Dziś mija pięć lat od śmierci Florki
ta najmądrzejsza na świecie koteczka pochodziła z podwórka, gdzie urodziła i wychowała kocie pokolenia, nie wiem, ile, bo nie była bardzo młodą kotką, kiedy się spotkałyśmy. Przyzwyczajałyśmy się do siebie, przychodziła zjeść, pamiętam, jak biegła na czele kociego peletonu, który zamykał wtedy jeż.
W końcu zabrałam ją na sterylizację, jest pierwszą kotką zabraną przeze mnie na zabieg. Pewnego dnia po prostu wzięłam ją na ręce i zaniosłam do domu, była sztywna ze strachu, ale nic nie robiła. Złapałam wtedy jej dzieci (z trudem), dzieci poszły do domów, a Florka została. Wiedziałam, że nie oddam jej nikomu i że nie wypuszczę na podwórko. Ona też wiedziała, że może na mnie liczyć, kochała mnie bardzo.
Kiedy po wypadku leżałam w szpitalu, Florka bała się obcych w domu, opiekowała się mną, jak wróciłam i leżałam. Kiedy tylko z domu znikali ludzie, przychodziła do mnie i nie odstępowała na krok.
To dzięki niej Noniu znalazł dom, bo z mateosią mieszka inna bura Florka i poznałyśmy się na miau.
Zachorowała poważnie jesienią 2013 roku, przed śmiercią straciła wzrok i była bardzo biedna.
Moja najpiękniejsza, pamiętam, jak nieśmiało uśmiechnęła się do pierwszego domowego zdjęcia. Wyjątkowa, mądra, kochana. Skarb.