To miłe, że ktoś się o nas - a właściwie o Tycię
- martwi.
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie ciepłe słowa..
Przyznam, że ta diagnoza troszkę mnie zszokowała, bo nie sądziłam, że będzie aż coś takiego..
To znaczy widziałam, że coś się z tym oczkiem Małej dzieje, ale żeby aż tak...
Tycieńka była bardzo dzielna podczas tej długiej podróży. Nie miauknęła ani razu! Na początku trochę się chowała w głębi kontenerka z przestraszoną miną, ale potem znalazła swój własny sposób na przetrwanie trudów podróży: sen.
Gdy dotarłam rano z nią do Mamy (bo najpierw tam się na chwilę zatrzymałyśmy - wizyta była dopiero na 13.30) to Tyćka tam spokojnie sobie zjadła puchę, którą jej zabrałam, popiła Convem, i zrobiła do zapasowej kuwetki siusiu i kupę. Normalnie jak w zegarku! Natomiast w całej podróży (ani w jedną, ani w drugą stronę) nie zanieczyściła transporterka w środku - mimo, że w razie czego miałam podkłady na zmianę. Cud, nie kot!
Teraz też - jak tylko przyszłyśmy niedawno do domu, dałam jeść, pić, a potem było siusiu i kupka w kuwecie..
Inna sprawa, że gdybym jej dziś rano nie karmiła do czasu wizyty, to zabieg mogłaby mieć nawet dziś, bo pani okulistka akurat miałaby czas.. No, ale skąd mogłyśmy to przewidzieć... Za to w czwartek nie będzie śniadania ani obiadu..
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za trzymanie kciuków! To daje ogromnie dużo wsparcia!
A Tyćka wyspała się w podróży, pojadła, popiła, i teraz się bawi jakby nigdy nic..