Kochane!
Otóż utonęłam w pianie z płynu do naczyń, w mleczku do czyszczenia i w tonach gąbek. Ale już powoli wychynam na światło dzienne... Jeszcze została mi łazienka dla gości na dole i dwie półki z talerzami w kuchni. A tak, to już wszystko poza tym lśni czystością...
Trzeba było też ogarnąć kicię tu. Bo starsza pani ma tu kotkę - Lolę. 18 lat skończyła ta kicia w tym roku. Ale chora jest. To znaczy zachorowała na zapalenie pęcherza ze stresu najwidoczniej - po ostatnich dwóch fatalnych "opiekunach", którzy tutaj byli.
Najpierw pani - żeby oszczędzić kotce nerwów - zamówiła weterynarza do domu. Tyle, że ta pani wetka, co przyszła, to leczy metodami naturalnymi... Hmmm.... Dziwna mi się jakaś wydała. Miała jakieś wahadełko ze sobą, czy też jakąś różdżkę taką... Miała też jakieś płyny w maleńkich fioleczkach. Przybliżała te płyny do kocicy, i machała przy niej tą a'la różdżką...
Widzieliście kiedyś takie badanie kota???
Potem kotkę obmacała, osłuchała laparoskopem... Stwierdziła zapalenie pęcherza i może problem z nerkami. No ok. Zapisała jej jakieś ampułki, jak się potem okazało, homeopatyczne... (???) Wzięła 70 Euro za tę domową wizytę...
Pobiegłam do apteki, wykupiłam ustrojstwo. Podałam kotce wieczorem, a potem następnego dnia rano. Lola wszystko zwymiotowała wraz z jedzeniem, a potem co pięć minut przysiadała w kuwecie lub na trawie w ogrodzie, i próbowała zrobić siusiu, ale nic nie szło... Tego dnia już nic nie chciała jeść...
W końcu się zdenerwowałam, i powiedziałam pani, że tak dłużej być nie może. Kotka powinna jak najszybciej pojechać do normalnego weta, mieć badanie krwi, może usg, no nie wiem...
Następnego dnia pojechałyśmy z Lolą do normalnej przychodni weterynaryjnej. Kicia została zbadana, została pobrana krew. Wetka tam stwierdziła to samo - zapalenie pęcherza, na szczęście bez zatkania, bo kicia miała pusty pęcherz. Dostała silne leki przeciwbólowe, antybiotyk, przeciwzapalne i przeciwwymiotne. Antybiotyk do domu na 5 dni od piątku - czyli od jutra. Wieczorem tego samego dnia już ładnie zjadła, a noc przespała spokojnie.. ufffff!
A dzisiaj miałyśmy telefon z tej normalnej kliniki i w badaniu krwi jest bardzo silny stan zapalny w organizmie. Mam jutro jechać do kliniki i wymienić ten antybiotyk, co dostałam dla kotki, na silniejszy, na 10 dni... Czyli naprawdę było z kotką źle. Aż strach mnie ogarnia, jak myślę, że miałaby dostawać tylko te pierwsze homeopatyczne leki, przepisane przez pierwszą wetkę - homeopatkę..
Na szczęście Lola otrzymała fachową pomoc. Ale ta pomoc w Niemczech jest niebotycznie droga! Za wizytę w normalnym gabinecie, gdzie kotka dostała parę zastrzyków, i została pobrana krew na morfologię - 105 Euro! Powariowali czy co??? W Niemczech nie mogłabym sobie pozwolić nawet na pół kota!
Chociaż ta pierwsza wetka też na coś się przydała. Bo uświadomiła tej starszej pani, którą się opiekuję, że kotka jest źle karmiona (whiskasem, shebą i marketówkami
). Kazała zamówić dla kotki Cats Finefood, Animondę Integra, Feringę itd. Po prostu wysokomięsną karmę bez zbóż. No i zamówiłyśmy - na zooplus.de! Paczuszka właśnie dzisiaj przyszła!
Lola dosłownie pożarła tackę Catz Finefood z kurczakiem! Za to na Animondę kręciła noskiem... cóż... będziemy wypróbowywać różne smaki. Ważne, że starsza pani dała się przekonać do zmiany karmy kotki. Jak ja jej mówiłam, to nie docierało. Dopiero wetka, co wzięła od niej 70 Euro, miała wystarczający autorytet....
Ale Lepiej późno, niż później, nie??? Ale szkoda kici... przez 18 lat jadła dosłownie syf......
Buziaczki i uściski z Kolonii!