tak, jest lżej, że mogę się wygadać, i że ktoś przeczyta, zrozumie, odpowie... Dziękuję... :1luvu:
Obrazek ObrazekObrazek
Tosia, Basti, Rudi

Do zobaczenia Matrisiu. ♥ ♥ ♥ Kocham Cię.

Bastet

Avatar użytkownika
 
Posty: 7603
Od: Pon paź 12, 2015 19:20

Post » Nie gru 16, 2018 17:21 Re: DT u Bastet. Panleukopenia. Feniks (*)

To musi być straszne poczucie bezsilności, gdy wiesz, co możesz zrobić, by pomóc zwierzakowi i nie są to jakieś procedury z kosmosu, a wet nie chce Cię sluchać :((
Kasia, bardzo mi przykro, naprawdę bardzo...
Obrazek

maczkowa

 
Posty: 7104
Od: Pon gru 03, 2018 16:47

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 241 gości