Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - 99 fot str 94, nowe str. 97

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lis 18, 2018 12:24 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

aga66 pisze:W masowej żywności chyba nie ma nieprzetworzonych rzeczy. Trujemy się od dnia narodzin niestety. Moje dzieci urodziły się z krwistymi plamami na policzkach. Całą ciążę wciskano mi mleko bo to dobre dla dziecka. Efektem było uczulenie na laktozę, które utrzymuje się do dziś i żadnego nabiału obie do dzis nie jedzą. Zdrowiej od nas jadły nasze babki. Moja Babcia 3 razy dziennie gotowała zupy, bezmięsne bo bieda była. Za to wrzucała tam wszystko z ogrodu, łącznie z pokrzywami i gotowała. A dziadek opowiadał jako rodzinną anegdotę, że kiedyś z chłopakami ze wsi założyli się kto lepiej je. I w konkursie wygrał ten, który "wypierdział polkę"! Sorry, że to napisałam ale brzuchy musieli mieć zdrowe, bez Travisto i takich tam.

Agusia, ale nie masz za co przepraszać, bo mówisz prawdę.
I napisałaś właśnie dokładnie to jak my mamy jeść dziś. I właśnie o to chodzi - żeby odejść od przetworzonej żywności.
Jedząc przetworzoną żywność chorujemy. Prędzej lub później. Ale o to w tym chodzi. Ludzie mają chorować. Przetworzona żywność to system poprzez który światowe rządy manipulują własną fortunę. Wpierw robiąc z nas bezwolnych idiotów, którzy gotując obiad idą po składniki do marketu gotowe, mimo, że tak prosto jest zrobić własne, a potem właśnie chorujemy i chodzimy po lekarzach i wykupujemy leki. Tu nikomu nie zależy na zdrowiu ludzi i zwierząt.
Można powiedzieć, że to co piszę to kolejna bzdura lub pompatyczne gadanie na wyrost. Tak działa mechanizm wypierania u osób, które nie zagłębiły się w temat, bo nie musiały, albo nie chciały.

Ja jestem wegetarianką od 20 lat. Wiadomo - zdrowo się odżywiam.
Guzik prawda. Nie mogłam się zdrowo odżywiać, kiedy nie wiedziałam jak się zdrowo odżywiać, a 15 powiedzmy lat temu o tym się tak nie mówiło.
Potem zaczęłam czytać, przeszłam na dietę wegańską. Och jak się zdrowo odżywiam!
Znowu - guzik prawda. Nie trzeba pić słodzonych napojów gazowanych, jeść drożdzówek z marketu i wieczorami czipsów, żeby to się kwalifikowało do złej diety.
Ja mam wrażenie, że ja ze swoją dietą zrobiłam już tak dużo rewolucji, że nawet nie wyliczę etapów. Zdrowe odżywianie jest trudne. A dokładniej - naprawa złych nawyków, które mamy od urodzenia wpajane jest trudne.
Choćby przykład- ciasto bez jajka. Jestesmy tak nauczeni, że do ciasta musi byc jajko. Nikt sie nad tym nie zastanawia. Skoro mówię, że do ciasta nie potrzeba jajka to po co je dajecie? Kto spróbuje zrobić ciasto jednak bez tego jajka. Nikt. Dopóki sami nie przepracujemy w sobie pewnych rzeczy to nikt nam nic nie może powiedzieć.
Lub naleśniki na mące orkiszowej, bez jajka i na wodzie. Długo dochodzilam do obecnego przepisu, bo nawyk ze robi się tylko tak, był silniejszy. Po kolei wykluczałam - najpierw mleko, po pewnie wielu miesiącach - jajko, a na końcu zamieniłam białą mąkę na orkiszową, która jest samym bogactwem witamin i minerałów.
I tak na każdym kroku, dosłownie na każdym. Liczy się też jak jeść, co jeść i kiedy jeść. 5 posiłków dziennie to jeden z mitów nad mitami.

Kto nie chce być bezwolną, chorującą marionetką musi zacząć gotować od podstaw i musi zacząć się intersować tym tematem, żeby wiedzieć jak komponować posiłki. Czego unikać, co dodawać. Chodzić do sklepu po warzywa, owoce, kasze, pełnoziarniste mąki ale nie pszenne. Z tego gotować posiłki. I nie ma że nie ma czasu. To dzisiejsze czasy nam wmowily, że nie ma czasu. Ale na tv juz jest czas?...

Ostatnio kolejną rzeczą, której się uczepiłam był chleb. Z każdego marketu, z każdej piekarni, z czytaniem składu - wszedzie cos mi nie pasowalo. A to smak, a to konsystencja.- odstawiłam chleb, mój brzuch przestał być sterczącą szufladką. Przez miesiąc wakacyjny czy więcej bardzo pilnowałam diety wg tego jak powinnam jeść przy moich chorobach. Nagle z dnia na dzień z moich rąk, które są dla mnie największym kompleksem i które wyglądały jak udo a nie ramie, zrobiła się ręka! Normalna ręka. Nie klucha w formie ciasta drożdżowego nieupieczonego. Tylko prawdziwa kobieca ręka! Mój brzuch stał się płaski, a był wiecznie wzdęty. Unikałam strączków, żeby nie mieć wzdęć. A jednak wzdęcia były wciąż obecne. Brzuch ja to mówię, był szeroki i sterczący do przodu. Więc odstawiłam chleb, białą mąkę i zaczęłam jeść strączki. Strączki są niezwykle ważne, to jest... to powinna być podstawa diety. Mają wszystkie aminokwasy niezbędne dla człowieka, łącznie z lizyną. Ja jadłam strączki? Prawie wcale. Więc po zaprzestaniu jedzenia chleba i mimo wprowadzeniu strączków mój brzuch przestał być szufladką. Rano się budzę a ja cienka jak trzcina (na moje możliwości), rączki chude. Ja pierdziu - co się stało?? Spędzałam przed lustrem dużo czasu patrząc czy na pewno mnie oczy nie mylą. Spoczęłam na laurach. Wróciłam do jedzenia chleba kupnego ( i często to był żytni na zakwasie - taki przecież zdrowy z idealnym składem). Raz nie zaszkodzi, wiadomo. Jak raz to i drugi. I tak zapomniałam o zaleceniach żywieniowych, dlaczego jeść to a nie tamto. Brzuch znowu stał się szufladką po miesiącu. Musiałam zrozumieć to na własnym organizmie, żeby już więcej nie popełnić tego błędu.

Ja mam niedoczynność tarczycy, insulinooporność i hipoglikemie. Te dwie ostatnie wynikają z niedoczynności tarczycy, są to choroby towarzyszące. Mogę teraz powiedzieć, że dla mnie gorsza od niedoczynności jest insulinooporność i hipoglikemia. Jedzenie węglowodanów na śniadanie w postaci kanapek to gwóźdż do trumny i pewność cukrzycy typu II. Insulinooporność powoduje, że wszystkie funkcje organizmu są zablokowane a organizm jest nastawiony na tycie. Jesz głupią marchew jedną na dzień. Witaminy się nie przyswajają, organizm nie odżywia, za to komórki tłuszczowe zabierają marchew do siebie i zamieniają ją w tłuszcz. Dlatego osoby z insulinoopornścią nie dość że tyją to tyją dziwnie, nieproporcjonalnie. Np mają bardzo grube ramiona. Otyłość brzuszną. Szyja i kształt twarzy też to zdradza. Dlatego ja nie mieściłam się w żadne bluzki w ramionach. Tylko trzeba dodać, że ja nie byłam nigdy bardzo otyła. Są osoby jak Ania Powierza, które utyły do 100 kg mimo restrykcyjnej diety i ćwiczeń siłowych 5 razy w tygodniu.
Jedzenie węgli na śniadanie (kanapki, owsianka) powoduje u osób z insulinoopornością, że funkcje organizmu się blokują i nastawiają już na tycie. Tyle, że to nie chodzi o tycie. To chodzi o hormony, o to że ogranizm nie funkcjonuje. Nie bądźmy znowu takimi narcyzami, że patrzymy tylko na wygląd ;) U osób z niedoczynnością pewne hormony działają przeciwstawnie do innych i stąd taka reakcja.
U mnie zjedzenie rano węglowodanów powoduje hipoglikemie, czyli spadek cukru we krwi, co powoduje natychmiastową senność i zmęczenie przez resztę dnia. Teraz wiem skąd moje śpiączki.
Kiedy jestem na diecie, śniadania jem białkowe (nie węglowodanowe), jem strączki, czuję się super, a zjem jakiś nielegalny słodycz - raz to był lodzik oreo z ciasteczkami - to po ok 1,5 godziny zaczynam słaniać się na nogach, chce mi się tak potwornie spać, że aż łzy lecą. Czasem nawet nie umiem dojść do łożka, padam na nie i zasypiam snem tak głębokim, jakby mnie uśpili na 3 godziny. Miałam takie przypadki i odkąd właśnie czytam sporo o tych chorobach to wiem już na co zwracać uwagę i co z czego wynika. Gdybym nie czytała tyle to ten spadek energetyczny tłumaczyłabym dalej błędnie. Teraz wiem dlaczego czułam się tak a nie inaczej w momentach, które pamiętam. Dlaczego wciąż spałam. Dlaczego mimo 3 kaw nie mogłam się dobudzić. Jak były u mnie dziewczynki w zeszłym roku to ja pewnego dnia nie mogłam z nimi nigdzie iść, musiałam wysłac samego m. a ja musiałam iść spać. to nie jest życie. To nie jest drzemka, którą można zwalczyć.

I ja to mam od niedoczynności tarczycy, ale teraz jest wysyp insulinoopornych. Jak to jest? Dlaczego? Ludzie jak słyszą, że ja mam tą przypadłość to wyszukują w sobie dolegliwości, żeby też móc powiedzieć o sobie, że mają niedoczynność. Dostaną magiczną tabletkę i zmęczenie odejdzie, do tego same kilogramy znikną. Szlak mnie trafia jak to słyszę. Dlatego, że ktoś myśli, że to jest takie fajne i dlatego, że też chce żeby mu coś było. Ale ten ktoś nie wie, że leczenie tej choroby to nie tabletka, a dieta. Bo nie trzeba mieć niedoczynności, żeby mieć insulinooporność. To jest choroba cywilizacyjna. U osób ze zdrową tarczycą wynika ona ze złej diety! Nikt na to nie dostaje magicznej tabletki. Żeby z niej wyjść to trzeba zrobić ogromny wysiłek i właśnie powrócić do podstaw żywienia. Więc ja mówię osobom, które chcą mieć tą chorobę, chcą się jej doszukać w sobie - ok. Zrób badania. Idź do lekarza. Jednak jedyne co otrzymasz od niego to dieta. Czy jesteś na to gotowa? Rezygnujesz ze wszelkiego nabiału, białej mąki, cukru (ograniczyć do minimum), mięsa (absolutne minimum). Przechodzisz na kasze, warzywa i owoce. Od razu ozdrowieni :mrgreen:

Ja uważam, że we wszystkich chorobach najpierw należy zacząć od diety. Ludzie mówią, że dieta nie ma wpływu. Ale czy spróbowali? Nie spróbowali. Ja się nie interesuje dietą, zdrowiem. Wcale bym tego nie chciała czytać. Ale jeżeli przez kilkanaście lat nic nie przynosi o skutku, ja odcinam kolejne produkty i tyje zamiast chudnać, problem się pogłebia, to już musiałam zacząć czytać, żeby znaleźć dla siebie jakieś wyjście.
Wyczytałam, że niedoczynność tarczycy jest nie pierwowną chorobą od której wszystko się zaczyna, a jej skutkiem. Powody wyczytalam dwa. Jeden - chore jajniki. Przyznam - nie badałam jeszcze. ale ta teoria potwierdza się w moich objawach. Po nowym roku to skontroluję. Druga - od niedoborów żelaza, selenu, wit D i jodu. Ta teoria nie jest potwierdzona, bo to taki specyficzny doktor mówi, który snuje teorie spiskowe i zachęca do nieszczepienia dzieci. Żelazo mam w normie. Witaminę D bardzo niską. Selen i jod jeszcze nie badałam. Teorie mówią o tym, że niedoczynność powoduje złe wchłanianie tych witamin. A ten doktorek mówi, że niedoczynności tarczycy się nie leczy, uzupełnia się niedobory. Skąd niedobory? Właśnie z diety. Choćby ważna rzecz i prozaiczna. Biała mąka.Kiedyś takiej się nie używało. Ale przecież buła na białej mące jest pyszna. Jeżeli mąka orkiszowa daje nam bogactwo witamin, minerałów i nie wiem czego jeszcze a biala mąka jedynie mas truje i nie ma witamin to wynik jest prosty. A jemy białą mąkę, której w naszej diecie jest bardzo dużo (chleb, ciasta, zasmażka, sos) to skąd mamy brać te witaminy? Zmiana tej mąki na np orkoszową to jiz jest duzy krok na przód.

Do mnie to przemawia.
Ja teraz jestem polem doświadczeń własnych i mam zamiar wprowadzić wszystkie dietetyczne rady w życie. Trudno jest zmienić swoje przyzwyczajenia, swoje myślenie. To nawet boli. Wolimy wypierać fakty. Jak ktoś mi mówi, że się odżywia zdrowo to ja już z automatu nie wierzę. Bo wiem, że gdzie nie wdepniesz tam wyskakują jakieś babole, które są błędem żywieniowym.

Ja jem teraz na śniadanie tofu, jako, że to jest samo białko. Z warzywami. Niestety czasem podsmażam. Ale co zauważyłam. Mogę zjeść 1/3 kostki tofu z dodatkami warzyw lub bez i po ok 2 godzinach zamiast spać jak to było na węglach, dostaje takiego turbodoładowania, że mnie nosi. Jak w Simsach - mój poziom energi nagle rośnie, że aż skala wbucha. Nie jestem głodna. Nie mam spadków energetycznych. Po prostu latam przez caly dzien.

Ostatnio były u mnie dziewczynki. Przyzwyczajone, że ja jestem gruba, ociężała, powolna, śpiąca, nawet nerwowa. Ja miałam taką energie w niedziele, że one dwie i m. razem wzięte nie dorównywały mi nawet w polowie. Przez pół niedzieli biegaliśmy dookoła stołu w rytm piosenki "Rada Puchaczy" https://www.youtube.com/watch?v=nnPjqw7PqQ4 Potem już tylko ja i Kornelia aż byłyśmy całkiem mokre a Wiki mówiła wciaż - ciocia co się z Tobą stało? Ja Cię nie poznaję!" Stworzyłyśmy z Kornelią program taneczny, bo mial przyjść mój brat z dziewczyną, i tańczyłyśmy do wieczora a michał mi też po cichu mowi "co się z tobą stało? to nie jesteś Ty"

No właśnie to jestem ja. To właśnie jestem ja :D Zmieniłam swoje życie poprzez zmianę diety głownie. Owszem jako, że moja insulinooporność i hipoglikemia wynika z niedoczynności tarczycy, ja dostałam leki dodatkowe na uruchomienie hormonów, ale endo powiedziała, że te leki są na jakiś czas, potem trzeba zrobić przerwę. Wiem też, że przyjdzie życie bez leków i co wtedy? Na złej diecie powrót do choroby. Dlatego tak ważne jest, żeby dieta była już. boje się tego, że mimo diety (która nie jest jeszcze idealna) będę mieć efekt jojo. Ale po przeczytaniu książki od Czesi z Klanu czyli Ani Powierzy, która zwalczyła tą chorobę i nie utyła więcej, wiem że jest możliwe trzymać ją w ryzach.
Ona pisała też o tym zmęczeniu, o śpiączkach i o tym, że po zmianie nawyków żywieniowych dostała takiej turboenergii, że ludzie się dziwią skąd ona ma takie pokłady mocy. Ja też się dziwiłam. Bo czytałam to w lato. Kiedy zawsze byłam aktywna ficzynie a naraz mimo leków leżałam plackiem wykończona. Byłam na siebie zła. Pierwszy raz nie wzięłam dzieci do siebie. Nie miałam siły. A ta mi pisze o jakiejś energii. Może z kosmosu. Nie chodziłam na spacery, na rowerze byłam raz czy dwa, a na rolkach wcale. I nagle zaczęłam wprowadzać zmiany w jedzeniu i słupek mojej energii pofrunął w górę. Teraz czasem jest aż tak, że ja nie wiem jak się uspokoić. Mówię do m. że mnie nosi.

Właściwie nie wiem po co to napisałam. Nie chciałam się zwierzać. Chciałam może tylko powiedzieć na własnym przykładzie, że nie ma nic ważniejszego niż to jak jemy dla naszego zdrowia. Dietetycy dziś mówią to na okrągło (dobrzy dietetycy) - mamy nie jeść przetworzonej żywności. Nic. Mamy kupić podstawowe produkty i sami sobie gotować. "Chcesz ciasto? Proszę bardzo. Kup mąkę i upiecz własnymi rękami. Masz pewność wtedy co do tego ciasta dodano". To jest cytat dietetyka. Więc Aguś dieta o której piszesz to jest właśnie to co powinniśmy jeść i oni mieli rację mówiąc, że to jest zdrowa dieta. Czy na wsiach mieli białą mąkę? W której gluten jest zmodyfikowany tak, że rozwala nam jelita? Nie problem jest w glutenie ze zdrowej mąki, ale w glutenie z mąki białej.
Trochę mi wstyd, że to napisałam. To jest ogromny skrót myślowy. Ale cóż. Zjadłam tofu i mam mnóstwo energii :mrgreen:
Ostatnio edytowano Nie lis 18, 2018 12:48 przez klaudiafj, łącznie edytowano 4 razy
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie lis 18, 2018 12:33 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

przepraszam za to nielogiczne grafomanstwo. Wlasnie poprawiam.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie lis 18, 2018 12:48 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Poprawione :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie lis 18, 2018 13:41 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Mądrze piszesz i samą prawdę.
Ja w komórce mam aplikację Zdrowa Żywność i sprawdzając produkty które jem włos mi się na głowie zjeżył 8O
Nawet mój ulubiony ser żółty zawiera małą ilość składnika który może nie jest trujący ale już pod kontrolą.
Teraz zakupy u mnie dłuuugo trwają. :mrgreen:
Sprawdzałam też puszeczki kotów i one mają zdrową żywność.
Ja chyba jestem leniwa bo gotuję na szybko nie zawsze się zastanawiając co jem. Muszę wziąć przykład z Ciebie. Jednak jestem kobietą pracującą i się tym zawsze rozgrzeszam. :( :wink:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25544
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lis 18, 2018 13:48 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Ale kto nie pracuje?
Puszki to typowa zywnosc przetworzona dla zwierzat. Suche tez. Tutaj tez staram się zmieniać powoli żywienie. Stąd chcialam czy nie wprowadzilam surowizne.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie lis 18, 2018 13:55 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Właśnie... Sami sobie gotować... Fajnie, że na to też zwróciłaś uwagę - bo przecież wszędzie coraz więcej knajp, portali z dowozem itp... nie jestem przeciwko knajpom, nie, ale niech to będzie wyjątek od reguły, a nie że codziennie mamy jeść gotowca skądś...

Oj obyśmy zdrowi byli :) Miau! :kotek:
Wątek o Bajce, która dołączyła do Feliksa: viewtopic.php?f=46&t=176799
Wątek o Bezdomniaczce, która się stała Domniaczką Bezią: viewtopic.php?f=46&t=186711
Wątek przedprzedostatni, całego tercetu: viewtopic.php?f=46&t=208290
Nasze Kocie Wierszyki: viewtopic.php?f=8&t=208424

Nul

 
Posty: 11222
Od: Śro lis 02, 2016 17:23
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie lis 18, 2018 14:20 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Właśnie :)

Moja mama kiedyś mi wmawiała, że mam sama sobie robic przetwory. Dżemy, kiszonki. Musze sie tego nauczyc. Ja jej wciąż - ale po co? Bede chciala to sobie pójdę do sklepu.
A ona - a jezeli w sklepach niczego nie bedzie to niczego nie bedziesz umiala sama sobie zrobic.
Ale jak to nic w sklepie nie bedzie?

Moja mama pamięta czasy, kiedy w sklepach nic nie bylo.

Za to teraz jak jej mowie, że to czy tamto ma zrobic sama to ona sie wykręca brakiem czasu, bo pracuje.

A kiedys ludzie nie pracowali, kiedy w sklepach nic nie bylo i musieli sami gotowac?

Teraz mamy sklepy z gotowym jedzeniem nie na kazdym kroku ale jeden obok drugiego. Ktos decyduje o tym co jemy i jak jemy. Dają nam gotowe produkty. A doslownie to nas żywią. Jak ktos sie na to godzi i na choroby i ciagle zmeczenie (jak moja mama) to trudno... Czas przed tv mozna zamienic na relaks w kuchni.

Tv to kolejne narzedzie do manipulacji ludnością.

Siedzimy przed tv, wciskają nam co mamy myśleć, jak żyć, co kupować, jemy syf, narzekamy i chorujemy.

To że jem wegansko na co dzien (od święta wegetariansko) tylko mi pomoglo. Gdy bym byla na diecie tradycyjnej jak wiekszosc to moglabym siedziec na tylku, jesc byle co i nie dziwic sie, że tyje. W wieku 60 lat bylabym otyla i chora. Z rozwalonymi hormonami jak moja babcia i wąsem pod nosem.
Ale wlasnie to że jadlam wegansko 2 lata a moja waga rosła dalo mi do myslenia. Nie powinnam wyglądać tak jak wygladam jedząc tak jak jem. Przecież jestes tym co jesz. I dlatego wlasnie mialam jasnosc, że cos jest nie tak.
Raz uslyszalam - przeciez chyba odzywiasz sie zdrowo, to dlaczego ty tak wygladasz? - wiecie jak takie teksty bolą?

Niech sie na mnie nikt nie pogniewa. Ja pisze o moich doswiadczeniach i o tym ze zmiana diety (tego co jemy i jak jemy, a nie obcinania kalorii) skutkuje :) moze to komus pomoze.

Gotowac samemu - tak, ale od podstaw :)

I zaskoczylo mnie jeszcze to, że nie moge patrzec na makarony :) bylam makaronowym potworem a teraz makaron moze nie istniec. Ale chlebek niestety trudniej porzucic. Szczegolnie ten pyszny, domowy :)

Ps. Moim zdaniem nie da się z dnia na dzien przejsc na zdrową diete. Ja od daaawna wciaz przechodzę i wciaz napotykam kolejne kruczki. Ale jak to mówią detetycy - wazne żeby 90%bylo idealna to te 10% przezyjemy ;)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie lis 18, 2018 19:11 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

klaudiafj pisze:JoasiuS a na jakim programie pieczesz chleb w piekarniku? Ja pieke na gora i dół ale mam mieszane uczucia, bo on zapieka sie z kazdej strony i dochodzi a nie wyrasta dalej. I moze powinnam piec na grzaniu od dolu? Lub innym?

Ja też wybieram opcję góra i dół. Ładnie wyrasta, nic nie będę zmieniać :wink:
aga66 pisze:A mi kiedyś wystawały kości biodrowe a teraz się nie mogę ich domacać. Kusicie tym chlebem kusicielki ale wy szczupłe glizdy jesteście.... i młode :placz:

:lol:
Ja jestem szczupła całe życie. Taki typ genetyczny i już. Ale też objadanie się jest mi obce. Ktoś tu na forum kiedyś napisał, że je dla potrzymania funkcji życiowych i ze mną jest podobnie :wink: . Doceniam dobrą kuchnią, ale nie ma takiej potrawy, żebym się nią najadła do przesytu. Po prostu zjadam tyle, ile dokładnie potrzebuję i nie ma takiej siły, żebym wmusiła w siebie więcej, bo dla mojego samopoczucia nie ma nic gorszego, nic tzw. ciężki żołądek. W stresie praktycznie w ogóle przestaję jeść, co też pomaga w utrzymaniu linii :twisted:

Podobnie jak Klaudia dużo gotuję w domu, ale nie ze względów zdrowotnych, ale z konieczności. Tu na prowincji, gdzie mieszkam, ze smacznym jedzeniem na mieście ciężko, a dania diety wegetariańskiej, którą od kilku ładnych lat stosujemy z mężem, pozostają w ogóle poza zasięgiem (ileż można zamawiać pierogi z serem? :roll: ). W myśl zaleceń Klaudii dotyczących strączków, właśnie upichciłam na jutro wspaniałą rozgrzewającą zupę z czerwonej soczewicy:
http://sojaturobie.blogspot.com/2012/11 ... ewicy.html

Przepis szybki i prosty - ja soczewicę moczę tylko przez ten czas, kiedy przygotowuję pozostałe składniki do zupy.
Korzystajcie i jedzcie zdrowo :wink:
Obrazek

JoasiaS

 
Posty: 16776
Od: Wto sie 02, 2005 18:45
Lokalizacja: Dąbrowy

Post » Nie lis 18, 2018 23:01 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

JoasiaS pisze:Ja jestem szczupła całe życie. Taki typ genetyczny i już. Ale też objadanie się jest mi obce. Ktoś tu na forum kiedyś napisał, że je dla potrzymania funkcji życiowych i ze mną jest podobnie :wink: . Doceniam dobrą kuchnią, ale nie ma takiej potrawy, żebym się nią najadła do przesytu. Po prostu zjadam tyle, ile dokładnie potrzebuję i nie ma takiej siły, żebym wmusiła w siebie więcej, bo dla mojego samopoczucia nie ma nic gorszego, nic tzw. ciężki żołądek. W stresie praktycznie w ogóle przestaję jeść, co też pomaga w utrzymaniu linii :twisted:


to dokładnie jak ja
w sumie mogłabym nie jeść, no ale wiadomo, że trzeba jeść no to jem,

Chleba nie lubię, ani makaronów, kanapek nie znoszę, ze słodyczy lubię czekolady takie 90 procent kakao/czyli gorzkie.
Nie lubię zmieszanego jedzenia, jak już muszę jeść, no a muszę codziennie :oops: , to wolę jeść pojedyncze produkty, żeby było widać co się je i nie mieszać -czyli nie pasty, nie surówki.
Chyba, ze sama robię i wiem dokładnie co dałam do mieszanki to zjem.
Najbardziej lubię gotowane pojedyńcze warzywa, ale jem tez nabiał/ trochę i mięso/trochę i strączkowe i rożne rzeczy. To znaczy chipsów nie zjem, bo są obrzydliwe, ale praktycznie jem wszystko, ale jem tyle ile trzeba, żeby przeżyć , to znaczy jak jestem głodna to jem. W stresie nie jem nic, albo w emocjach, jak się czegoś bardzo cieszę, to tez nie jem -bo nie czuje głodu.
I nie mam TV, wiec nie tyje przed TV.

Czy jak nie jestem ospała, nie tyje, nie jestem gruba, a nawet przypadkiem schudłam,i jestem z grubsza zdrowa- to mogę przyjąć, że moja dieta jest ok?

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 27168
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pon lis 19, 2018 9:18 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

To prawda, że leczenie powinno się zaczynać od diety ) Nawet lekarze o tym zapominają...
Niestety, ja mam baaardzo słabą silną wolę......
Mam niedoczynność tarczycy, ale nie z tych powodów o których pisałaś. Na razie daję radę :)
Zdrówka :)

Sihaja

Avatar użytkownika
 
Posty: 20588
Od: Pon sty 03, 2005 22:17
Lokalizacja: Warmia, Dolny Śląsk

Post » Pon lis 19, 2018 10:22 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

ale podobno wola słaba czy silna tez zależy od jedzenia
to znaczy im więcej jest zdrowych rzeczy, a mniej niezdrowych, tym bardziej masz ochotę na zdrowe, a niezdrowe cie odpychają

im więcej jesz śmieci, tym więcej twój organizm potrzebuje śmieci i tym trudniej się temu oprzeć, bo po prostu sie uzależniasz od tego jedzenia

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 27168
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pon lis 19, 2018 11:49 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Generalnie nie lubię nic związanego z robieniem jedzenia. Nie lubię wymyślać, co zjeść. Nie lubię rozbić zakupów. Nie lubię gotować. Chętnie zjem wszystko, byle ktoś to zrobił. Oczywiście, że muszę gotować, bo jeść trzeba. Często robi to mój TŻ. Myślę jednak, że nie jest najgorzej. Kiszonki robimy sami - i sok z buraka i żur i ogórki kiszone. W tym roku nie ukisiliśmy kapusty, trzeba będzie kupować... Staramy się jeść dużo warzyw i owoców. Wierzę w powiedzenie, że jedno jabłko dziennie będzie trzymać lekarza z dala ode mnie :) Mięso też jemy - chociaż ostatnio częściej ryby. Nabiału może ciut za mało, ja nie przepadam za nabiałem... Pieczywo to rzeczywiście duży problem, ja kocham bułeczki świeżutkie, chlebek... Spróbuję upiec ten z ziarnami, przepis spisałam :)
Żeby się zdrowo odżywiać potrzeba temat zgłębić i dużo się nauczyć. Kibicuję osobom, które mają takie zacięcie. :)

Sihaja

Avatar użytkownika
 
Posty: 20588
Od: Pon sty 03, 2005 22:17
Lokalizacja: Warmia, Dolny Śląsk

Post » Pon lis 19, 2018 12:46 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

Hej Dziewczyny :)

Nikt mi się tu nie musi spowiadać co je ;) Ja nie jestem dietetykiem. Ten temat mnie nie fascynuje. Wcale nie chciałabym o tym czytać. Czytam czasem jak coś muszę poczytać. Zaczęło się od diety moich kotów. Ale mam jakieś takie przeświadczenie, że wyjście z choroby powinno się zacząć od diety a nie od leków. A nie jak niektórzy uprawiają - mają dietę np zakazaną dla cukrzyka i leczą jednocześnie cukrzycę lekami. Błędne koło. Ale lekarze nie są od diet. Od diet jest dietetyk. A nasz kraj jest zacofany i nawet dietetyków dobrych jest mało. Najwięcej jest takich co wyszli ze szkoły x lat temu i na wiedzy z prl opierają swoją dzisiejszą wiedzę i nawet nie zauważyli, że piramida żywieniowa zmieniła się już wiele razy.

Ja też nie trzymam się rygorystycznie diety. Na to trzeba czasu, żeby zmienić nawyki. I trzeba je zmienić od głowy. Bo jak się nie ma przekonania do tego to nic nie wyjdzie z nowego stylu życia.
ja sama póki co idę na kompromisy.

Chciałam tylko powiedzieć, że u mnie faktycznie się sprawdza to co wyczytałam z książek o niedoczynności i insulinooporności. Więc warto testować na sobie.



Moli25 pisze:aga66 super historia.

Ale fakt Klaudia jest taki że schudłas i to bardzo. Nie widzialysmy się długo i naprawdę Twoja ciężka praca idzie w dobrym kierunku :1luvu:

Chleby obłędne, zapisałam przepis :1luvu:

Dzięki Kochana. Ja w sumie nie widzę, że schudłam, ale widzę że się zmieniłam, a to po latach napuchania jest rewolucją :)


Ziemosław pisze:Ten chlebek wygląda pysznie :1luvu:

A co do problemów z brzuchem, to też mam. Ale moje to nic w porównaniu z koleżanką, ona po każdym posiłku, nawet najmniejszym, ma koncert muzyki symfonicznej wygrywany przez własne "flaczki". Fakt, nie odżywia się najzdrowiej, bo głównie je na mieście. Ale strasznie się tego wstydzi, a mimo to do lekarza nie pójdzie.

Chlebek tak pyszny, że m. przerwał mi kąpiel, aby mi to oznajmić ;)
A koleżanki nie rozumiem :/ Nie trzeba iść do lekarza. Można w google sprawdzić co może być przyczyną. Może wykluczyć jakieś produkty z diety?


Gosiagosia pisze:
aga66 pisze:A mi kiedyś wystawały kości biodrowe a teraz się nie mogę ich domacać. Kusicie tym chlebem kusicielki ale wy szczupłe glizdy jesteście.... i młode :placz:

Ja też tak mam. :cry: ale jestem babcią i nie mogę być suchą babcią.... :ryk:

Oczywiście :D

Nul pisze:Właśnie... Sami sobie gotować... Fajnie, że na to też zwróciłaś uwagę - bo przecież wszędzie coraz więcej knajp, portali z dowozem itp... nie jestem przeciwko knajpom, nie, ale niech to będzie wyjątek od reguły, a nie że codziennie mamy jeść gotowca skądś...

Oj obyśmy zdrowi byli :) Miau! :kotek:

Ja nie rozumiem jak można sobie nie gotować :D U mnie w domu mama przygotowywała wszystkie posiłki łącznie z ciastami. Ja tak jestem nauczona. Dla mnie to normalne i nawet się nad tym nie zastanawiam ;)\


JoasiaS pisze:
klaudiafj pisze:JoasiuS a na jakim programie pieczesz chleb w piekarniku? Ja pieke na gora i dół ale mam mieszane uczucia, bo on zapieka sie z kazdej strony i dochodzi a nie wyrasta dalej. I moze powinnam piec na grzaniu od dolu? Lub innym?

Ja też wybieram opcję góra i dół. Ładnie wyrasta, nic nie będę zmieniać :wink:
aga66 pisze:A mi kiedyś wystawały kości biodrowe a teraz się nie mogę ich domacać. Kusicie tym chlebem kusicielki ale wy szczupłe glizdy jesteście.... i młode :placz:

:lol:
Ja jestem szczupła całe życie. Taki typ genetyczny i już. Ale też objadanie się jest mi obce. Ktoś tu na forum kiedyś napisał, że je dla potrzymania funkcji życiowych i ze mną jest podobnie :wink: . Doceniam dobrą kuchnią, ale nie ma takiej potrawy, żebym się nią najadła do przesytu. Po prostu zjadam tyle, ile dokładnie potrzebuję i nie ma takiej siły, żebym wmusiła w siebie więcej, bo dla mojego samopoczucia nie ma nic gorszego, nic tzw. ciężki żołądek. W stresie praktycznie w ogóle przestaję jeść, co też pomaga w utrzymaniu linii :twisted:

Podobnie jak Klaudia dużo gotuję w domu, ale nie ze względów zdrowotnych, ale z konieczności. Tu na prowincji, gdzie mieszkam, ze smacznym jedzeniem na mieście ciężko, a dania diety wegetariańskiej, którą od kilku ładnych lat stosujemy z mężem, pozostają w ogóle poza zasięgiem (ileż można zamawiać pierogi z serem? :roll: ). W myśl zaleceń Klaudii dotyczących strączków, właśnie upichciłam na jutro wspaniałą rozgrzewającą zupę z czerwonej soczewicy:
http://sojaturobie.blogspot.com/2012/11 ... ewicy.html

Przepis szybki i prosty - ja soczewicę moczę tylko przez ten czas, kiedy przygotowuję pozostałe składniki do zupy.
Korzystajcie i jedzcie zdrowo :wink:


Ja też tak mam, że w stresie czy w emocjach nie jem. Mój żołądek i gardło mają drzwi zamknięte i nic nie jestem w stanie zjeść. Cieszę się, że tak mam, bo stresów w moim życiu nie brakuje. Strach pomyśleć co by było gdybym się objadała w stresie. Dzięki za przepis na zupkę :) Ja często dodaję do zup soczewicę, ale polecam też dodać do jarzynowej łyżkę czy dwie grochu łuskanego. To tak niesamowicie podbija smak zupy, ach pyszne :)


Patmol pisze:
JoasiaS pisze:Ja jestem szczupła całe życie. Taki typ genetyczny i już. Ale też objadanie się jest mi obce. Ktoś tu na forum kiedyś napisał, że je dla potrzymania funkcji życiowych i ze mną jest podobnie :wink: . Doceniam dobrą kuchnią, ale nie ma takiej potrawy, żebym się nią najadła do przesytu. Po prostu zjadam tyle, ile dokładnie potrzebuję i nie ma takiej siły, żebym wmusiła w siebie więcej, bo dla mojego samopoczucia nie ma nic gorszego, nic tzw. ciężki żołądek. W stresie praktycznie w ogóle przestaję jeść, co też pomaga w utrzymaniu linii :twisted:


to dokładnie jak ja
w sumie mogłabym nie jeść, no ale wiadomo, że trzeba jeść no to jem,

Chleba nie lubię, ani makaronów, kanapek nie znoszę, ze słodyczy lubię czekolady takie 90 procent kakao/czyli gorzkie.
Nie lubię zmieszanego jedzenia, jak już muszę jeść, no a muszę codziennie :oops: , to wolę jeść pojedyncze produkty, żeby było widać co się je i nie mieszać -czyli nie pasty, nie surówki.
Chyba, ze sama robię i wiem dokładnie co dałam do mieszanki to zjem.
Najbardziej lubię gotowane pojedyńcze warzywa, ale jem tez nabiał/ trochę i mięso/trochę i strączkowe i rożne rzeczy. To znaczy chipsów nie zjem, bo są obrzydliwe, ale praktycznie jem wszystko, ale jem tyle ile trzeba, żeby przeżyć , to znaczy jak jestem głodna to jem. W stresie nie jem nic, albo w emocjach, jak się czegoś bardzo cieszę, to tez nie jem -bo nie czuje głodu.
I nie mam TV, wiec nie tyje przed TV.

Czy jak nie jestem ospała, nie tyje, nie jestem gruba, a nawet przypadkiem schudłam,i jestem z grubsza zdrowa- to mogę przyjąć, że moja dieta jest ok?

Ja nie jestem dietetykiem żeby się wypowiadać. Jak chcesz wiedzieć czy dobrze się odżywiasz to zrób sobie rozszerzone badania krwi z możliwie największą liczbą wskaźników w tym na witaminy i minerały (nawet nie wiem czy dobrze piszę). Jednak z tego co piszesz to moim zdaniem nie masz dobrej diety, bo taka dieta nie dostarczy wszystkich makro i mikro elementów. Oglądam filmiki dietetyczek wegańskich, które jak mówią ile czego na dzień zjeść żeby spełnić zapotrzebowanie na dany składnik to wg mnie jedynie dietetyczka jest w stanie dobrze sobie bilansować posiłki, bo ma na tym punkcie skrzywienie zawodowe :ryk:


Sihaja pisze:To prawda, że leczenie powinno się zaczynać od diety ) Nawet lekarze o tym zapominają...
Niestety, ja mam baaardzo słabą silną wolę......
Mam niedoczynność tarczycy, ale nie z tych powodów o których pisałaś. Na razie daję radę :)
Zdrówka :)

Tak, niedoczynność może mieć nie jedno podłoże. Chociaż myślę, że nasze pokolenie choroby tarczycy ma od Czarnobyla tak naprawdę ;) Przynajmniej za mną tarczyca ciągnie się od dziecka i pamiętam jak w dzieciństwie wszyscy szaleli przez to.
Też nie mam całkowicie silnej woli. Jem czekoladę, chipsy, zupka chińska zdarzy się raz na jakiś czas. Też nie popadajmy w paranoje ;) Ważne, żeby 90% diety była zdrowa ;) Tak mówi dietetyk więc coś w tym musi być ;)


Patmol pisze:ale podobno wola słaba czy silna tez zależy od jedzenia
to znaczy im więcej jest zdrowych rzeczy, a mniej niezdrowych, tym bardziej masz ochotę na zdrowe, a niezdrowe cie odpychają

im więcej jesz śmieci, tym więcej twój organizm potrzebuje śmieci i tym trudniej się temu oprzeć, bo po prostu sie uzależniasz od tego jedzenia

To prawda z tą słabą wolą. Ja to widzę u siebie po przejściu na prawie weganizm. Mój organizm się w jakiś sposób oczyścił i sam mi mówi co jeść, czego mi brakuje, a czego nie ruszać. Przez to mam takie tygodnie, że mogłabym jeść całe dnie np awokado, w innym tygodniu kapustę kiszoną, w innym tygodniu, buraki, w jeszcze innym coś tam innego. I faktycznie pewne produkty przestają mi smakować. Sama nie wiem co jest teraz dla mnie niezjadliwe, bo jakoś nie zakodowałam sobie tego, ale takich produktów jest mnóstwo. Przestają one dla mnie istnieć i zapominam o nich.


Sihaja pisze:Generalnie nie lubię nic związanego z robieniem jedzenia. Nie lubię wymyślać, co zjeść. Nie lubię rozbić zakupów. Nie lubię gotować. Chętnie zjem wszystko, byle ktoś to zrobił. Oczywiście, że muszę gotować, bo jeść trzeba. Często robi to mój TŻ. Myślę jednak, że nie jest najgorzej. Kiszonki robimy sami - i sok z buraka i żur i ogórki kiszone. W tym roku nie ukisiliśmy kapusty, trzeba będzie kupować... Staramy się jeść dużo warzyw i owoców. Wierzę w powiedzenie, że jedno jabłko dziennie będzie trzymać lekarza z dala ode mnie :) Mięso też jemy - chociaż ostatnio częściej ryby. Nabiału może ciut za mało, ja nie przepadam za nabiałem... Pieczywo to rzeczywiście duży problem, ja kocham bułeczki świeżutkie, chlebek... Spróbuję upiec ten z ziarnami, przepis spisałam :)
Żeby się zdrowo odżywiać potrzeba temat zgłębić i dużo się nauczyć. Kibicuję osobom, które mają takie zacięcie. :)

Dla mnie gotowanie i dieta to też nie jest pasja. Ale jest to nieodłączna część dnia. Jednak wolę sama ugotować, bo zrobię to na pewno zdrowiej niż m. ;) Taka prawda, że żeby się zdrowo odżywiać to trzeba się w ten temat zgłębić. ps. nie ma czegoś takiego, że nabiału je się za mało. nabiału w ogóle nie powinno się jeść :wink:


Wczoraj właśnie na obiad zrobiłam barszcz i krokiety. Naleśniki chciałam zrobić z mąki orkiszowej i się okazało, że się nie da. Za mało glutenu i ten naleśnik się rozrywał. Dodałam mąki białej pszennej trochę i od razu naleśniki zaczęły wychodzić. Ale przypomniało mi się, że już raz tak zrobiłam. Naleśniki z mąki orkiszowej. Jak chciałam naleśnik ruszyć na patelni to się cały rozleciał i zrobiła się jajecznica. Wkurzyłam się wtedy, ale zamiast wyrzucić ciasto dodałam do niego cukru i kakao i wylałam na płaską blaszkę i włożyłam do piekarnika. Po jakimś czasie otrzymałam coś w rodzaju czekoladowego biszkoptu mało słodzonego. To było tak pyszne, że szok :ryk: I zapomniałam jak ja doszłam do tego przepisu aż do wczorajszych naleśników :ryk:

Barszcz zrobiłam z buraków, ale jak to zawsze u mnie w domu z octem. I wczoraj właśnie się zastanowiłam czy tak powinien wyglądać prawdziwy barszcz. Niektórzy kiszą buraki chyba i z tego robią zakwas?
Ogólnie krokiety smażone i barszcz na occie to też nie jest raczej zdrowe danie.

Kiszonki muszę kupować w sklepie. Nie udał mi się nawet zakwas na żurek. :/ Ogólnie to ja nie jestem dobrą kucharką. Raz mi coś wyjdzie a innym razem kompletna klapa. Ale niestety. Jak nie ugotuję to nie zjem :)


A jutro idę na badania krwi. Muszę zdobyć gdzieś glukozę z kwaskiem cytrynowym. Potem 2 godziny w laboratorium i boje się, że w drodze powrotnej gdzieś zasnę przy ławce, albo w poczekalni :ryk:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon lis 19, 2018 13:13 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

A wracając do najważniejszego :)

Czy kot, który nie ma jajek może się podniecac? Mój Kubislaw jest bardzo muzykalny. Cale dnie wydaje rozne dźwięki łącznie z długimi melodiami. Ja potrafie piszczec jak kot wiec spiewamy razem. Ja powtarzam jego melodie. On moją. I potem to juz sie robi bardzo glosny występ. Godny nagrania ;)
Ale Kubi w trakcie tych śpiewów od razu napada na Marysie i Tosie. Nie robi ruchów.. wiadomych. Ale jednak nie jest to normalna napaść.
Nie wiem przez to czy z nim śpiewać czy nie? :mrgreen:
Ostatnio edytowano Pon lis 19, 2018 13:13 przez klaudiafj, łącznie edytowano 1 raz
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon lis 19, 2018 13:13 Re: Bytomskie Łobuzy :) cz. 14 - foty str. 46 :)

żadnych badań; nie jestem aż tak ciekawa swoich badań krwi, żeby badać krew
panicznie boje się lekarzy

i myślę, że tylko sam człowiek czuje, czego jego organizm potrzebuje - nie odważałabym się jeśc według rozpiski dietetyka
dietetyczka jest może w stanie bilansować prawidłowo posiłki teoretycznie, albo dla siebie - ale to chodzi nie tylko o prawidłowy bilans, ale i o cechy osobnicze

ja w dodatku na spacerach kwiaty jadam więc ciężko by to było chyba wyliczyć, bo jem te, które znajdę i jeszcze zależy jak mam samopoczucie akurat
i kiedyś ludzie tez jedli według rozpisek, tylko według tego co czuli i co mieli

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 27168
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Myszorek, nfd, Nul i 221 gości