Bardzo się cieszę z nowego życia Mańka
))
Co do kotosocjalizacji Zosi
nie dam rady wszystkich przypadków opisywać, ale ten, który mi się najbardziej kojarzy z Zosia, to kot mojej córki.
I wobec tego pierwsze pytanie? Czy na samym początku, gdy Fela sie u Was znalazła, Zosia nie reagowała przypadkiem bardziej zaciekawieniem niż negatywnym zachowaniem ? ( po Twoim opisie do konca nie wiem też, jak to negatywne zachowanie do końca wyglądało ( bo też i brak Twojego doświadczenia ), czy Zosia tak burczała, powarkiwała na Felę ostrzegawczo, rozpoznawczo, czy rzeczywiście goniła ją z agresją ? Bo u mnie takie ostrzegawcze powarkiwanie jest w większości przypadków wchodzenia nowego kota do stada, czasem bywa, że jedno drugie lekko trzepnie, jeśli drugie nie wycofa się na to ostrzegawcze burczenie, warknięcie, ale to zwykle trwa chwilę, a potem kolejne zetknięcia są coraz bliższe i bardziej z ciekawością i się układa. Moj najstarszy i pierworodny Filemon zawsze na początku odstrasza koty, nie przepada za nimi, nie wchodzi w bliższe relacje, z czasem zaczyna je tolerować, jeśli kot nie jest zbyt ekspansywny. Ale też widziałam naprawdę agresywne zachowanie, kot mimo, że drugi na niego burczy ostrzegawczo, nie odpuszcza, napiera, zaczyna się gonitwa i autentyczna ucieczka ze strachu a atak z tej drugiej strony - a bywa, że jak swój trafi na swego, albo ten atakowany dojdzie do granicy- też atakuje. Widać, ze to wojna. A takie burczenie, warki ostrzegawcze, najczęściej z obserwowaniem przeciwnika, najczęściej z wycofaniem się to moim zdaniem nie jest agresja. Moze się to zarówno skończyć po zapoznaniu miłością wielką ( u mnie między niektórymi tak jest ), a równie dobrze w miarę pokojowym życiem obok siebie ( choć nie wiem, czy by Cię to urządzało ).
To tak generalnie.
A wracając do przypadku kota, który mi się skojarzył - być może błędnie z Zosią.
Kot do 6 miesiąca żył w stadzie, potem trafił jako jedynak do mojej córki. W międzyczasie miał krótki kontakt z innym kotem w rodzinie, przyjaznym i był nim bardzo zaciekawiony ( mógł mieć 8-9 miesięcy wtedy ). Gdy przyjechał do mnie miałam tylko Pierworodnego. Młody( a to w 1/8 kot bengalski ) jak tylko zobaczył kota z ogromną ciekawością do niego wystartował, ale napotkał na mur, bo mój Filemon stanowcze weto, właśnie takie warki, burczenie, przywarł do podłogi i starał się wycofać. A Młody nadal ciekawy zaczał napierać. Mój był wyraźnie coraz bardziej wystraszony ( podejrzewam, ze zanim do mnie trafił był mocno łojony przez koty wolnozyjące, bo na to wskazywał jego stan, a to bardzo spokojny i zupelnie niewaleczny wtedy już 10 letni Pan) i starał się gdzieś zwiać, koniec końców 3 dniowy pobyt sie skonczył tak, że mój Filek zaszywał się gdzie mógł, bojąc sie Młodego, a ten już nie z ciekawością, ale raczej taką zaciętością i wrecz agresją go ścigał i atakował. I to na dlugi czas się utrwaliło. Gdy Młody kolejny raz przyjechał moje stado juz się powiększyło, ale też o kotki strachliwe i wycofane. I była straszna jazda, gdy ten to zobaczył, wyczuł je- ścigał po całym domu, atakował, wystarczyło spuścić na sekundę z oczu i zaczynał poszukiwania i pościg. Ale jednocześnie dobicie kotek spowodowało zmianę mojego Filemona, bo kotki mu sie podporządkowały, on stał się pewniejszy siebie i jak Młody do niego wystartował to nie uciekał, a warknął i pacnał łapą, w taki stonowany sposób. I od tego czasu z Młodym zawarły pakt o nieagresji, ten przestał go ścigac, po prostu się omijały z daleka.
Ale te sytuacje spowodowały, ze byliśmy przeświadczeni, że to kot singiel typowy, do czasu, gdy nie zetknął się z mlodą, pewną siebie kotką, świetnie zscocjalizowaną z innymi kotami, lubiącą je. Wystartował do niej, a ona ze wzajemnością, ale zupelnie bez agresji, zaczęła zaczepiać do zabawy i..się pokochały, naprawdę za sobą przepadają do dzisiaj.
Ostatniej jesieni Młody musiał do mnie trafić na miesiąc na przechowanie. I znowu w tzw międzyczasie moje stado rozrosło się i głownie ważne to, że dobiły m.in. dwa chłopaki, bardzo zabawowe, też pewne siebie, ale i bardzo przyjazne. Ale były też te dotychczasowe ( plus kilka innych
). I na początku Młody zaczął rozstawiać towarzystwo, wszystkie się go dość mocno baly, ale te niestrachliwe były też zainteresowane, z drugiej strony czasami Młody zajmował pozycję widza gdzieś z góry i te koty zabawowe się ze sobą tarmosiły, goniły. I po jakichś kilku dni, Młody pomału zaczał do nich dołączać. Nie ze wszystkimi się poukładało, ale z tymi dwoma najbardziej kotolubnymi i dążącymi do kontaktu i zabawy zrobiło się bardzo przyzwoicie, zaczęły się bawić, scigać. Z kilkoma trzymały się z daleka, ale zupełnie bez wojny, ale z tymi najbardziej wycofanymi nigdy się nie ułozyło, a z każdą chwilą się pogarszało, dochodziło do naprawdę ostrych starć, jak tylko je spuściłam z oczu, a one jakimś cudem znalazły się na swojej drodze ( bo większość czasu się omijały) .
Nie jestem behawiorystą kocim, swoją "wiedzę" o kotach opieram na ich obserwacji. Dlatego opisuję konkretny przypadek relacji kota z innymi, bo jest specyficzny o tyle, że jego reakcja, zachowanie zależy od tego, z jakim kotem ma do czynienia i jak ten kot na niego reaguje. Nie chce mi się wracać do pierwszych stron kontaktów z Felę, ale pomyśl, czy zachowanie Zosi, które uznałaś za agresję nie pojawiło się, gdy Fela zaczęła okazywać strach, jak na samym początku zachowywała się Zosia, bo mi gdzieś w głowie tkwi, że siedziała przy drzwiach i bardzo chciała się dostać do Was i jakoś odbierałam, że z ciekawością, a nie agresją ( ale tez mogę się mylić, mogłam coś zarejestrować xle ).
Ale jeśli widzisz jakieś podobieństwa z Twoją Zosią, to ja zdecydowanie spróbowałabym z jakimś właśnie dobrze zsocjalizowanym z kotami młodym kotem, odważnym, ale nie za bardzo dominującym ( nie wiem, na ile płeć jest ważna, u mnie nie widzę żadnego przełożenia na relacje kotów ). Bo bardzo możliwe, że to strach Feli uruchamiał te negatywne reakcje Zosi, a z kotem, który podejdzie odważnie- ale z kolei nie tak, jak taran, ale spokojnie- to dokocenie wyjdzie CI
I jeszcze..wiem, że tu napiszę coś wręcz podkopującego wszystko, co się pisze o zasadach dokacania, ale...
u mnie tak naprawdę nigdy tego nie stosowałam. Jeśli nowe koty były izolowane, to chwilę, dzień, dwa, czasem kilka godzin. Po prostu - tak wychodziło. Kolejne koty dobijały zupełnie nieplanowanie, z marszu, bo udało się wyłapać, bo np. jeden został zgarnięty z parkingu, bo przy - 9st siedział na zamarzniętym betonie i drżał z zimna, inną zastałam pod drzwiami mieszkania na ktoryms tam piętrze w bloku, gdy wróciłam listopadową nocą do domu. A w domu naprawdę mam kiepskie warunki do izolowania, bardzo mało drzwi. I nigdy nie miałam większych problemów, poza Młodym, ale on wpada na chwile. Kilka dni wystarczało, żeby nowe koty wrosły w stado ( dodam, że nie tylko kocie, ale i psie
) I tak szczerze mowiąć, jak czytałam o Feli i Zosi, to chwilami miałam wrażenie, że Zosię ta izolacja coraz bardziej rozsierdzała, a nie łagodziła, nie wiem, czy też nie dlatego, że tam się zamykałaś z innym kotem i nie miała dostępu do Ciebie w tym czasie, a zdaje się, jest mocno zagarniająca przestrzeń ludzia swojego
Przecież są też mocno zaborcze koty.
I mam pytanie- pisałaś, ze Zosia ścięła się z jakimś kotem na spacerze. Jak do tego doszło? To był kot oswojony, dziki? Jak to się stało, że on tak blisko do Was podszedł, jeśli była na smyczy? I które pierwsze wystartowało?
no, dobra, zdecydowanie nie wyszło krótko