takiego motylka kupiłam, gdy miałam 3- Filemona, który generalnie w ogóle sie nie bawi i dwie dzikuski
Filemon olał totalnie, ajk zresztą każdą zabawkę, a dzikuski były tak zainteresowane, jak się bały. Obserwowały z daleka. Potem dobiła Kluska i ona motylkiem zafascynowana, kolejne też, problem z motylkiem jest taki, że on nie jest stabilny, a drugi, że moje to łowią i na złowionym leżą. A w zasadzie lezały, bo tak tego, jak kolejne dwa moje stado wymordowało na amen. Zbieram się do kupna kolejnych, bo się ta część, która się bawi, bawi się świetnie.
U mnie rodzina marudzi nie tyle na koty, co na liczbę zwierząt ( nota bene nie mają pojęcia o wszystkich ). Natomiast koty, jako takie, o dziwo łatwo zaakceptowali. Filemon był rzeczywiście pierworodny, tak u mnie, jak w rodzinie, początkowo był bardzo, bardzo wystraszony i wzbudzał opiekuńcze uczucia, a jak się oswoił z rodziną, to tak delikatnie przychodził na głaski, co rodzina odbierała jak nobilitacje
. W międzyczasie moje rodzeństwo też wzieło koty, tym sposobem rodzina kiedyś zdecydowanie bardziej psia, zmieniła się w kocią przekonaną, że koty to najfantastyczniejsze stworzenia na ziemi
Wszystkie koty, jakie mamy w rodzinie zostały wyciągnięte z bezdomności, chore, część maluchów, o które toczyła sie ogromna walka- więc jakoś nikt nie broni poglądu, że kotom na wolności jest super i to najlepsza opcja dla nich.
Nota bene, całkowicie zgadzam się z tym, że człowiek zniszczył naturę, a konsekwencją tego jest to, że zwierzęta, które kiedyś zyły dziko, radziły sobie- teraz sobie nie radzą
Pomijam te udomowione, oswojone, ktore dotknęła bezdomność, bo to jeszcze inny rozdział.
A jak się czuje Zosia? Z zabaw wnioskuję, że jest ok?