Ich mama była kotką brytyjską, która podobno gdzieś uciekła na gigant i się zapoznała z jakimś dachowym panem kotem - no i powstały takie oto piękne kociątka. Matrix i Silva miały jeszcze brata, ale ten trzeci kotek podobno zawsze bawił się bardziej sam, a one zawsze szalały ze sobą. Więc wzięłam tę dwójeczkę
Tak w ogóle to zawsze chciałam przytulaski, które leżałyby lub spały na moich kolanach. No i pamiętam, że gdy pojechałam zobaczyć je po raz pierwszy - jak były maleńkie - to Matrix - jako mały kociak - wszedł mi wtedy na kolana. Pomyślałam: o super! To na pewno będzie właśnie taki miziak, jakiego chcę! - taaaa! Akurat! To było pierwszy i ostatni raz! Umiał się chłopak zareklamować!
Stąd Matrix ma takie wielkie oczy - po Brytyjczykach. Pamiętam, że przez te oczy Matriś długo wyglądał jak małe kociątko, i zawsze się zastanawiałam: jak on właściwie będzie wyglądał, kiedy już dorośnie???
Silva miała zupełnie inne futro, krótsze, mięciutkie jak aksamit. Ono falowało troszkę jak afro, i fruwało w nieprawdopodobnych wręcz ilościach w powietrzu i można było je znaleźć dosłownie wszędzie - podejrzewam, że to właśnie spadek po mamie. Jak czytałam wątek o Krewecie, to tam też a.m. też pisała, że Kreweta ma właśnie takie futro. A ona jest też kotką brytyjską.
A co do Matrisia - uwielbiam taką właśnie ciemną oprawę oczu, jaką ma Matrix, i uwielbiam takie ciemne lub czarne noski u kotków które mają jasne pyszczki.
Ponadto Matrix wygląda tak, jakby dopiero co pił kawę lub czekoladę i jeszcze nie umył mordki
.
Z charakteru Matrix zawsze był leniuszkiem. Zawsze! Nawet jak się bawiliśmy sznureczkiem w ten sposób, że ja klęczałam na podłodze i ciągnęłam sznurek naokoło siebie, Matrix nigdy zań nie biegał, tylko wdrapywał się na moje kolana, i paczał raz z jednej, raz z drugiej strony za tym sznureczkiem... Pacając czasem łapką.
Do teraz jego dwa ulubione zajęcia to spanie i jedzenie...
Za to z Silvą się świetnie bawili jakoś tak do ukończenia pół roku. A gdy byli jeszcze całkiem mali (zaraz po wzięciu ich), Matrix lubił ssać brzuszek Silvy. Przysysał się do niej jak niemowlaczek i ciumkał, a ona mu na to pozwalała - dobra siostrzyczka..
Sama Silva zaś ciumkała miękkie kocyki.
To w ogóle dziwne, bo wzięłam je, jak miały jakieś 10 tygodni - to już były troszkę podrośnięte. Nie takie całkiem malutkie, a mimo to jeszcze miały odruch ssania.
Silva z charakteru była typową tricolorką. Np. można było ją głaskać do czasu - w pewnym momencie, gdy się przeoczyło bardzo subtelne znaki ostrzegawcze, zostawało się znienacka np. ugryzionym w palec..
I to boleśnie, bo te małe ząbeczki były ostre.., oj, ostre! W przypadku Silvy, człowiek który zna się na kotach i dobrze odczytuje kocią mimikę żyłby z nią za pan brat. Ale trzeba było dobrze obserwować, bo to była panna z charakterkiem
. Ale poniekąd bardzo kochana.
I bardzo mądra. Umiała np. skakać na klamkę i otwierać sobie sama drzwi.
Lubiła bardzo pić wodę prosto z kranu. Kiedy chciała pić, wskakiwała na zlew, i nie ma - trzeba było iść i koteczce odkręcić wodę. Lubiła też spać centralnie na moich plecach (ja śpię w pozycji na brzuchu). Bardzo ją kochałam i kocham dalej.... ech...
Moje ulubione zdrobnienia lub nazwy Matrixa to:
Matrisio, Matriś, Matrinio, Matrińko, Matrymoniusz, Matrymonisio, Matrisiowinek, Mycha, Mysza Pysza, Żaba, Żaba Dziaba, Mysza Moja Kochana, Myszuś Mój.
Silva była Silvinkiem albo Silvusią, ale bardzo też lubiłam nazywać ją Misia lub Miśka - przez to futro. W ogóle jej imię wzięło się stąd, że ona była takim troszkę dzikuskiem. A do tego kojarzyła mi się z jakąś leśną boginką, i trochę z tygryskiem (czyli też dzikim kotem). Imię Silva znaczy "Leśna". Oddawało fajnie jej nieco dzikuskowy (zapewne po tacie) charakterek.
A Wy, jak nazywacie pieszczotliwie swoje koty?