Zanim przejdę do Ptysia, to trochę fotek Amberka z rezydentami..
Najpierw z Jackiem..
widać, jak mój największy awanturnik usiłuje zapoznać się bliżej z nieznanym wrogiem..
trwało do ładnych parę minut, a Ambiś, już nie mówię, że się nie ruszył..
ale nawet oka nie otworzył..
tu z Czarkiem sprzed kilku dni:
A wczoraj rano, jak się obudziłam, to zobaczyłam taki obrazek..
A tutaj Ptysiek z ochroną i pocieszycielami po poprzedniej wizycie u weta i płukaniu zębodołu..
widać, że był mocno zestresowany..
i zmęczony nie tylko wizytą ale pomiaukiwaniem przez całą drogę do weta i powrotną..
a kawałek mamy do przejechania, bo jeżdżę z kociastymi do Chotomowa.. to jakieś 30 km w jedną stronę..
Wczoraj Ela zgodziła się pojechać ze mną i pilnować Ptyśka podczas jazdy, bo naprawdę bardzo nie lubi jazdy samochodem.. określenie "pomiaukiwanie" w żaden sposób nie jest adekwatne z jego zachowaniem..
to są głośne krzyki i rzucanie się w torbie transportowej.. i jedyne co go odrobinę uspokaja, to głaskanie.. ale tylko odrobinę..
No więc było trochę ciszej ale niezadowolenie okazywał przez całą drogę..
a potem musiałyśmy jeszcze poczekać w samochodzie, bo teraz do lecznicy wchodzi się pojedynczo a czeka na zewnątrz..
Weszłam jednak z Elą, żeby zostawić koty w poczekalni i jeszcze na chwilę wyjść.. w tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu i z wielkim trudem dwie osoby i techniczka wyprowadzały wielkiego labka, który miał kłopoty z chodzeniem..
zrobiło się zamieszanie, które jeszcze bardziej zestresowało i tak już maksymalnie zdenerwowanego Ptyśka..
I zwieracze nie wytrzymały..
Wszyscy natychmiast poczuliśmy co się stało, pomimo maseczek na twarzach..
Ela pomogła mi wnieść koty do gabinetu, pies właśnie był wyciągany na kocu z lecznicy, ktoś wszedł o coś zapytać..
Pani dr z techniczką wyciągnęły skamieniałego Ptyśka z torby.. od razu pod kran..
Ja zajrzałam do torby.. i też skamieniałam..
jak mam wrócić z kotem? jak mam go wsadzić do tej torby?
jak wietrzyć samochód w drodze powrotnej, żeby nam głów nie urwało?? i w ogóle jak zrobić taki przeciąg, żeby dało się oddychać i jednocześnie nie przeziębić kotów???
Na razie wyniosłam torbę z gabinetu.. a potem z lecznicy.. która już się wietrzyła..
Zostawiłam Eli tę torbę i wróciłam biegiem do gabinetu..
Ptysiek nadal skamieniały dawał się kąpać..
Pani doktor obiecała mi pożyczyć transporter..
A techniczka przyleciała z wielkim workiem na śmieci, do zapakowania torby z pozostałościami stresu Ptyśka..
Wyleciałam ponownie z lecznicy, żeby dać Eli worek..
Jak wróciłam, to Ptysiek był właśnie wycierany..
Dał się posadzić na stole, dał sobie otworzyć pysk, dał sobie przepłukać zębodół, dał sobie wyjąć szwy z dziąsła..
cały czas był w stanie absolutnego bezruchu..
Po wszystkim dał się zapakować do pożyczonego transportera..
W międzyczasie Ela schowała torbę w szczelnie zawiązanym worku do bagażnika..
Mogłyśmy wracać..
Starałam się jechać bardzo ostrożnie, żeby mi się Ptyś znowu nie zdenerwował.. a przy okazji bałam się pomyśleć co poczuję, jak otworzę ten bagażnik po powrocie..
Jakoś wróciłyśmy.. koty zostały zaniesione do mieszkania, Ela poleciała na wieczorny spacer z Shatie i Leośką a ja pojechałam na parking..
Jak wróciłam to torba była wyprana i już się suszyła..
Ela jesteś wielka..
Tylko kocyk z torby, w szczelnie zawiązanym worku, wylądował na śmietniku..
i mam nadzieję, że żaden śmietnikowy zbieracz nie będzie sprawdzał zawartości worka..
dla własnego dobra..
A poza tym mam nadzieję, że dzialanie oslabionych zwieraczy nie będzie jedynym sposobem na spokojne zachowanie Ptysia w lecznicy..