Tak. Uważam też, że proste jedzenie jest najzdrowsze. A my wrzucamy w siebie jak w śmietnik. Myślę (a nawet gdzieś to usłyszałam), że to co jemy teraz, jedzenie masowe, które jest nastawione na ilość a nie na jakość, gluten, który nie ma nic wspólnego z tym prawdziwym itd, że ludzie nie przywykli do tak szybkich zmian w jedzeniu. Do tych nowych złych "wartości" dodanych do jedzenia. Dlatego chorujemy. Nasza ewolucja nie nadąża. Dlatego kiedyś na prostym, zdrowym jedzeniu (bez liczenia witamin i minerałów) ludzie żyli długo i nawet nie znali słowa "niedobory" (w skrajnych przypadkach owszem wiadomo ), i żyli długo i w zdrowiu.
Nawet ostatnio wsnuwam teorie (ale to są teorie nie poparte wiedzą), że ta cała historia o odpowiednią ilość witamin i minerałów jest mocno zawyżona. Że ludzie nie potrzebują aż tak tego pilnować i że po latach okaże się, że znacznie mniejsze ilości są wystarczające. Uważam tak np na temat b12. Myślę, że to wielki chwyt marketingowy, rozdmuchany, żeby siać panikę i zmuszać ludzi do suplementacji. Tak samo D3. Robi się nagonkę na wegan i wegetarian, że mają niedobory b12, ale nikt nie bada mięsożerców. Są suplementowani poprzez jedzenie mięsa i badania wykazują, że prawie wszyscy mają niedobory. Ale tego się nie bada u przeciętnej osoby.
Dieta wegańska nie jest trudna. Tylko na wegan wszystkie oczy są zwrócone. Na mięsożerców nie, mimo że ich dieta jest dopiero uboga. Bo weganie i wegetarianie jeszcze trochę dietą się interesują. Jedzą bardzo różnorodnie. Nie boją się warzyw i zdrowych produktów. I te produkty w ich diecie są. Na dowód - starczy wejść do przychodzi z rana. Kto tam przesiaduje?
Dziś koleżanka mi pisze, że jej syn 2 tygodnie chorował. I to kolejny raz. A ona mi powiedziała, że boi się przejść na wege, o boi się niedoborów u swoich dzieci. Tyle, że dzieci wege nie chorują. A jak chorują to rzadko i krótko. Nie mówię, że wcale, ale to się słyszy. Więc ja bym się zastanowiła, kto tu ma niedobory w tym momencie.
W każdym razie uważam, że jedzenie, które jadły Twoje babcie Patmol to właśnie jest to czego nam do życia potrzeba, a nie tablicy mendelejewa w składzie, ani kalkulatora witamin i minerałów i sprawdzania tego w każdym posiłku. Ja się skłaniam do tego, że liczy się średnia z tygodnia a w nie że każdy posiłek musi być komponowany pod witaminy. Ale tak tylko piszę. Bez wiedzy. Jednak coś jest grubo nie tak skoro chorujemy, a kiedyś ludzie żyli w zdrowiu.
To dotyczy też zwierząt. Nawet moja wetka mówi, że tylu chorób, nowotworów, cukrzyc nie było nigdy. I ona też widzi winę w diecie.
Ps. w serialu Ania nie Anna MAryla poszła do okulisty, bo już źle widziała i lekarz zalecił jej - "jedna marchew dziennie". Zabieram się, żeby takową jeść jedną dziennie, ale nie udało mi się ani razu. Tylko jak zupę robię to coś chrupnę. A OKO przepisał mi luteinę w toaletkach. Oczywiście na żelatynie. Nie wykupiłam. I innej póki co nie znalazłam. Ale za to wiem, że to samo mamy w marchewce i chyba siemieniu lnianym. Dziennie sobie zjeść i jakie bogactwo do brzucha wpadnie, a nie syntetyczne witaminy.
ps. 2 Dorotko z endo właśnie korzysta się prywatnie, bo jak ustawić hormony, kiedy endo widzi sie raz na 2 lata. Też mnie to boli. Bo ja płacę z własnej kasy na zus i dlatego nie chciałam chodzić prywatnie. Bo jak się ma ze swojego portfela wyłożyć pieniądz na zus i potem iść i dodatkowo płacić w lekarza to boli okrutnie. Ale co zrobić. Czuje się o niebo lepiej, więc nie żałuję
Ja się w sumie wyników bardzo nie boję. Już mi wyszło, że jestem książkowa z niedoczynnością. To co mam mieć za niskie to mam, a pozostałe w normie. Jednak, kiedy robiłam badania to nie miałam za dobrej diety, wiele zmieniłam przez pół roku, więc spodziewam się poprawy. Bo też o niebo lepiej się czuję. Z całą pewnością więcej jem witamin teraz, choćby że nie jem tej białej mąki jak kiedyś, a zdrowsze. Ale zobaczymy. Ale jak się za dużo czyta to się potem wchodzi coraz głębiej i zamiast spać spokojnie to wymyślam co jeszcze powinnam zbadac. Moją endo interesuje tylko krzywa cukrowa i insulinowa i tsh. Nic o diecie nie wspomniała.