Bezsilność mnie właśnie wykończyła.. muszę się pożalić..
Mam koleżankę - sąsiadkę, która pracuje w ośrodku pomocy społecznej.. i kilka dni temu zabrała z mieszkania swojej, już byłej podopiecznej malutką sunię dziewięcioletnią, żeby poszukać jej nowego domu a wcześniej ogarnąć weterynaryjnie przy pomocy fundacji mikropsy..
Dotychczasowa opiekunka jest w hospicjum i już nie wróci.. a sunia jakiś czas była sama w mieszkaniu, wyprowadzana przez niepełnosprawną sąsiadkę.. Sunia ma padaczkę.. Długi czas nie było ataków i moja koleżanka nawet zastanawiała się czy na pewno ta padaczka jest..
Przedwczoraj, już u niej okazało się, że jednak jest.. Sunia dostała ataku.. Poleciałam, dałam luminal i poprosiłam, żeby sunię obejrzał wet..
Wczoraj wet sunię widział, zalecił odpowiednie dawki luminalu.. Wszystko byłoby dobrze, gdyby koleżanka zechciała trochę poczekać i podleczyć sunię.. może nie dosłownie podleczyć ale przez kilka dni podawać luminal i nieco zmniejszyć możliwość ataków.. bo od przedwczoraj sunia miała chyba osiem.. oczywiście zasikała sporo rzeczy..
żeby jej pokazać, że sytuacja nie jest beznadziejna, opowiadałam jej o moim padaczkowym Czarku, o jego atakach, o tym, że luminal w odpowiednich dawkach wydłuża przerwy między atakami i skraca same ataki.. aż w końcu można osiągnąć stan prawie bez ataków..
Dobra, wstęp zrobiłam a teraz do rzeczy.. problem jest następujący.. moja koleżanka ma już trzy psy, również odratowane.. małe, bardzo małe mieszkanie i zaplanowany wyjazd od 20 lipca na prawie miesiąc.. chciała tę sunię wyadoptować przed wyjazdem ale teraz, przy padaczce straciła nadzieję, że w ogóle uda się to zrobić.. a po tym jak wczoraj i dzisiaj musiała zrobić kilka prań i zapakować sunię w pampersy, żeby jej wszystkiego nie zasikała, po prostu zapakowała sunieczkę w samochód i zawiozła ją na Paluch.. a fundacja mikropsy stwierdziła, że nie mają miejsca i nie pomogą..
Sunia jest wielkości kota.. przegrzeczna, nie szczeka, nie niszczy.. jeśli się jej ustabilizuje te ataki, to będzie anioł.. A tak - czy ona wyjdzie z tego Palucha.. nie wiem..
Znam to schronisko, miałam w nim praktyki weterynaryjne.. to już dawno nie jest mordownia.. zwierzęta są zaopiekowane, weterynaryjnie również.. ale boję się o tę sunię..
I najgorsze jest to, że sama nie mogę nic.. 11 kotów i mała, średnio lubiąca inne psy - moja własna Shatie.. na takim samym metrażu, jak mieszkanie mojej koleżanki sąsiadki..
Jak napisałam na początku - piszę, żeby się wyżalić.. ale nie byłabym sobą, żebym nie zapytała, czy może ktoś z Was nie zna fajnego domu dla takiej biedy?
Dziewczynka ma na imię Tina..