Zacznę może od przywitania, bo jestem nowa na forum, chociaż podczytuje Was od hmm dobrych 5 lat.
Mojej najdroższej najukochańszej Kici już nie ma. Zmarła 10 kwietnia tego roku i miała dokładnie 13 i pół roku, bo urodziła się 10 października.
Jest mi niewyobrażalne ciężko. Była z nami od 3 tygodnia życia. Od zawsze.. i miałam wrażenie że zawsze będzie...
Nasza Kicia była zdrowa pomimo już dorosłego wieku. Była kotkiem nie wychodzacym.
23 marca dostala ataku duszności. Ciężko oddychała, tak całym ciałem. Przeraziłam się, bo nigdy jej w takim stanie nie widziałam. Pojechaliśmy do weterynarza. Kicia miała podejrzenie astmy. Dostała sterydy, antybiotyk i moczopedne i taki zestaw powtarzalismy jeszcze przez 3 dni. Z tym, że po pierwszej dawce byłam już zadowolona bo mała zaczęła się znowu dobrze czuć.
Po ostatniej dawce sterydów weterynarz powiedział, że jest to lek silnie i długo działający więc Kicia nie powinna mieć ataku do 6-8 tygodni. Może też się tak zdarzyć że już w ogóle nie będzie miała.
Uspokojona jej dobrym samopoczuciem i zapewnieniem weterynarza byłam jak najbardziej dobrej myśli.
Miałam wyjazd 5-9 kwietnia. Mieszkamy z narzeczonym z moimi rodzicami więc Kicia nie była sama.
Zdążyliśmy wrócić, o 23 godzinie 9 kwietnia, zauważyłam, że Kicia znowu ciężko oddycha. Lecz nie tak jak dwa tygodnie temu. Lekko gorzej. Mówiłam do mamy że jutro z rana trzeba będzie się z nią wybrać do weta. I nagle mała zaczęła oddychać przez pyszczek i zaczęła lecieć jej ślina. W sekunde ubrałam się i pojechaliśmy do weterynarza. Było już po północy i obydzilismy go.
Kicia dostała znowu steryd i moczopedne. Wet powiedział żeby zadzwonić jutro żeby powiedzieć jak się mała czuje i żeby zapisać po podleczeniu teraz na echo serca. Zaczął podejrzewać schorzenia kardiologiczne. Mówił też, że słyszy szmery w płuckach.
Wróciliśmy do domu. Ja zadowolona, że zaraz napewno jej się polepszy. Przecież dostała leki i była u specjalisty...
Poszłam się tylko przebrać i pomyślałam, że podłoże jej ręcznik bo dostała ten moczopedny...
I zauważyliśmy z mamą,że wcale nie jest lepiej z nią. Że oddycha nadal ciężko. Miałam ją oglądać w nocy. I nagle usłyszałam jak zaczęła tak jeczęć głośno. Zeszla na podłogę i po prostu zaczęła się dusić. Nie wiedzialysmy co robić. Niby dostała przed chwilą lek po którym miało być dobrze...
Kicia zmarła o 1.30 w strasznych meczarniach, dusząc się. Gdzie była przed chwilą u weterynarza.
Nie wiem co mam myśleć. Weterynarz nic mi nie powiedział, że jest to stan agonalny. Nie zasugerował uśpienia. Nic nie powiedział. Nic chyba nie zauważył bo przecież mówił o przyszłym echo serca...
Mam strasznie za złe do weta jak nie mógł zauważyć że moj Kotek umiera. Tak strasznie się męczył...
Na drugi dzień byłam u niego. Powiedział, że niby podejrzewał... to mógł powiedzieć...
Bardzo tęsknię za moją Kicią i bardzo przeżyłam jej odejście. Co noc mam koszmary...
Mama mówi, że Kicia na mnie czekała... Bo faktycznie zmarła dwie godziny po tym jak przyjechałam..
Mam nadzieję, że już nie cierpi i jest jej dobrze za Tęczowym Mostem.