Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Ewa L. pisze:Dziękuję wszystkim za to , że jesteście ze mną.
Z tatą niestety nadal nie jest dobrze. Już jakby coś drgnęło , zaczęło się poprawiać by nagle znów zrobić się źle. Nie byłam w szpitalu od wtorku bo pracuję popołudniówki. W środę tatę zabrali na jakieś badania i nie czuł się później najlepiej. Był zmęczony , prawie cały czas spał i niewiele mówił. W czwartek była u niego mama i rozmawiała z lekarką. Pani doktor powiedziała , że po niedzieli tak koło wtorku wypiszą go do domu. Ma zapalenie płuc a nie jak wcześnie mówiono drobną infekcję , krztusi się więc ponownie założono mu sondę do jedzenia i co jakiś czas odsysają go bo nie jest w stanie samodzielnie odkaszlnąć i pozbyć się zalegającej flegmy a o rehabilitacji to w tej chwili możemy zapomnieć bo na rehabilitację trzeba się zakwalifikować a tata się nie kwalifikuje bo jest za słaby ale żeby wypisać go do domu to jak najbardziej się nadaje bo 10 dni pobytu w szpitalu minęło i zaczyna im psuć statystyki. Z takimi rewelacjami przyszła do mnie w czwartek do pracy moja mama. Jeszcze jak była trzymałam się w ryzach bo szarpała mną taka złość ale gdy poszła wszelkie hamulce mi puściły . Nie wytrzymałam i się rozsypałam. Złapał mnie taki niemal histeryczny płacz , że nie byłam w stanie nad nim zapanować . Dziewczyny uspakajały mnie , zrobiły melisy a ja nie mogłam opanować płaczu. W końcu kierowniczka zadzwoniła do głównego kierownika a ten kazał mi iść do domu Nie wiem jak wróciłam do domu ale płacz mnie tak wykończył , że padłam i obudziła mnie dopiero mama która poszła do mnie do pracy a gdy się dowiedziała co się stało przyszła do domu.
W piątek sprawa wypisu do domu padła bo z plwociny wziętej do badania wyszło ,że tata wyhodował sobie jakąś nie fajna bakterię. Przeniesiono go do izolatki i aby do niego wejść musimy zakładać fartuch i rękawiczki. Byłam w sobotę u taty. Ucieszył się gdy przyszłam i trochę ożywił. Porozmawiał w miarę możliwości , nakarmiono go zupką którą przyniosłam . Mówiłam mu różne rzeczy by podtrzymać go na duchu o tym , że niedługo zacznie być lepiej bo najpierw musi być bardzo źle żeby zaczęło się w końcu poprawiać, żeby się nie martwił bo nie a darmo jest uparciuchem i jak się uprzemy, że będzie chodził to będzie. Jak nie o kulach będzie chciał to kupie mu takiego mercedesa ( balkonik ) jak ma sąsiadka i razem będą na spacery jeździć . Żalił się , że bardzo boli go kręgosłup więc wytłumaczyłam , że to przez to , że cały czas leży ale jak zacznie chodzić to od razu się rozrusza i przestanie boleć więc dlatego musimy popracować nad tym by zaczął chodzić.
Wracając do domu w tramwaju popłakałam myśląc o tym czy uda mi się spełnić obietnice .
Użytkownicy przeglądający ten dział: jolabuk5 i 162 gości