Hura !!!
Dziuni wyniki bardzo się poprawiły, nie musi na razie brać veteraxoidu, co mnie bardzo cieszy, bo to bardzo drogi lek
Wetka pozostaje przy stresie, którego skutkiem jest wylizywania skóry i jej grudkowe zapalenie.
Zauważyłam małe zmiany skórne też koło uszu Tysi ...
Zaczynam przychylać się do jej diagnozy.
Kilkugodzina prawie codzienna obecność u nas wnusia widocznie bardziej stresuje koty niż przypuszczałam
Dziunia i Tola będą dostawały zylkene, a wszystkie koty muszą przejść na karmę Calm na okres co najmniej 3 miesięcy
Wczoraj byłam z Dziunią i Tolą na kontroli u weta.
Dziunia wyczuła, że coś się święci i dała drapaka do ... drapaka
Małż trzymał drapak, a ja wyciagałam Tunieczkę, potem ledwo dwie pary rąk wystarczyły, aby niunię zapakować do transporterka, ale potem siedziała już cichutko jak myszka
Tola przeszła samą siebie. Koty ZAWSZE wiedzą (dla mnie to fenomen) która danego dnia będzia łapana do weta
Tola "świńskim truchtem" przemieszczała się na podkulonych łapinach po chacie, koło mnie tylko coś świsnęło, zapiszczało na deskach i tyle ją widziałam, ale w drugim pokoju była nasza córka (tego Tola nie przwidziała), której udało się złapać uciekinierkę
W tym samym momoncie usłyszałam głos córki
"Tola co ty robisz ? Mamo,ona na mnie nasikała "
Jakiż musiał to być potworny stres dla Tolci, skoro bidulka aż się posikała
Nigdy nic takiego nie miało miejsca, chociaż zawsze trzeba z nią "stoczyć walkę" przed zapakowaniem jej do transporterka - dwie osoby ledwo dają radę
To był błąd ! Mimo, że córka codziennie u nas bywa, Tolę uratowała właśnie ona i przez wiele lat mieszkała z nami, to jednak ...
to ja albo małz powionniśmy ja złapać ... któż to jednak wiedział ?
Tola wylądawała w transporterku - nie było "pomiłuj" - gdy raz się kotu "odpuści" - potem już bedzie bardzo trudno ją zapakować, bo zakoduje sobie, że walcząc postawiła na swoim
i będzie to stosowała za każdym nastepnym razem ...
Tola w transporterku, córka
biegusiem do domu, aby się przebrać ... a cały blok już wie, że "zażynają" na 4-tym kota
I tak całą 40 minutową trasę do weta, na miejscu od razu wzięłam ją na ręce (bardzo to lubi), ale i tak musiała sobie głosno ponarzekać ....
W gabionecie .... syrena cały czas na chodzie, kot nie przestaje, w końcu po badaniu wetka pozwoliła jej "wyjść na salony" - Tola zwiedzała gabinet, pomiaukując co jakiś czas.
Zapewne, aby nie wyjść z wprawy
Na koniec usadowiła się pod krzesłem wetki i .... doczekała spokojnie do końca wizyty. W drodze powrotnej tez miaukoliła, ale juz zdecydowanie ciszej